×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Władza się wymrozi

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Przychodzi wysoki urzędnik państwowy do kriokomory, zostaje wpuszczony bez kolejki i pojedynczo. Pacjenci niebędący wysokimi urzędnikami państwowymi pokornie czekają na swoją kolej, a dziennikarz portalu OKO.press postanawia sprawdzić, o co chodzi z tym uprzywilejowanym dostępem do mrożenia.

Kriokomora. Fot. Paweł Sowa / Agencja Gazeta

Podając się za pacjenta, w rozmowie telefonicznej słyszy najpierw dość nieskładne wyjaśnienia o przywilejach nadanych przez „ustawę ministra obrony narodowej” a potem, że lepiej dla niego będzie, jak wykaże się rozsądkiem i przestanie zadawać pytania, bo pacjentów nagrywa kamera i nierozsądni mogą „tłumaczyć się przed służbami”.

To wszystko wydarzyło się naprawdę – w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. Naprawdę dwóch urzędników – wiceminister MON i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego – zostało wpuszczonych bez kolejki i pojedynczo do kriokomory, a inni pacjenci – wpuszczani piątkami – musieli na to patrzeć i czekać w kolejce. Zgoda, nie naczekali się długo, bo zabieg w kriokomorze trwa trzy minuty. O co więc tyle hałasu?

O zasady. Bo uprzywilejowany dostęp do świadczeń medycznych przysługuje tylko bardzo wąskiej grupie polityków – prezydentowi, premierowi, marszałkom Sejmu i Senatu. W dodatku – tylko „w razie nagłego zachorowania lub urazu, wypadku, zatrucia lub konieczności natychmiastowego leczenia szpitalnego”, jak przewiduje ustawa o wynagrodzeniu osób sprawujących kierownicze stanowiska państwowe.

Fizjoterapia, rehabilitacja – do których dostęp jest w Polsce fatalny – do katalogu tych świadczeń się nie zalicza, więc (przynajmniej w teorii), gdyby prezydent Andrzej Duda otrzymał zalecenia poddania się krioterapii i chciał z niej skorzystać „na NFZ”, powinien ustawić się w kolejce, a potem wejść do kriokomory w towarzystwie innych pięciu pacjentów. To oczywiście, ze względów bezpieczeństwa, niemożliwe – ale tak wynika z przepisów.

Te same przepisy nie dają żadnych przywilejów innym, nawet najwyższym urzędnikom państwowym. Również ministrom, o wiceministrach nie wspominając.

Przepisy sobie, życie sobie. Jedną z przyczyn, dla których system ochrony zdrowia od lat tkwi w zapaści bez wątpienia jest fakt, że elity – polityczne, ekonomiczne, po części również opiniotwórcze – na co dzień mogą korzystać (i korzystają) z różnych form uprzywilejowanego dostępu do świadczeń.

Częściowo – przez finansowanie opieki zdrowotnej z własnej kieszeni, czy to w formie gotówkowej czy w formie polisy zdrowotnej lub abonamentu. Dobrze sytuowani Polacy do pewnego momentu – momentem tym jest zwykle zderzenie z leczeniem szpitalnym, pobyt na oddziale ratunkowym lub towarzyszenie bliskiej osobie, potrzebującej nagłej pomocy – nie mają pojęcia, jak funkcjonuje publiczna ochrona zdrowia.

Nie mają też tego pojęcia politycy, urzędnicy państwowi, przed którymi szeroko – od zawsze, to nie jest problem tylko obecnej władzy przyłapanej na obchodzeniu kolejki do „mrożenia” – otwierają się drzwi gabinetów, których sforsowanie przeciętnemu Polakowi zajmuje miesiące, czasami lata. Posłowie, senatorowie, ministrowie zwykle nie czekają w kolejkach. Ba, witani są w szpitalach kwiatami i lokowani w komfortowych „jedynkach”.

Problemem nie jest kilka minut w kriokomorze. W ostatnim sezonie „House of Cards” diaboliczny szef personelu Białego Domu zmusza minister zdrowia USA do umieszczenia rannego Franka Underwooda na pierwszym miejscu oczekujących na przeszczep wątroby. Umiera człowiek, prezydenta w ostatniej chwili udaje się uratować. To dopiero niesprawiedliwość i złamanie wszelkich zasad. I byłoby skrajną naiwnością twierdzić, że „takie rzeczy” możliwe są – w cywilizowanym kraju – tylko w serialach. Jest bardzo prawdopodobne, że nie tylko.

Wróćmy więc do „krioafery”. WIM to specyficzny szpital, podobnie jak MSWiA specjalizujący się w leczeniu VIP-ów. Do tej pory nie wyjaśniono, na jakich zasadach na rutynowe (jak podkreślają politycy PiS) badania trafia tam od lat prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Szeregowy poseł nie ma bowiem żadnej ustawowej „przepustki” do specjalnego traktowania. Ale tym bardziej dziwi skrajna bezradność radzenia sobie z niewygodnymi pytaniami. Grożenie zainteresowaniem służb, apele o rozsądek... Tak, jakby pracownicy Wojskowego Instytutu Medycznego zapomnieli, że przy całej specyfice, pracują po prostu w jednym z publicznych szpitali.

W których – przynajmniej w świetle przepisów – pacjenci nie dzielą się na równych i równiejszych. I na pewno dzielić się nie powinni.

31.01.2018
Zobacz także
  • Zaklinanie rzeczywistości „dobrem pacjenta”
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta