×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Zaufanie zdobywam tym, jak się do kogoś odnoszę

Maria Zimny
Kurier MP

Jest prawdopodobnie najbardziej wytatuowaną pielęgniarką w Polsce. Kolorowe tatuaże pokrywają około 90% jej ciała. Jak jej wygląd wpływa na wykonywaną pracę?

Karolina Zarzycka. Fot. arch. wł.

  • Jedna trzecia uczestników badania na temat zdobienia ciała przez pracowników ochrony zdrowia nie wyraziła akceptacji dla takich praktyk
  • Dla wielu osób zaskakujące jest to, że spotykam się z tak pozytywnym odbiorem mojego wyglądu – mówi Karolina Zarzycka
  • Zdarzają się w pracy sytuacje, kiedy pacjentka jest ucieszona, widziała mnie w gazecie i chce sobie ze mną zrobić zdjęcie, by pokazać wnuczce – opowiada
  • Większość widocznych tatuaży zrobiłam niedawno. Decydując się na taki krok trzeba mieć świadomość jego ciężaru i tego, że trzeba będzie go udźwignąć – podkreśla
  • Jej zdaniem jednemu pracodawcy tatuaże nie będą przeszkadzać, ale znajdą się tacy, którym niekoniecznie się to spodoba
  • Ludzie zapamiętują mnie nie tylko przez to, jak wyglądam, ale przez to, jaka jestem – podkreśla
  • Rzeczywiście uprawiam zawód zaufania publicznego, powinnam jako pracownik wzbudzać zaufanie – tyle że zdobywam je nie wyglądem, a tym, jak się do kogoś odnoszę – mówi

Budowanie relacji opartej na zaufaniu między pracownikiem ochrony zdrowia a pacjentem zachodzi na kilku płaszczyznach i ma wpływ na przebieg wizyty czy leczenia. Wiedza i umiejętności pracownika to podstawa, jednak aspekt wizualny to pierwsza płaszczyzna kontaktu, która nie pozostaje bez znaczenia na budowania relacji. Nad tym tematem pochyliła się grupa badaczy, którzy napisali wydany w 2020 roku artykuł „Zdobienie ciała osób zatrudnionych w branży medycznej w opiniach pacjentów” . Skupili się oni na widocznych sposobach zdobienia ciała. Wśród 102 pacjentów, którzy w 2016 roku w całości uzupełnili przygotowane formularze, aż jedna trzecia nie wyraziła akceptacji dla zdobień ciała u personelu medycznego. Uczestnikom badania przeszkadzały przede wszystkim piercing oraz widoczne tatuaże.

Skoro tak prezentują się wyniki jednego z przeprowadzonych na pacjentach badań, jak wygląda życie pracownika ochrony zdrowia, który poprzez swój wygląd – tatuaże – zwraca uwagę każdego w swoim szpitalnym otoczeniu? O tym porozmawialiśmy z pielęgniarką i instrumentariuszką Karoliną Zarzycką, która od 15-16 lat pracuje na oddziale okulistyki Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Towarzyszy ona pacjentom na oddziale dziennym, jak też na tamtejszym ostrym dyżurze oraz asystuje podczas operacji. Jest też prawdopodobnie najbardziej wytatuowaną pielęgniarką w Polsce. Kolorowe tatuaże pokrywają około 90% jej ciała.

Maria Zimny: Obok człowieka, nie tylko pielęgniarki, który wygląda tak jak Pani, nie sposób przejść obojętnie. Jak się Pani czuje z tym, że swoim wyglądem budzi tak duże zainteresowanie?

Karolina Zarzycka: Już się do tego przyzwyczaiłam, ale 16 lat temu to było trochę dziwne, kiedy ludzie w różny sposób zwracali na mnie uwagę. Na przykład pani w autobusie próbowała mnie nawracać i mówić, bym nie szła tą drogą. Czasami ktoś pytał, czy może dotknąć skóry na ręce, bo zawsze się zastanawiał, czy taki tatuaż można wyczuć. Dziwniej było kiedy np. jakaś pani w kolejce próbowała mnie dotknąć bez mojej wiedzy.


Karolina Zarzycka. Fot. arch. wł.

Teraz takich bezpośrednich reakcji jest mniej, ludzie raczej się przyglądają, a ja już tego nawet nie zauważam lub nie zwracam uwagi. Wszystkie te reakcje nigdy nie były też skierowane przeciwko mnie, bardziej wynikały z ciekawości. Nigdy nie spotkałam się z czymś naprawdę nieprzyjemnym. W końcu są to tytko tatuaże, które nic w życiu nie zmieniają poza tym, że ma się takie ubranie już na stałe. Pewnie dla wielu osób, nawet dla mojej mamy, zaskakujące jest to, że spotykałam i spotykam się z tak pozytywnym odbiorem mojego wyglądu, ale tak naprawdę jest.

Za sprawą swojego wyglądu od jakiegoś czasu budzi Pani zainteresowanie medialne.

To prawda i od tego czasu zdarzają mi się w pracy sytuacje, kiedy na oddziale zabiegowym, na którym pracuję, pacjentka jest ucieszona, ponieważ widziała mnie w gazecie i chce sobie ze mną zrobić zdjęcie, by pokazać wnuczce. Kiedyś też było tak, że weszłam na salę, a pacjentki w telefonach miały otwarte artykuły i wywiady ze mną. To są dosyć zabawne, ale też przyjemne momenty.

Czyli Pani tatuaże nikomu nie przeszkadzają. Pokazuje Pani, że można pracować w ochronie zdrowia i być wytatuowanym.

Tak, z tym że kiedy piszą do mnie młodzi ludzie, którzy są zachwyceni, że można tak wyglądać i wykonywać jednocześnie zawód medyczny, odpisując im zawsze podkreślam jedną rzecz: to, jak wyglądam teraz, było procesem. Pracuję już 16 lat i przez ten czas stopniowo się tatuowałam, to wszystko nie powstało naraz. Większość widocznych tatuaży zrobiłam całkiem niedawno. Pierwszy tatuaż, którego nie da się ukryć – na dłoniach – powstał na moje 30. urodziny, czyli 8 lat temu. To był dobry moment, nie wcześniej. Pozostałe równie widoczne, których nie da się ukryć, robiłam jeszcze później.

Decydując się na taki krok trzeba mieć świadomość jego ciężaru i tego, że trzeba będzie go udźwignąć. Zanim zrobiłam te widoczne tatuaże, miałam za sobą lata pracy, doświadczenia, kursów i umiejętności, które świadczyły o mnie jako o pracowniku. To zgoła co innego niż ubieganie się o pierwszą pracę mając już na sobie to wszystko. Jednemu pracodawcy to nie będzie przeszkadzać, ale znajdą się tacy, którym niekoniecznie to się spodoba. Dlatego lepiej tatuować się stopniowo, zdobywając coraz większe kompetencje w swoim zawodzie. Warto szkolić się, robić kursy, specjalizacje, by nikt nie mógł nam zarzucić, że wyglądamy nieodpowiednio, więc on nas nie chce zatrudnić. Kiedy masz w ręku papiery, które poświadczają twoje kompetencje i to, że jesteś świetnym specjalistą, na rynku pracy jesteś zwyczajnie wartościowym pracownikiem, a wygląd ma wtedy drugorzędne znaczenie. Na tatuaż zawsze jest czas, warto do niego dojrzeć, a jeśli chce się wyglądać podobnie jak ja, najlepiej zacząć od ugruntowania swojej sytuacji zawodowej.

Warto też pamiętać, że nasz wygląd ma znaczenie nie tylko w pracy, ale też w życiu prywatnym. Nie każdy chłopak czułby się swobodnie przedstawiając mnie swojej rodzinie. Kiedyś koleżanka zauważyła, że z każdym kolejnym widocznym tatuażem zawężam sobie grono ludzi, z którymi wchodzę w relacje. Tylko że ja miałam tego świadomość wcześniej.

Miała Pani obawy o reakcje współpracowników, kiedy zrobiła Pani ten pierwszy widoczny tatuaż na ręce?

Tak, kiedy wytatuowałam całą rękę, stresowałam się przed pójściem do pracy. W końcu 15 lat temu to nie było aż tak popularne jak teraz. Wtedy rzeczywiście miałam duszę na ramieniu idąc do szpitala. Dlatego powtarzam: to jest proces, a jeśli decyzja jest dojrzała, będziemy w stanie obronić swój wybór. Poza tym dłuższy staż pracy sprawia, że ludzie zaczynają się przyzwyczajać, że co jakiś czas przychodzę z nowymi tatuażami. Do tego wywiady w telewizji i do gazet sprawiają, że widok takiej osoby jak ja w szpitalu czy poza nim zaczyna być czymś zwyczajnym. Kiedyś, gdy byłam młodsza, czasami musiałam obronić swój wygląd, teraz już takich sytuacji nie ma. Jedyną ceną, jaką ponoszę za to, jak wyglądam, to koszty kremów z filtrem w lecie (śmiech).


Karolina Zarzycka. Fot. arch. wł.

Rozumiem, że Pani zwierzchnicy wraz z pojawianiem się nowych tatuaży w widocznych miejscach nie zwracali Pani w jakiś sposób uwagi?

Mam chyba ogromne szczęście do ludzi, także tych, z którymi pracuję. Kadra kierownicza czy dyrektorska to osoby otwarte, ciekawe świata, widać, że zetknęli się z ludźmi, którzy wyglądają podobnie i im to nie przeszkadza. Natomiast znów muszę podkreślić rolę kompetencji, ja po prostu dobrze wykonuję swoją pracę, nie przychodzę do szpitala i nie chwalę się wyglądem, tylko zakładam odpowiednie ciuchy, czepek na głowę i zaczynam pracę, która nie ma nic wspólnego z instagramowym życiem. Zarówno współpracownicy, jak i pacjenci są zadowoleni z mojej pracy. Tutaj zbiegło się kilka rzeczy: dobrze wykonywana praca, szczęście do ludzi, ale też moja osobowość. Jestem otwarta i dobrze nastawiona do ludzi, nie boję się z nimi rozmawiać – nawet jak przy pierwszym kontakcie ktoś jest trochę skonfundowany moim wyglądem, po kilku zamienionych zdaniach przechodzimy do miłej rozmowy. Ludzie mnie generalnie lubią. Gdybym była mniej kontaktową, zamkniętą w sobie osobą, myślę, że te relacje i nastawienie do mnie mogłoby wyglądać nieco inaczej.

Zawsze taka Pani była? Czy to cecha, którą trzeba było rozwijać m.in. na potrzeby pracy?

Kiedyś byłam raczej wstydliwą osobą, która bała się świata, ale już studia i praktyki w szpitalu pomogły mi trochę to zmieniać. Byłam „córeczką mamusi”. Mama chciała nawet, bym pracowała w tym samym szpitalu co ona, wtedy do końca życia byłabym chyba córką Zofii, nie Karoliną. Tego nie chciałam. Dlatego najpierw praktyki, potem praca w szpitalu pomogły mi wyjść z takiego stanu wycofania, musiałam zacząć rozmawiać z ludźmi, radzić sobie w przeróżnych sytuacjach. Przeszkadzało mi bardzo to, że wstydzę się ludzi i nie potrafię z nimi nawiązać kontaktu, choć bardzo tego chciałam. Poza tym wydaje mi się, że nie od początku byłam taka zamknięta, musiałam w sobie odkryć ten zagubiony w trakcie dorastania pierwiastek. Teraz kontakt z ludźmi sprawia mi dużą przyjemność, myślę też, że ludzie mnie zapamiętują nie tylko przez to jak wyglądam, ale przez to jaka jestem. To są dwie rzeczy, których nie da się już rozdzielić.

W 2020 roku opublikowano artykuł na temat stosunku pacjentów do różnych aspektów wyglądu pracowników ochrony zdrowia. Aż 1/3 badanych stwierdziła, że nie akceptuje większych ingerencji w wyglądzie, takich jak np. widoczne tatuaże.

Słyszałam o tych badaniach. Podobno tatuaż sprawia, że ludzie darzą kogoś mniejszym zaufaniem. Nie wiem czemu tak jest, być może nadal kojarzy się on z więzienną przeszłością. Rzeczywiście uprawiam zawód zaufania publicznego, powinnam jako pracownik wzbudzać zaufanie – tyle że zdobywam je nie wyglądem, a tym, jak się do kogoś odnoszę. Przez te 16 lat pracy, mogę to już powiedzieć z całą pewnością, wygląd okazywał się mniej istotny, a ważniejsze moje podejście do pacjenta i to, jak go traktuję. Zresztą niektóre pacjentki, bo to panie zwykle są bardziej wylewne, opowiadają mi później, że zawsze myślały o tatuażu jak o czymś złym, tymczasem spotkały mnie – miłą i sympatyczną – i musiały zmienić zdanie. To bardzo miłe reakcje. A jeśli znajduje się ktoś, komu moja otwartość nie odpowiada, to ostatecznie liczy się sposób, w jaki wykonuję swoją pracę i zachowanie procedur.

Wspominała Pani, że tatuaże nie stanowią o tym, kim jesteśmy, to tylko dodatek, ubranie. Ale przecież one trochę wpływały na Pani rozwój, dbanie o podnoszenie kwalifikacji, by wygląd nie dominował i nie przykrywał Pani pracy i umiejętności. Czy tatuaże jednak nie miały wpływu na to, kim Pani jest? W końcu to przez nie stawia sobie Pani większe wymagania.

To ciekawe, od takiej strony o tym nie myślałam. Tatuaże to dla mnie element estetyczny, podobają mi się tak, jak ubrania. Nie zastanawiałam się, czy i jak na mnie wpłynęły, ale być może podyktowały trochę decyzji w moim życiu. Jak wspominałam, tatuaże powstawały stopniowo, dojrzewałam, zmieniałam się wraz z ich przybywaniem, nie pojawiły się nagle, w całości tak, bym od razu mogła zauważyć, jaki wywarły wpływ na moje życie.

Myśli Pani, że zwiększa się w naszym społeczeństwie akceptacja takiej „inności” jeśli chodzi o wygląd?

Myślę, że tak. Dzieje się tak dlatego, że ludzie więcej podróżują, więcej rzeczy widzą. Poza tym kto teraz nie ma tatuażu? Na plaży ciężko wręcz znaleźć taką osobę. Tatuaż widać w mediach, w telewizji. Poza tym myślę, że ludzie w końcu zaczynają mieć świadomość, że tatuaż nie jest tanią rzeczą, a więc trzeba na niego zapracować. Nawet starsi ludzie czasami mnie pytają, ile wydałam na swoje tatuaże. Bez ciężkiej pracy nie byłoby mnie na to stać. Taka świadomość wiele zmienia.

O swoim zawodzie opowiada Pani tak, jakby go naprawdę lubiła. Gdzieś jednak wyczytałam, że na początku nie była to Pani praca marzeń.

Moja mama jest pielęgniarką i instrumentariuszką pracującą na bloku ogólnym. To jej powołanie i misja życia. Ja natomiast od dziecka chciałam być weterynarzem, pewnie dlatego, że ze zwierzętami kontakt był prostszy niż z ludźmi. Dobrze, że nie wybrałam tego zawodu, bo pewnie nie ewoluowałabym tak bardzo jako człowiek. Lubię swoją pracę, choć nie mam poczucia misji. Mam jednak świadomość, że ta praca dała mi naprawdę bardzo dużo jeśli chodzi o kompetencje związane z kontaktem z drugim człowiekiem. Dzięki niej odkryłam w sobie rzeczy, których nie byłam nawet świadoma. Chyba żadna inna praca by mi tego nie dała i za to jestem wdzięczna.

Rozmawiała Maria Zimny

1. Rutkowska, E., Hałas, I., Bronowicka-Mielniczuk, U., Wysokińska, D. (2020). Zdobienie ciała personelu medycznego w opiniach pacjentów/ Body modification of the medical staff in patients’ opinions. Rozprawy Społeczne/ Social Dissertations, 14(2), 138-150. https://doi.org/10.29316/rs/124633.

16.03.2023
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta