×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

W trybie wyborczym

Małgorzata Solecka

Czy chcemy, by zawód lekarza był nadal zawodem regulowanym, czy idziemy w totalną deregulację, w której o tym, jaka uczelnia kształci, decydują sami studenci – pyta Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.


Prezes NRL Łukasz Jankowski. Fot. twitter.com/naczelnal

  • Skoro minister sprowadza debatę na poziom, na którym nigdy nie powinna się znaleźć, może trzeba po prostu wzruszyć ramionami
  • Próbuje się wciągnąć nas wprost do politycznej potyczki – takie są właśnie skutki upolitycznienia z jednej strony uczelni, z drugiej, procesu podejmowania decyzji dotyczących zdrowia
  • Uczelnia z negatywną opinią PKA publicznie się chwali, że pozytywnej opinii nie potrzebuje, bo nikt jej nie wymaga
  • PKA wykonuje ogromną, profesjonalną pracę, która przez decydentów jest lekceważona i wyrzucana na śmietnik, a podmiot oceniany komentuje ten fakt z bezgraniczną arogancją
  • Jesteśmy widoczni i nieustępliwi w staraniach o przywrócenie jakości. Tu nie ma miejsca na kompromisy
  • Czujemy się oszukani przez MZ. Oszukane mogą się również czuć akademickie uczelnie medyczne, bo KRAUM również była karmiona opowieściami o gwarancjach wysokiej jakości kształcenia
  • Dwumiesięczną misję minister zdrowia można uznać za nieudaną

Małgorzata Solecka: Muszę zadać to pytanie: czy przestał Pan już, zgodnie z sugestią prominentnego polityka, węszyć, a zajął się myśleniem o pacjentach?

Łukasz Jankowski: Na tak postawione pytanie rzeczywiście trudno udzielić precyzyjnej odpowiedzi, ale spróbujmy. Po pierwsze, słowa Przemysława Czarnka, bo to ten konstytucyjny minister w poniedziałek zarzucił Naczelnej Radzie Lekarskiej bezgraniczną bezczelność, radząc nam, byśmy przestali węszyć, można potraktować zupełnie serio i tak też skomentować. Bo bez wątpienia mamy do czynienia z bezprecedensowym atakiem na organizację społeczną...

... powiedziałabym więcej. Minister nie atakuje przypadkowej organizacji, bo to już mu się w przeszłości zdarzało, ale samorząd lekarski, umocowany ustawowo, wręcz konstytucyjnie. Samorząd, który jest częścią władzy publicznej.

Myślę, że tutaj najlepszym podsumowaniem byłoby odwołanie się do źródła słowa „minister” – ten, który służy. Minister jest dla obywateli, nie odwrotnie. Minister może się nie zgadzać z nami, podobnie jak obywatele i ich reprezentanci nie muszą się zgadzać z ministrem, ale w debacie publicznej trzeba trzymać pewien poziom. Optymalnie – wysoki. Można więc zaryzykować inne podejście – skoro minister sprowadza debatę na poziom, na którym nigdy nie powinna się znaleźć, może trzeba po prostu wzruszyć ramionami. Bo co tu komentować?

Nawet bym się zgodziła, jednak mam wrażenie, że doświadczyliśmy całkiem nowego poziomu determinacji. Zastanawiam się, czy ma to może związek z faktem, że rektor uczelni, w sprawie której Naczelna Izba Lekarska zawiadomiła prokuraturę, jest czynnym politykiem partii rządzącej, kandydującym zresztą do Senatu. Nota bene, jak to się ma do zasady apolityczności uczelni, trudno powiedzieć.

To jest rzeczywiście jeden z bardziej zastanawiających elementów tej historii. Fakt, że osoba zarządzająca daną szkołą jest czynnym politykiem partii rządzącej, której członkami są ministrowie edukacji i nauki oraz zdrowia, podejmujący określone decyzje, skutkujące – w naszej, samorządu, choć przecież nie tylko, ocenie – degradacją systemu kształcenia lekarzy, doprowadza do sytuacji, w której podnoszenie tego tematu – niezwykle ważnego i z punktu widzenia bezpieczeństwa pacjentów, i z punktu widzenia tych setek, tysięcy wręcz, studentów, którzy będą podejmować naukę w szkołach nie dających rękojmi jakości kształcenia, jest interpretowane jako atak polityczny.

Dyskusja merytoryczna, merytoryczne argumenty są zbijane twierdzeniami, że chcemy komuś zaszkodzić, próbuje się też wciągnąć nas wprost do politycznej potyczki. Chcę to bardzo wyraźnie podkreślić – takie są właśnie skutki upolitycznienia z jednej strony uczelni, z drugiej, procesu podejmowania decyzji dotyczących zdrowia.

To upolitycznienie uczelni daje zresztą absurdalne efekty. Rektor szkoły w Kaliszu, ale w tym przypadku również kandydat na senatora, pozwał Naczelną Izbę Lekarską w trybie wyborczym. Chciał, byśmy musieli zamieścić sprostowanie, którego sens sprowadzałby się do tego, że Uniwersytet Kaliski zapewnia kształcenie na znakomitym poziomie. Rozprawa odbyła się we wtorek rano.

I?

Przegrał. Sąd nie podzielił jego argumentacji, przychylił się natomiast do naszego stanowiska. Rektor się odwołał, więc sprawa nie jest zakończona, ale na dziś żadnego sprostowania słów o negatywnej opinii PKA i nieprzygotowaniu uczelni nie musimy zamieszczać, nasze stanowisko podtrzymujemy, zawiadomienie do prokuratury jest złożone, a my zachęcamy władze uczelni do dołożenia starań, by udało się spełnić kryteria jakościowe i uzyskać pozytywną opinię PKA dla kierunku lekarskiego.

Upolitycznienie całej sprawy doprowadziło jednak do sytuacji wręcz kuriozalnej, w której Sąd w uzasadnieniu wyroku wyjaśnił Powodowi, że Uniwersytet Kaliski jako instytucja nie kandyduje w wyborach, więc trudno mówić o jakimkolwiek naruszeniu kodeksu wyborczego. Sąd oddalił wniosek. Niezależnie jednak od tego czarno na białym widać pomieszanie ról.

Jak to się stało, że samorząd lekarski wziął pod lupę Uniwersytet Kaliski?

Wszystkie szkoły, którym Polska Komisja Akredytacyjna wystawiła do tej pory negatywne oceny, a które mimo to uruchomiły kierunek lekarski, dotychczas starały się jak najszybciej spełnić kryteria. Uczelnie przyznawały, że nie wszystko jest tak, jak być powinno, zapewniały, że szybko uzupełnią wskazane braki, deklarowały chęć pracy i dostosowania się do wymagań.

Co zrobił Uniwersytet Kaliski? Publicznie ogłosił w mediach społecznościowych, że będzie mieć pozytywną opinię PKA, gdy będzie to wymagane. Ta buta i arogancja były wręcz porażające – ni mniej, ni więcej sama uczelnia pochwaliła się wręcz, że ministerstwa, wydając zgodę na prowadzenie kierunku lekarskiego, nie biorą pod uwagę opinii PKA, a sama uczelnia uważa spełnienie kryteriów jakości i uzyskanie pozytywnej opinii PKA za niepotrzebne.

Uczelnia z negatywną opinią PKA publicznie się chwali, że pozytywnej opinii nie potrzebuje, bo nikt jej nie wymaga. Uważamy, że to jest przekroczenie pewnej ważnej granicy. To tak, jakby do odjazdu z dworca szykował się autobus, na który sprzedano bilety, choć badanie techniczne dało wynik negatywny, a kierowca trzyma w ręku dokument potwierdzający, że autobus nie nadaje się do jazdy. Jednak ten autobus właśnie rusza z dworca, bo Minister Transportu jednoosobowo wyraża na to zgodę, argumentując, że na drogach mamy za mało autobusów i dlatego można warunkowo włączyć do ruchu nawet ten oceniony jako niesprawny. Czy ktoś z nas chciałby przejechać się takim pojazdem? Wsadzilibyśmy do niego nasze dziecko? A co, jeśli na dodatek kierowca tego autobusu przed odjazdem publicznie się chwali, że co prawda pojazd nie jest sprawny, ale badanie techniczne nie jest mu do niczego potrzebne?

Przekaz z ostatnich dni i tygodni ze strony Ministerstwa Zdrowia – minister Katarzyna Sójka mówiła o tym wprost, stwierdzając, że opinia PKA nie jest wiążąca – i szerzej, polityków partii rządzącej, jest następujący: nie można mówić, że nowe kierunki lekarskie otwierane są bez żadnej kontroli, czy że każdy może uruchomić taki kierunek, bo przecież przechodzą one proces akredytacji w komisjach MZ oraz MEiN. Czy ja dobrze opisuję ten proces? Partia rządząca podejmuje decyzję o radykalnym, skokowym wzroście liczby miejsc dla przyszłych lekarzy i liczby szkół, które będą ich kształcić, ministrowie prowadzą akwizycję szkół z potencjałem, a może po prostu tylko chętnych, a następnie ci chętni są przez nich oceniani, na końcu procesu zaś jest zgoda tych samych ministrów – polityków, których partia rozlicza z realizacji punktu programu o zwiększeniu liczby miejsc? Coś pominęłam? Zanadto uprościłam?

W pewnym uproszczeniu, ale dokładnie tak to wygląda. I dlatego bardzo ważne byłoby w tej sprawie stanowisko Polskiej Komisji Akredytacyjnej, której sens pracy jest w sposób ewidentny podważany. PKA wykonuje ogromną, profesjonalną pracę, która przez decydentów jest lekceważona i wyrzucana na śmietnik, a podmiot oceniany komentuje ten fakt z bezgraniczną arogancją.

Minister jednak twierdzi, że bezgraniczna to jest bezczelność Naczelnej Rady Lekarskiej.

Cieszy, że Przemysław Czarnek w sposób dla siebie dostępny mimo wszystko docenia nasze działania. Tak, jesteśmy widoczni i nieustępliwi w staraniach o przywrócenie jakości. Tu nie ma miejsca na kompromisy.

Jaki będzie ciąg dalszy tej sprawy?

Dowiemy się w najbliższym czasie.

Media spekulowały przez wiele tygodni, że jeśli PiS utrzyma władzę, Przemysław Czarnek ma szansę na objęcie fotela premiera.

Będziemy musieli dostosować się wtedy do nowej rzeczywistości, żałując z jednej strony pacjentów, z drugiej – tych studentów, którzy zaryzykują swoją przyszłość kształcąc się w prawie-uczelniach. Zawsze jest też szansa jedna na milion, że uda nam się przekonać partię rządzącą do zmiany swojej polityki w tym zakresie, ale obserwując obecną determinację będzie to niezwykle trudne.

Jeśli zrealizuje się inny polityczny scenariusz, na pewno rządzący staną przed pytaniem, co zrobić z kierunkami lekarskimi, które otrzymały lub otrzymają negatywną ocenę PKA. Padają deklaracje, że powinny zostać zamknięte. Będziemy przekonywać, ktokolwiek będzie po wyborach rządzić, do takiej decyzji. Będziemy przekonywać, że należy przywrócić PKA należne jej miejsce. Bezkompromisowo.

Skoro już o kompromisach mowa. W piątek Prezydium NRL oceniło podpisane przez ministrów zdrowia oraz nauki rozporządzenie o standardach kształcenia na kierunkach lekarskich. Przypominam sobie czerwcową konferencję KRAUM, podczas której wiceminister zdrowia Piotr Bromber zapewniał rektorów, że przygotowywane w resortach rozporządzenie jest praktycznie tożsame, zbieżne, ze standardami, jakie wypracowały akademickie uczelnie medyczne. Wydaje się jednak, że nie do końca polega to na prawdzie...

Wiele razy słyszeliśmy, że gdy ukaże się rozporządzenie o standardach, będziemy mogli odetchnąć z ulgą, bo wszystkie nasze obawy dotyczące jakości kształcenia się rozwieją. Nie odetchnęliśmy i nic się nie rozwiało – rozporządzenie sankcjonuje marną jakość. Nie jesteśmy zaskoczeni, bo gdyby rzeczywiście przygotowywano dokument gwarantujący wysoką jakość kształcenia, nie trzymano by go w ukryciu. Tymczasem dokładnie tak wyglądały prace nad tym rozporządzeniem – nie mieliśmy do ostatecznego dokumentu dostępu, mimo że samorząd lekarski taki dostęp mieć powinien. Mówiąc najbardziej wprost jak można – czujemy się w tym punkcie oszukani przez przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia. I myślę, że oszukane mogą się również czuć akademickie uczelnie medyczne, bo KRAUM również była karmiona opowieściami o gwarancjach wysokiej jakości kształcenia.

Dochodzą informacje, że niektórzy przedstawiciele uczelni medycznych dają wyraz zaniepokojeniu.

Rzeczywiście, kilku rektorów wypowiedziało się mniej lub bardziej wprost przeciw dewastacji kształcenia lekarzy. Myślę, że tych głosów będzie, a na pewno powinno być więcej. Czarno na białym widać skalę zagrożenia dla bezpieczeństwa pacjentów. Trzeba sobie odpowiedzieć wprost – czy chcemy felczerów, czy chcemy mieć dobrze wykształconych lekarzy. Czy chcemy, by zawód lekarza był nadal zawodem regulowanym, czy idziemy w totalną deregulację, w której o tym, jaka uczelnia kształci, decydują sami studenci.

Na pięć dni przed wyborami trudno w tym kontekście nie zapytać o stan realizacji tzw. siódemki NIL. W sierpniu wpisaliście do niej przecież postulat dotyczący jakości kształcenia.

Zegar odlicza czas. Przedstawimy podsumowanie, ale już dziś widać, że wiele postulatów – nie tylko ten dotyczący kształcenia, choć on jest może najbardziej rażący – nie zostało i nie zostanie spełnionych. Rozpoczęto prace nad niektórymi z punktów, ale nie doprowadzono spraw do końca, choć naszym zdaniem była na to szansa. Dwumiesięczną misję minister zdrowia można uznać za nieudaną.

Minister Katarzyna Sójka, która również uczestniczyła w inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Kaliskim, powtórzyła tezę, że kierunki lekarskie potrzebne są w mniejszych miastach po to, by zapewnić w nich dostępność lekarzy. Powiedziała, że w południowej Wielkopolsce brakuje ich dramatycznie. Czy jednak naprawdę młodzi ludzie, którzy decydują się na bardzo ciężkie, sześcioletnie studia, po których jeszcze przez kilka lat muszą kontynuować naukę, robią to, by pracować tam, gdzie się urodzili? Nie mają marzeń o pracy w wielkim ośrodku, może nawet o wyjeździe za granicę? Pytam o intuicyjną ocenę, bo badań na temat planów studentów takich szkół nie ma – być może jeszcze. Są badania dotyczące planów studentów ostatnich lat medycyny największych uczelni w Polsce, one dość jednoznacznie pokazują właśnie nastawienie na mobilność – jeśli praca w Polsce, to w dużym ośrodku, w szpitalu klinicznym lub specjalistycznym, duża grupa nastawiona jest na wyjazd za granicę lub przynajmniej go nie wyklucza.

Myślę, że o ile robienie specjalizacji w określonym miejscu daje realne szanse, może nawet gwarancję, podjęcia w nim pracy już w charakterze specjalisty, o tyle same studia w mniejszym ośrodku takiej gwarancji absolutnie nie dają. Można wyciągać wnioski z turystyki stażowej – widać, że już w tej chwili absolwenci uczelni z mniejszych ośrodków wybierają Warszawę, Kraków, a także inne duże miasta na miejsce swojego stażu.

Podkreślę raz jeszcze: studenci wykształceni w mniejszych ośrodkach wcale nie muszą chcieć w nich pozostać. Obserwując jednak absolutny brak strategii kształcenia kadr i dalsze zakusy władzy na deregulację naszego zawodu można też niestety przewidzieć scenariusz, w którym studenci nie będą mieli po prostu wyboru.

Rozmawiała Małgorzata Solecka

11.10.2023
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta