×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (71)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Jeśli ktoś stanowi prawo, umożliwiające rozwój rozwiązań patologicznych i nie potrafi tych przepisów skutecznie naprawić, wykazuje się brakiem kompetencji do rządzenia. Przynajmniej w demokratycznym państwie.

Minister zdrowia Adam Niedzielski. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

  • Nie wystarczy najsłuszniejszy nawet osąd najmądrzejszego i najbardziej szlachetnego ministra – każda regulacja, która dotyczy obywateli, musi mieć podstawę prawną
  • Firmy, prowadzące biznes e-receptowy, zmieniają komunikację z klientami, uprzedzając o możliwym wydłużeniu czasu oczekiwania na receptę, a jeśli ktoś chce otrzymać receptę w trybie ekspresowym, musi dodatkowo zapłacić
  • Od lekarzy, zwłaszcza specjalizacji, które nie przodują w liczbie wystawianych recept, dochodzą sygnały o kierowanych do nich ofertach współpracy
  • Porozumienie Rezydentów OZZL w czwartek chce protestować przed Ministerstwem Zdrowia. Samorząd lekarski skierował apel do ministra i wystawił mu „receptę” z zaleceniami
  • Pierwszy „biznes receptowy” datuje się na początek 2020 r., gdy tuż po uruchomieniu e-recepty lekarze (i zapewne nie tylko oni) zorientowali się, że mogą w ten sposób wystawiać recepty na antykoncepcję awaryjną
  • Przez trzy ostatnie lata Polki i Polacy, korzystający z usług komercyjnych podmiotów, oferujących e-recepty (i e-zwolnienia) byli ignorowani przez rząd PiS i ignorowane było funkcjonowanie tychże podmiotów

Największe (mimo wszystko) zaskoczenie. Podeptanie zasad legalizmu. „Nie ma prawnych przeciwwskazań” – twierdzi Ministerstwo Zdrowia, pytane o wskazanie podstawy prawnej ograniczenia liczby recept, jakie mogą wystawiać lekarze, lekarze dentyści (a także pielęgniarki, które w pierwszych dniach, jak wynika z nieoficjalnych informacji, pominięto, ale szybko naprawiono to przeoczenie). Rzecznik Ministerstwa Zdrowia idzie o krok dalej: „Jeżeli ktoś pyta, jakim prawem wprowadziliśmy ograniczenia, to odpowiadam: prawem ochrony zdrowia pacjentów, którzy w tzw. receptomatach mogli otrzymać każdy lek bez żadnych konsultacji lekarskich i przynajmniej w dwóch przypadkach doprowadziło to do śmierci”. To sobotnia wypowiedź Wojciecha Andrusiewicza dla PAP.

Informacja dla rzecznika, który przecież od lat pracuje w administracji publicznej i powinien wiedzieć, że każde (literalnie, każde) działanie urzędnika państwowego musi mieć podstawę prawną: nikt nie pyta „jakim prawem”. Pytają lekarze, pytają niektóre media, jaka jest podstawa prawna. Bo demokracja tym się różni od demokracji, powiedzmy sobie, ludowej, że opiera się na fundamentach konstytucji. A jej zasady bardzo wyraźnie mówią o legalizmie i proporcjonalności. Nie wystarczy najsłuszniejszy nawet osąd najmądrzejszego i najbardziej szlachetnego ministra – każda regulacja, która dotyczy obywateli, musi mieć podstawę prawną. A wydając decyzję, instytucje publiczne są ograniczone zasadą proporcjonalności, czyli nie mogą stosować środków nadmiarowych. Wolność obywateli można ograniczyć tylko w takim zakresie, jaki jest niezbędny do uzyskania celu.

To jednak nie wszystko. Z wypowiedzi rzecznika resortu zdrowia wynika wprost, że przez ponad trzy lata ministerstwo nie chroniło zdrowia i bezpieczeństwa pacjentów. I nawet jeśli w ostatnich kilku miesiącach Miodowa podjęła „jakieś” działania, dość łatwo jest udowodnić urzędniczą opieszałość w tej materii.

Swoją drogą, po ośmiu latach rządów obecnej ekipy „za-nic-sobie-manie” zasad konstytucji i łamanie ustaw „w imię wyższego dobra” (ważne, wyższe dobro definiuje ta sama instancja, która dopuszcza się łamania fundamentalnych zasad) w zasadzie nic już nie powinno dziwić. Ale dziwi, bo nikt się nie spodziewał zastosowania trybu „bez żadnego trybu”. Pesymiści przewidywali, że po publicznie sformułowanych 30 czerwca zapowiedziach na początku tygodnia ukaże się projekt rozporządzenia z ekstremalnie krótkim czasem konsultacji, ewentualne zgłoszone uwagi nie zostaną przyjęte, przepisy wprowadzające limity wejdą w ciągu tygodnia, dwóch – i będzie je można zaskarżyć. Optymiści wierzyli, że skoro w grę wchodzą zmiany dotyczące wolności zawodów lekarskich, minister zrobi to w białych rękawiczkach, przeprowadzając błyskawiczną nowelizację którejś z ustaw. Trudno znaleźć adekwatne określenie do sposobu wdrożenia w życie decyzji ministra. „Bez żadnego trybu” jest eleganckie i na pewno oddaje ducha, jednocześnie nawiązując do kontekstu politycznego. Bardziej adekwatne wydaje się jednak: „na rympał”.

Największy brak zaskoczenia. To nie działa. Minister i jego rzecznik mogą mówić, co chcą, ale liczb nie przeskoczą – dobowy limit recept na jedno PWZ oscyluje wokół liczby 700. Gdyby przyjąć, że lekarz będzie pracować tylko 20 dni w miesiącu, może ich wystawić w ciągu roku blisko 170 tys. – grubo powyżej limitu, jaki minister wskazał jako granicę „patologii”, czyli 100 tys.

Firmy, prowadzące biznes e-receptowy, zmieniają komunikację z klientami, uprzedzając o możliwym wydłużeniu czasu oczekiwania na receptę – np. do dwunastu godzin, a jeśli ktoś chce otrzymać receptę w trybie ekspresowym, musi dodatkowo zapłacić. Już – od lekarzy, zwłaszcza specjalizacji, które nie przodują w liczbie wystawianych recept, dochodzą sygnały o kierowanych do nich ofertach współpracy. Można więc powiedzieć, że zastosowane przez ministra leczenie objawowe przynosi rezultaty w postaci wyższych stawek dla lekarzy i wzrostu poziomu odpłatności dla klientów. Co w sumie jest dość logiczne i powinno być zrozumiałe dla ekonomisty – skoro ogranicza się podaż przy stałym (rosnącym?) popycie, ceny idą w górę.

Największy znak zapytania. Co dalej? Porozumienie Rezydentów OZZL w czwartek chce protestować przed Ministerstwem Zdrowia. Samorząd lekarski skierował apel do ministra (pozostawiony, praktycznie, bez echa, chyba że za echo można uważać komentarze rzecznika) i wystawił ministrowi Adamowi Niedzielskiemu „receptę” z zaleceniami. Lekarze przygotowali też poprawkę do procedowanej w Sejmie nowelizacji ustawy refundacyjnej, w której chcą uregulowania trybu udzielania teleporad, wychodząc z założenia, że trzeba walczyć nie ze skutkiem (taśmowe wystawianie recept), tylko z pierwotną przyczyną aberracji.

Bo że „recepta” czy „zwolnienie” na żądanie są aberracją, nie ma większych wątpliwości. Jednak Adam Niedzielski, pytając dramatycznie: „czy to jeszcze medycyna, czy biznes?”, trochę (trochę bardzo) się ośmiesza. Trudno inaczej ocenić abstrahowanie od realiów, w których prywatny sektor od dekad wypełnia każdą lukę w systemie publicznym. Im luk i problemów dla pacjentów w publicznym więcej, tym ekspansja sektora prywatnego bardziej widoczna.

A konkrety? Pierwszy „biznes receptowy” datuje się na początek 2020 roku, gdy tuż po uruchomieniu e-recepty lekarze (i zapewne nie tylko oni) zorientowali się, że mogą w ten sposób wystawiać recepty na antykoncepcję awaryjną (bo kilka lat wcześniej minister zdrowia Konstanty Radziwiłł przywrócił na nią recepty). Dlaczego to było istotne? Dostępność tej formy antykoncepcji w systemie publicznym – mówiąc oględnie – nie jest gwarantowana (część lekarzy nie chce recept wystawiać, ale też dostępność ginekologów jest, zwłaszcza w niektórych obszarach kraju, problematyczna i zwykle czeka się dużo dłużej niż trzy dni). Wizyty prywatne są bardziej dostępne terminowo, ale – drogie. Już w lutym 2020 roku pojawiły się w internecie oferty wystawienia recepty na pigułkę „dzień po” za jedną trzecią, nawet jedną czwartą stawki za prywatną wizytę w gabinecie. Warto nadmienić, że w tej chwili recepty na antykoncepcję awaryjną obowiązują tylko w Polsce i na Węgrzech – w pozostałych krajach jest ona dostępna bez recepty.

Zaraz potem wybuchła pandemia, a wraz z nią pojawiły się ograniczenia w dostępie do placówek ochrony zdrowia. Również lekarzy POZ, którzy co prawda pracowali (choć minister zdrowia swego czasu, zanim zakopał wojenny topór z największą organizacją lekarzy rodzinnych, twierdził coś przeciwnego), ale siłą rzeczy mieli ograniczone „moce przerobowe” i koncentrowali się na kontynuacji opieki nad pacjentami leczonymi przewlekle, seniorami, najmłodszymi dziećmi. Dostępność dla pozostałych, borykających się z różnymi problemami zdrowotnymi, ale raczej incydentalnymi, była dużo gorsza. Gdy więc pojawiły się oferty „recept w kwadrans”, trafiły na podatny grunt, przywracając możliwość uzyskania tego, o co pacjentowi – zwykle – chodzi. Trawestując klasyka, przez trzy ostatnie lata Polki i Polacy, korzystający z usług komercyjnych podmiotów, oferujących e-recepty (i e-zwolnienia) byli ignorowani przez rząd Prawa i Sprawiedliwości i ignorowane było funkcjonowanie tychże podmiotów. Z jakich powodów? Po pierwsze, jak się wydaje, „nikt nie miał do tego głowy”, bo – pandemia. Po drugie, nagłośnienie patologii mogłoby podważyć mit o cudzie cyfryzacji, przeprowadzonym przez rząd (cud dokonał się rzeczywiście, tyle – że jak pokazuje rzeczywistość – zabrakło precyzji w przepisach, najwyraźniej). Po trzecie, nie było sygnałów, że wysyp tzw. receptomatów uderza w finanse NFZ (bo recepty wystawiane tą drogą były pełnopłatne, choć minister zdrowia w zawiadomieniu złożonym do prokuratury sugeruje, że część podlegała refundacji).

To trzy przyczyny, dla których zamykano oczy tak długo, jak się dało. Co, pośrednio, doprowadziło do skrajnych sytuacji, w których przez internet zaczęto zamawiać m.in. środki odurzające, bynajmniej nie dla celów leczniczych (choć warto wspomnieć, że ogromna część firm, oferujących e-recepty przez internet od dawna, by nie powiedzieć od zawsze, wykluczała wystawianie takich recept).

10.07.2023
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta