×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Niekończący się koszmar w Mariupolu

Sasha (pracownik MSF w Ukrainie)*
MSF

Sytuacja pogarsza się z każdym dniem. Ludzie w Mariupolu giną z powodu ostrzału, bombardowań, braku żywności, wody czy opieki zdrowotnej. Niewinni cywile codziennie, co godzinę i w każdej minucie zmagają się z nieznośnymi warunkami i trudami. Niewielu z nich udało się uciec, a ogromna ich część nadal ukrywa się w zniszczonych budynkach lub w piwnicach zrujnowanych domów.


Mariupol, 24 marca 2022 r. Fot. depositphotos/ darvik

Urodziłem się w Mariupolu i spędziłem w nim całe swoje życie. Studiowałem, pracowałem i bawiłem się w Mariupolu. Kiedy zatrudniło mnie MSF, cieszyłem się, że mogę wykonywać pracę, która ma sens. Życie w Mariupolu było dobre.

Ale nagle stało się prawdziwym piekłem.

Na początku nikt z nas nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje, bo w naszych czasach takie rzeczy po prostu nie powinny mieć miejsca. Nie spodziewaliśmy się wojny i nie spodziewaliśmy się bomb. Myśleliśmy, że to tylko gadanie w telewizji i ktoś powstrzyma to szaleństwo. Kiedy zdałem sobie sprawę, że to naprawdę staje się rzeczywistością, poczułem się źle – tak źle, że nie mogłem jeść przez trzy dni.

Każdy dzień jak utrata całego życia

Na początku wszystko wydawało się mniej więcej normalne, chociaż wiedzieliśmy, że nic już nie jest normalne. Ale potem zaczęły się bombardowania i świat, jaki znaliśmy, przestał istnieć. Nasze życie zostało zamknięte między bombami i pociskami spadającymi z nieba, niszcząc wszystko. Nie mogliśmy myśleć o niczym innym i nie mogliśmy nic więcej czuć.

Dni tygodnia przestały mieć jakiekolwiek znaczenie: nie wiedziałam, czy był piątek, czy sobota – to był tylko jeden długi koszmar. Moja siostra próbowała liczyć dni, ale dla mnie wszystko było zamazane. W ciągu pierwszych kilku dni na szczęście udało nam się przekazać część pozostałych materiałów medycznych MSF do oddziału ratunkowego w Mariupolu, ale kiedy sieć elektryczna i telefoniczna przestały działać, nie mogliśmy już kontaktować się z kolegami i nie mogliśmy wykonywać żadnej pracy. Bombardowania stawały się coraz gorsze z każdym dniem. Nasze dni składały się wtedy z prób przetrwania i szukania możliwości wyjazdu.

Jak opisać, że dom staje się miejscem terroru? W całym mieście, prawie we wszystkich dzielnicach, pojawiły się nowe cmentarze – nawet na małym podwórku przedszkola w pobliżu mojego domu, gdzie powinny się bawić dzieci. Jak taka przeszłość może kiedykolwiek przynieść przyszłość naszym dzieciom? W jaki sposób znieść więcej bólu i smutku? Każdy dzień jest jak utrata całego życia.

Musiałem ją stamtąd wyciągnąć

Byłem wzruszony, widząc tak wielu ludzi pomagających innym – każdy martwił się o kogoś innego, a nigdy o siebie. Matki martwią się o swoje dzieci, a dzieci martwią się o rodziców. Martwiłem się o moją siostrę – była tak zestresowana z powodu bombardowań, że myślałem, że jej serce przestanie bić. Jej zegarek fitness wskazywał 180 uderzeń serca na minutę. Powiedziałem jej, że byłoby głupio, gdyby miała umrzeć ze strachu. Z czasem zaadaptowała się bardziej i zamiast zastygać ze strachu podczas ostrzału, opowiedziała mi o różnych kryjówkach, jakie przyszły jej do głowy. Nadal bardzo się o nią martwiłem i było jasne, że muszę ją stamtąd wydostać.

Przeprowadziliśmy się trzy razy, aby znaleźć najbezpieczniejsze miejsce. Mieliśmy szczęście, ponieważ trafiliśmy na niesamowitą grupę ludzi, którą teraz uważam za moją rodzinę. Historia już dowiodła, że ludzkość przetrwa, pozostając razem i pomagając sobie nawzajem. Widziałem to na własne oczy i naprawdę mnie to poruszyło.

Poruszyło mnie też, jak odważni są ludzie – albo jak odważni muszą być. Pamiętam jedną rodzinę, która gotowała na ulicy przed domem. Zaledwie kilka metrów od ich znajdowały się dwie duże dziury w ziemi po pociskach, które uderzyły w inną rodzinę zaledwie kilka dni wcześniej.

Poruszyło mnie to, jak ludzie trzymają się życia i tego co dobre. 8 marca postanowiliśmy mimo wszystko uczcić Międzynarodowy Dzień Kobiet. Zadzwoniliśmy do sąsiadów, a oni zaprosili swoich znajomych. Ktoś znalazł jedną butelkę szampana, a ktoś nawet zrobił ciasto z tylko połowy dostępnych składników z przepisu. Udało nam się nawet posłuchać przez kilka minut muzyki. Przez pół godziny naprawdę świętowaliśmy i dobrze było znów być szczęśliwym i śmiać się. Żartowaliśmy nawet, że ten koszmar się skończy.

Ale on trwał i wydaje się, że nie skończy się nigdy.

Ogrom zniszczenia i smutku

Próbowaliśmy wyjechać każdego dnia, ale było tak wiele plotek o tym, co się dzieje, a co nie, że zaczęliśmy myśleć, że to się nigdy nie wydarzy. Pewnego dnia dostaliśmy informację, że konwój odjeżdża, wgramoliliśmy się do mojego starego samochodu i pojechaliśmy, aby znaleźć miejsce odjazd. Powiedzieliśmy o tym tak wielu osobom, jak tylko mogliśmy, ale teraz ogarnia mnie smutek, gdy myślę o tych, których nie mogłem powiadomić. Wszystko wydarzyło się tak szybko i nie mogliśmy do nikogo zadzwonić, ponieważ nie działały telefony.

Wyjazd był ogromnym bałaganem i paniką, z mnóstwem samochodów jadących we wszystkich kierunkach. Widzieliśmy samochód, w którym było tak wielu ludzi, że nie sposób było ich zliczyć – ich twarze były wgniecione w szyby. Nie wiem, czy im się udało, ale mam nadzieję, że tak. Nie mieliśmy mapy i obawialiśmy się, że pójdziemy w złym kierunku, ale jakoś wybraliśmy właściwą drogę i wydostaliśmy się z Mariupola.

Dopiero gdy próbowaliśmy opuścić Mariupol, zdałem sobie sprawę, że jest gorzej, niż początkowo sądziłem. Okazało się, że miałem szczęście schronić się w części miasta, która została stosunkowo oszczędzona przez bombardowania, ale po drodze widziałem wiele zniszczeń i smutku. Widzieliśmy gigantyczne kratery wśród bloków mieszkalnych, zniszczone supermarkety, placówki medyczne i szkoły, a nawet zniszczone schrony, w których kryli się ludzie.

Serce boli z troski o rodzinę

Na razie jesteśmy bezpieczni, ale nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Kiedy w końcu uzyskałem dostęp do Internetu, byłem w szoku, widząc zdjęcia mojego ukochanego miasta w płomieniach i współobywateli pod gruzami. W wiadomościach przeczytałam o ostrzale teatru, w którym schroniło się wiele rodzin z dziećmi, i po prostu nie mogę znaleźć słów, by opisać, jak się wtedy czułam. Mogę tylko zapytać: dlaczego?

Nie mieliśmy innego wyjścia, jak zostawić tak wielu bliskich. Myśl o nich i wszystkich innych, którzy wciąż tam są, jest trudna do zniesienia. Moje serce boli z troski o rodzinę. Próbowałem wrócić, żeby ich wydostać, ale nie udało mi się. Teraz nie mam od nich żadnych wiadomości.

Ludzie, którzy są razem, będą mieli większe szanse na przeżycie, ale jest tak wielu, którzy są sami. Ci, którzy są starzy i słabi, nie mogą chodzić kilometrami, aby znaleźć wodę i jedzenie. Jak to zrobią?

Nie mogę przestać myśleć o staruszce, którą poznaliśmy na ulicy dwa tygodnie temu. Nie chodziła dobrze, miała potłuczone okulary, więc też niewiele widziała. Wyciągnęła mały telefon komórkowy i zapytała, czy możemy go dla niej naładować. Próbowałem to zrobić na akumulatorze samochodowym, ale mi się nie udało. Powiedziałem jej, że sieć telefoniczna nie działa i nie będzie mogła do nikogo zadzwonić, nawet gdyby miała baterię.

– Wiem, że nie będę mogła do nikogo zadzwonić – powiedziała. – Ale może kiedyś ktoś będzie chciał do mnie zadzwonić – dodała. Zdałem sobie sprawę, że była sama i że wszystkie jej nadzieje spoczywały w telefonie. Może ktoś próbuje do niej zadzwonić. Może moja rodzina próbuje do mnie zadzwonić. Nie wiemy.

Minął prawie miesiąc od rozpoczęcia tego koszmaru, a sytuacja pogarsza się z każdym dniem. Ludzie w Mariupolu giną każdego dnia z powodu ostrzału, bombardowań oraz braku żywności, wody czy opieki zdrowotnej. Niewinni cywile codziennie, co godzinę i w każdej minucie zmagają się z nieznośnymi warunkami i trudami. Niewielu z nich udało się uciec, ale ogromna ich część nadal ukrywa się w zniszczonych budynkach lub w piwnicach zrujnowanych domów bez jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz.

Dlaczego to wszystko wciąż przytrafia się niewinnym ludziom? Jak długo ludzkość będzie pozwalała, by ta katastrofa trwała?

* Imię autora zmieniono w celu ochrony jego tożsamości.

25.03.2022
Zobacz także
  • Nie możemy ryzykować
  • Jak w bunkrze
  • Sytuacja jest trudna dla wszystkich
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta