×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studenci medycyny myślą o migracji

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Studenci ostatniego roku medycyny nie wierzą, że otwieranie nowych kierunków lekarskich przełoży się na poprawę dostępności lekarzy. Zdaniem ekspertów, ta intuicja jest słuszna, bo choć minister zdrowia deklaruje determinację w lawinowym zwiększaniu liczby lekarzy, rzeczywistość może go negatywnie zaskoczyć.


Fot. Adobe Stock

  • Co trzecia osoba studiująca w języku polskim deklaruje, że przynajmniej rozważa migrację
  • To nie wynagrodzenia wypychają lekarzy za granicę, znalazły się one co prawda wysoko, ale dopiero na czwartym miejscu
  • Czynnikami przemawiającymi za wyjazdem są „czynniki społeczno-polityczne” oraz hejt. Potem – warunki pracy i perspektywy rozwoju kariery
  • Odpływ kadr między publicznym a prywatnym systemem jest zjawiskiem z punktu widzenia tego pierwszego po pierwsze odczuwalnym, po drugie – groźnym
  • Z punktu widzenia organizacji ochrony zdrowia i zaspakajania potrzeb zdrowotnych „pęd” młodych (i nie tylko) lekarzy do ośrodków wielkomiejskich jest naturalny i obserwowany we wszystkich krajach

Między innymi o tych problemach dyskutowano podczas Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach. Nowe wyniki badań postaw studentów medycyny wobec migracji (pierwsze były prezentowane jesienią) przedstawił dr hab. Maciej Duszczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. Badania objęły studentów szóstego roku trzynastu uczelni medycznych, studiujących zarówno w języku polskim, jak i angielskim. – Takich badań na świecie jeszcze nie było – stwierdził ekspert. – To są tzw. badania „powtórzone”. Chcemy uchwycić zmiany migracyjne w czasie i przestrzeni oraz ocenić potencjał migracyjny studentów VI roku publicznych uczelni medycznych. Co roku robimy takie same moduły w kwestionariuszu ankiety, dodatkowo jednak sprawdzamy inne czynniki, takie jak pandemia COVID-19 czy wojna w Ukrainie, i ich wpływ na decyzje migracyjne. Obecnie nasze badanie obejmuje blisko 20 proc. wszystkich studentów ostatnich lat medycyny.

Wnioski? Jeśli chodzi o studentów studiujących w języku angielskim, trudno mówić o zaskoczeniu – dziewięciu na dziesięciu zamierza wyjechać zaraz po studiach. Są wśród nich Polacy, ale przeważają obywatele krajów Europy Zachodniej, również Skandynawii. Poziom oferowany przez polskie „stare” uczelnie medyczne jest wysoki, studia – stosunkowo tanie, natomiast ci obcokrajowcy ani przez moment nie zakładali, że mogą związać swoją karierę zawodową z Polską. Nieliczni, którzy dopuszczają pozostanie w Polsce, przynajmniej na jakiś czas, to przede wszystkim obywatele państw zza naszej wschodniej granicy, tych bliższych, ale też całkiem egzotycznych – jak Filipiny.

Z punktu widzenia polskiego systemu ochrony zdrowia i polskiego pacjenta znacznie ważniejsza jest postawa wobec emigracji osób studiujących w języku polskim, Polaków. Co trzeci z nich deklaruje, że przynajmniej rozważa emigrację (nawet jeśli minister zdrowia zapewnia – ostatnio w niedzielę podczas spotkania w Pile – że udało się zatrzymać emigrację lekarzy). Główne kierunki potencjalnej emigracji to: Niemcy, Skandynawia, Szwajcaria, Wielka Brytania. Jednak nie jest to plan na „bezpośrednio po studiach”, co również można zrozumieć choćby z praktycznego punktu widzenia – na rynku pracy za granicą najbardziej cenieni są lekarze specjaliści, a robienie specjalizacji za granicą (jakkolwiek część młodych lekarzy bierze pod uwagę takie rozwiązanie, jeśli miałoby się okazać, że w kraju dostęp do wybranej specjalizacji będzie utrudniony) wydaje się trudniejsze, choć – jak mówiła Grażyna Cebula-Kubat, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy – wielu lekarzy decyduje się na wyjazd właśnie dlatego, że za granicą mają szybszą możliwość uzyskania wymarzonych specjalizacji.

Dlaczego młodzi adepci medycyny – jeszcze przecież nie lekarze – myślą o migracji? W jednym wyniki badań pokrywają się z oficjalną narracją – to nie wynagrodzenia wypychają lekarzy za granicę, znalazły się one co prawda wysoko, ale dopiero na czwartym miejscu. Czynnikami przemawiającymi za wyjazdem są „czynniki społeczno-polityczne” oraz hejt. Potem – warunki pracy i perspektywy rozwoju kariery. Co to są „czynniki społeczno-polityczne”? Niepokój o stan debaty publicznej w Polsce połączony z poczuciem, że niewiele się w tym obszarze zmieni. To również prawa mniejszości oraz będąca w centrum zainteresowania środowiska lekarskiego kwestia systemu no fault, a konkretnie – realnego zagrożenia, że lekarz za swoje decyzje terapeutyczne, jeśli zakończą się niepowodzeniem, może odpowiadać przed prokuratorem, nawet wtedy, gdy nie doszło do błędu medycznego. To, co powinno zwrócić uwagę, to fakt, że najsilniejszym czynnikiem o wektorze przeciwnym, czyli powstrzymującym przed migracją, są związki rodzinne – młodzi nie widzą argumentów systemowych, dla których mieliby wybrać pracę w Polsce, zaś decyzje, jakie zapadają w ostatnich miesiącach – na przykład związane z ustawą o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta – dostarczają tylko kolejnych argumentów przemawiających za wyjazdem.

Migracja zagraniczna nie wyczerpuje problemu. Gilbert Kolbe, koordynator zespołu pielęgniarskiego w Jutro Medical, podkreślał, że w jego zawodzie „zewnętrzna emigracja trochę się ograniczyła” (tak naprawdę zagraniczne wyjazdy pielęgniarek i położnych nigdy nie były tak dużym problemem, jak migracja lekarzy, na pracę za granicą decydował się i nadal decyduje znikomy odsetek pielęgniarek) – problemem jest migracja wewnętrzna, a konkretnie – odpływ kadr z publicznego systemu do prywatnego. – Młodzi ludzie po studiach najczęściej nie chcą pracować w publicznym systemie ochrony zdrowia, który nie zapewnia im odpowiednich warunków. Nie zapewnia im komfortu, który mają np. w systemie prywatnym, u prywatnych pracodawców, gdzie bada się to, jaką ścieżkę kariery mogą obrać, co dla nich jest dobre, co dla nich jest ważne, gdzie dba się o atmosferę w miejscu pracy – wyliczał Kolbe. Również inni uczestnicy dyskusji zwracali uwagę, że odpływ kadr między publicznym a prywatnym systemem jest zjawiskiem z punktu widzenia tego pierwszego po pierwsze odczuwalnym, po drugie – groźnym. Publiczny system przegrywa z prywatnym nie tylko dlatego, że jest mniej przyjazny, ale przede wszystkim dlatego, że jest dużo bardziej – zwłaszcza w obszarze lecznictwa zamkniętego – wymagający i absorbujący, również czasowo (dyżury).

W ramach badania zapytano również studentów, czy rosnąca liczba kierunków lekarskich w Polsce rozwiąże problem dostępu do lekarzy. Minister zdrowia w czwartek stwierdził, że jest zdeterminowany by w najbliższych latach liczba lekarzy rosła „lawinowo”. – W skali od 1 do 5 odpowiedzi wyniosły 1,7 – nie wierzą, że to rozwiąże problem. Wyprodukowanie lekarzy nie daje gwarancji rozwiązania problemu ich braku na rynku pracy – mówił dr Duszczyk.

Dlaczego? Z jednej strony można się spodziewać, że część po prostu wyjedzie, zwłaszcza że popyt na pracę lekarzy rośnie i będzie rosnąć w całej Unii Europejskiej. Po drugie, cykl kształcenia lekarza trwa obecnie około 11–12 lat (sześć lat studiów, staż, pięć lat specjalizacji) i nawet jeśli Ministerstwo Zdrowia robi wszystko, by go skrócić – resort zdaje się „nie odpuszczać” budzącego kontrowersje pomysłu likwidacji stażu, skraca lub chce skrócić o rok programy wielu specjalizacji – to można przyjąć, że dziesięć lat to absolutne minimum. Zważywszy na postępującą feminizację zawodu lekarza, trudne do osiągnięcia z przyczyn naturalnych – młode kobiety w związku z macierzyństwem mają o wiele więcej przerw w tej ścieżce niż mężczyźni, o czym praktycznie się nie wspomina.

– Być może powinniśmy zmienić akcenty w ochronie zdrowia na to, żeby nowe zawody czy też inne zawody poszerzyły swoją odpowiedzialność za zdrowie populacji – zaznaczył Artur Białoszewski, epidemiolog, mazowiecki konsultant wojewódzki w dziedzinie zdrowia środowiskowego. – Teraz widzimy działania ministerstwa zdrowia mające na celu znaczące podniesienie liczby i podaży lekarzy o 10 tysięcy. Tylko efekt będziemy mieli w przeciągu najbliższych dziesięciu lat, kiedy około 35 proc. populacji Polski będzie powyżej 65. roku życia. Wtedy potrzeby zdrowotne będą nieprawdopodobnie wysokie i nie ma odwrotu od tego, żeby inne zawody medyczne przejęły też współodpowiedzialność za zdrowie populacji.

W aspekcie migracji poruszono również kwestię migracji wewnętrznej w wymiarze geograficznym. Eksperci wskazywali, że choć rzeczywiście jest to problem, z punktu widzenia organizacji ochrony zdrowia i zaspakajania potrzeb zdrowotnych „pęd” młodych (i nie tylko) lekarzy do ośrodków wielkomiejskich jest naturalny i obserwowany we wszystkich krajach, a decydenci muszą się raczej koncentrować na wypracowywaniu zachęt, które skutkowałyby większą gotowością lekarzy do stałego lub przynajmniej czasowego wiązania swojej drogi zawodowej z mniejszymi miejscowościami.

14.03.2023
Zobacz także
  • Lekarz rodzinny na urlopie… co kilka lat
  • Co wypycha lekarzy za granicę
  • FPZ: co trzeci Polak może stracić dostęp do lekarza
  • Rekordowa liczba lekarzy chce wyemigrować
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta