×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Skąd się biorą lekarze?

Małgorzata Solecka

Lekarz nie kształci się podczas studiów, uczy się zawodu dopiero w trakcie specjalizacji. Specjalista nie musi się kształcić na uniwersytecie, nie musi zdobywać doświadczenia pod okiem profesora w szpitalu klinicznym – przekonuje były rzecznik MZ Wojciech Andrusiewicz.

  • Andrusiewicz: dzisiaj uniwersytety, kierunki medyczne nie są w stanie zaabsorbować wszystkich. Dobry lekarz wykształci się w praktyce i oceni go jego kierownik, jego mistrz
  • Gellert: lekarze rodzinni nie muszą iść do szpitala, żeby nauczyć się w szpitalu, jak się przyjmuje ambulatoryjnie. Dlaczego ma to nie dotyczyć innych specjalności?
  • Gaciong: poradzilibyśmy sobie, gdyby znalazły się pieniądze w budżecie. Kształcimy lekarzy na eksport


Wojciech Andrusiewicz. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Jednym z głównych tematów zakończonego we wtorek Forum Rynku Zdrowia było kształcenie – przed- i podyplomowe – w zawodzie lekarza. Poświęcono mu dwie sesje – jedna z nich dotyczyła specjalizacji jako „wąskiego gardła systemu”.

Wśród zaproszonych do panelu gości dość nieoczekiwanie pojawił się również były rzecznik Ministerstwa Zdrowia, który odszedł z resortu zaraz po dymisji ministra Adama Niedzielskiego, spowodowanej ujawnieniem przez niego danych wrażliwych pacjenta-lekarza, Piotra Pisuli. Andrusiewicz do końca zaprzeczał, że minister postąpił niewłaściwie, zaś z nieoficjalnych informacji wynika, że jako dyrektor biura komunikacji był bezpośrednio zaangażowany w pomysł zdyskredytowania krytykującego szefa resortu zdrowia lekarza.

Oficjalnie Andrusiewicz w tej chwili jest przedstawiany jako ekspert z zakresu komunikacji medialnej – i chyba tylko z tego powodu miał zrecenzować wypowiedź Anny Rulkiewicz, która niedawno w rozmowie z „Rynkiem Zdrowia” wygłosiła tezy – oględnie mówiąc – kontrowersyjne. – Taki biznes jak my szkoli lekarzy. Uważam, że mając dużą platformę edukacyjną, jak szpitale, ambulatoria, diagnostykę, jesteśmy w stanie doszkolić lekarza. Również przez współpracę z lekarzem z dużym doświadczeniem – mówiła. – Trzeba też uważać, bo można mieć lekarza po rewelacyjnej uczelni, a okaże się, że lepiej by tym lekarzem nie był. Dlatego nie uogólniałabym tego – stwierdziła. Rulkiewicz mówiła też, że „woli lekarza niedouczonego niż brak lekarza” – i to właśnie te słowa odbiły się najszerszym echem, mimo że prezes Grupy LUX MED mówiła też, że „nie powinno się na ślepo rozdawać akredytacji wszystkim, kto tylko chce” i ważna jest weryfikacja uczelni.

– Dziwiłem się świętemu oburzeniu i próbom prostowania przez panią prezes swojej wypowiedzi i oznajmianiu, że była ona wyrwana z kontekstu. Trudno coś wyrywać z kontekstu, jeżeli się mówi prawdę – stwierdził Andrusiewicz. – Dzisiaj uniwersytety, kierunki medyczne nie są w stanie zaabsorbować wszystkich. Pytanie, czy jesteśmy dziś zadowoleni z każdego lekarza, który wychodzi na rynek. Nie każdy kształci się na tym samym poziomie, nie każdy ma te same umiejętności. To, że lekarz zdobywa umiejętności w praktyce, to naturalne – przekonywał, porównując absolwentów medycyny np. do politologów czy dziennikarzy, w których przypadku nie liczy się dyplom uczelni medycznej, ale to, „czy potrafią pisać po polsku”.

– Uczą nas nasi mistrzowie, kierownicy, pod których okiem kształcimy się i wykonujemy zawód. Ja jestem za pełną otwartością i uważam, że dobry lekarz wykształci się w praktyce i oceni go jego kierownik, jego mistrz – mówił Andrusiewicz. – Duża część wychodzących studentów, tak jak i politologów, do niczego się może nie nadawać. Dzisiaj specjalista nie musi się koniecznie wykształcić na uniwersytecie, nie musi zdobyć doświadczenia pod okiem profesora w szpitalu klinicznym. Czasem nawet w szpitalu klinicznym panuje takie przepełnienie, że być może lepsze umiejętności ta osoba po studiach na rezydenturze osiągnie w szpitalu powiatowym. Kwestia chęci – ocenił.

Byłemu rzecznikowi resortu wtórował prof. Ryszard Gellert, dyrektor CMKP. – Od zawsze kształcimy lekarza po studiach, który przychodzi, nie ma doświadczenia i musi tego doświadczenia nabrać pod okiem swojego mistrza, kierownika specjalizacji. Kogoś, kto umie to robić – mówił, koncentrując się na wątku „doszkalania” lekarzy poza szpitalami. – Przecież medycyna rodzinna, cała masa zajęć z endokrynologii, z okulistyki, laryngologii, to są dziedziny w tej chwili ambulatoryjne. Lekarze rodzinni nie muszą iść do szpitala, żeby nauczyć się w szpitalu, jak się przyjmuje ambulatoryjnie. Dlaczego ma to nie dotyczyć innych specjalności? – pytał, odkreślając, że w wypowiedzi Anny Rulkiewicz dostrzega „samą prawdę”. – Jeżeli mamy dobrego lekarza, to ten lekarz szkoli następnych i powinien móc to robić niezależnie od tego, kto jest właścicielem ośrodka. Ważne, żeby spełniał kryteria – podsumował.

Zupełnie inny punkt widzenia zaprezentował prof. Zbigniew Gaciong, który stwierdził, że o ile nie podważa tezy o konieczności zwiększenia liczby lekarzy, czyli również zwiększenia limitów miejsc na kierunkach lekarskich, jednak „stanowczo zaprzecza”, że trzeba to robić przez mnożenie uczelni, które otrzymują zezwolenia na prowadzenie takich studiów.

W jego ocenie z tym zadaniem znakomicie poradziłyby sobie uczelnie dotychczas kształcące przyszłych lekarzy, uczelnie akademickie, sprawdzone, przy których nie ma elementu niepewności i znaków zapytania, czy nie trzeba ich będzie za jakiś czas zamykać. – Poradzilibyśmy sobie, gdyby znalazły się pieniądze w budżecie – mówił, podkreślając, że uczelnie medyczne się nie zadłużają tylko dlatego, że prowadzą płatne studia, w tym przede wszystkim studia w języku angielskim. – Kształcimy lekarzy na eksport – stwierdził otwarcie. Finansowanie studiów dziennych w języku polskim jest za niskie – a miejsca są ściśle limitowane. Uczelnie, jednym słowem, miałyby moce i kadry, gdyby znalazły się pieniądze, mogłyby ograniczyć lub zupełnie zrezygnować z dochodowej, ale nie przynoszącej korzyści polskiemu systemowi ochrony zdrowia, działalności. Odnosząc się do wypowiedzi Anny Rulkiewicz, rektor WUM zastanawiał się – ironicznie – czy obietnicę przyjęcia przez „niedouczonego lekarza” prezes firmy prowadzącej kliniki i szpitale umieściłaby w sloganie przyciągającym pacjentów.

Władysław Krajewski, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL, pytał, czy są plany likwidacji studiów na kierunkach lekarskich, skoro stawiana jest teza, że medycyny i „bycia lekarzem” kandydat do zawodu uczy się dopiero w trakcie specjalizacji. Jak mówił, pojawia się pytanie o sens finansowania z pieniędzy publicznych okresu studiów, który okazuje się – przynajmniej w opinii części ekspertów, przede wszystkim byłego rzecznika – zbędny (nota bene, ciągnąc kompletnie nietrafione porównanie kształcenia lekarzy i dziennikarzy, zawód dziennikarza można z powodzeniem wykonywać nie tylko nie będąc absolwentem odpowiedniego kierunku, ale nawet nie posiadając dyplomu wyższej uczelni).

20.10.2023
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta