×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Rozmowa z panią Jadwigą z Bydgoszczy (medycyna paliatywna)

I

Sprzedaliśmy dom i przyjechaliśmy z Białegostoku do Bydgoszczy leczyć chorobę męża. Nie mamy tu rodziny, ale chcieliśmy mieć dostęp do dobrych onkologów. Gdy lekarz zaproponował hospicjum, które jednak budziło grozę, zaufałam lekarzowi. Nie wiem, co czuł mąż, bo był z natury zamknięty. Gdy po wizycie wracaliśmy do domu samochodem obydwoje milczeliśmy. Gdy dojechaliśmy do domu zapytał: czy ze mną jest aż tak źle. Trudne to było dla mnie.

II

Każda wizyta w szpitalu była dla nas uciążliwa. Najpierw trzeba było na nią czekać. Potem czas w przychodni. Próbowałam go przekonać, że takie rozwiązanie będzie wygodniejsze. Generalnie mąż pogodził się ze śmiercią, pomagała mu silna wiara. Wiedział, że trzeba będzie odejść, ale nie że w tym wieku. Miał 68 lat i złośliwego raka prostaty. Syn obiecywał, że go we wszystkim zastąpi, a mąż obiecywał, że będzie na nas czekać. Ale gniew był.

III

Do 3 dni zdecydowaliśmy się na hospicjum. Najpierw sama się tam pojechaliśmy. Wybraliśmy Hospicjum ks. Jerzego Popiełuszki. Piękny wokoło las, piękny budynek, w środku jakbym była w spa. Byłam zachwycona, choć mąż miał wcale tam nie leżeć. Chcieliśmy być razem do końca w domu. Ale to było w jakiś sposób ważne, że w budynku hospicjum jest na przykład dużo światła i kwiatów. Budziło to moje zaufanie. A szłam jakbym szła do zamkniętych murów szpitala.
Był to listopad. 7 miesięcy mąż przeżył jeszcze pod opieką hospicjum.

IV

Gdy poszłam do tego hospicjum, przyjął mnie młody lekarz, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. I tłumaczył mi, jak będzie wyglądać opieka nad mężem. Potem przekazałam to wszystko mężowi. Za tydzień lekarz pojawił się u nas w domu z psychologiem. Lekarz zapoznał się z dokumentacją, a pani psycholog zaproponowała mężowi odpowiednią literaturę. Mąż nadal nie ukrywał gniewu, że go to spotkało. Uważał, że miał jeszcze coś do zrobienia.

V

Pani psycholog rozmawiała z mężem o stawieniu czoła odpowiedzialności z powodu choroby: lepiej pogodzić się, mówiła, to jest nasza niemoc, nie zależy od nas. I zapewniała, że wszyscy dołożą starań, aby godnie przeszedł ten czas wyznaczony przez chorobę. Założyli zeszyt. Każdy odwiedzający miał tam wpisywać to, co się działo podczas wizyt. Mam ten zeszyt do dzisiaj.

VI

Byliśmy obydwoje zachwyceni otwartością tych ludzi. Czekaliśmy na te wizyty. Za każdym razem pytali, czy chcemy coś zmienić, czy czegoś innego oczekujemy, czy coś mogą poprawić. Gniew na chorobę zamienił się w nadzieję, w spokój, w radość z bliskości drugiego człowieka, wdzięczność za jego obecność. Przyjechaliśmy z daleka, nie mieliśmy bliskich. To oni stali się bliskimi. Pytali o naszą przeszłość. Dużo z mężem podróżowaliśmy. Opowiadanie sprawiało, że zapominał o swojej chorobie. W 6 miesiącu, a więc tuż przed odejściem, mąż jeszcze rano pytał mnie: a pamiętasz, że dzisiaj popołudniu ma być wizyta? Widziałam, że mąż oprócz mnie i syna potrzebuje jeszcze kogoś.

VII

Pani psycholog przynosiła różne książki. Mąż czytał ze spotkania na spotkanie, żeby móc z nią rozmawiać. To było dla niego ważne.

VIII

Z panią psycholog rozmawiał długo i filozoficznie. Nie wciągał mnie w te rozmowy, być może dawał mi w ten sposób odpocząć. Od 4 miesiąca lekarze i pielęgniarki zaczęli przychodzić częściej, nawet raz w tygodniu. Raz w tygodniu pobierano krew. Mężowi nic nie mówiliśmy. Tylko ja wiedziałam, że czasu ubywało, ale nie wiedziałam dokładnie jak szybko. Do ostatniego dnia żyliśmy nadzieją. Tak z nami też rozmawiali ludzie z hospicjum. Nawet w dzień śmierci męża wykupiłam jeszcze dużo leków zapisanych mu przez lekarza. Przekazałam je potem do hospicjum. Być może lekarz i pielęgniarka wiedzieli, natomiast ja i mąż nie byliśmy tego świadomi dzięki tej czułej opiece.

IX

To było ważne móc zostawić męża pod dobrą opieką i wyjść na chwilę z domu lub choćby do drugiego pokoju ze świadomością, że ktoś inny przez chwilę o niego dba. Mogłam przebiec myślami po wszystkim, co mam jeszcze do zrobienia, przy mężu trudniej było mi się skupić. Było też wiele spraw do załatwienia. Kupić żywność bez chemii.

X

Mąż odszedł we wtorek o godz.14, a o 8 była jeszcze regularna wizyta pielęgniarki. Zapis w zeszycie: stan ciężki, trudno oddycha, ale stabilny.

XI

Trzymałam go za rękę. On kurczowo trzymał się mnie i syna. Cały czas na nas patrzył, na mnie, na syna, na mnie, na syna. Zadzwoniłam do pielęgniarki. Nastawiłam głośnik i położyłam telefon, żeby każdy mógł słyszeć. Powiedziałam jej, co się dzieje. Mąż odchodził w towarzystwie trzech osób: moim, syna i pielęgniarki, która była z nami przez ten telefon całe dwie godziny, dopóki mąż nie odszedł. Mówiła, co mamy robić lub czego nie robić, np.: proszę nie odchodzić już teraz od męża. Było nam lżej. Przyszli też sąsiedzi. I w oddaleniu nam towarzyszyli.

XII

Gdy mąż umarł, syn zaproponował, aby nie wzywać od razu zakładu pogrzebowego, zrobiliśmy wszystko sami. Umyliśmy go, ubraliśmy. To był nasz ostatni dotyk.

XIII

Po tygodniu zadzwoniła pielęgniarka z hospicjum zapytać, jak się czujemy, czy potrzebujemy jakiejś pomocy. To była trudna rozmowa. Właściwie łkałam do telefonu o odejściu męża. Umówiłyśmy się na telefon za miesiąc.

XIV

I rzeczywiście zadzwoniła i to z propozycją. W Inowrocławiu był organizowany wyjazd dla rodzin, które kogoś niedawno straciły. Chciałam być sama, nie chciałam jechać. Chciałam pobyć jeszcze pośród rzeczy męża, ze swoimi myślami o nim. Mąż zmarł w lipcu, to był sierpień. Ale ona próbowała mnie od tego odwieść. Posłuchałam jej, że może lepiej wyjść z tego pancerza. Zbliżył nas do siebie oczywiście ten sam ból. Każdy w czerni, każdy z taką samą miną. I nagle okazało się, że dość szybko zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Do każdego z nas podchodziła pani psycholog. Wymiana telefonów na koniec. Teraz już nawet nie wracamy do tych wspomnień. Życie toczy się dalej. Rozmawiamy o tym co tu i teraz. W czasie 7 miesięcy choroby męża zamknęłam się w pancerzu. Może i byli ludzie, którzy chcieli mi podać rękę, ale ja nie reagowałam. Pewnie błędnie. Powinnam była wyjść do nich.

XV

To dzięki chorobie męża zrozumiałam, że jest potrzeba pomocy w hospicjum. Gdy czasami szłam po leki do hospicjum, które pewnie zostawiały inne rodziny, gdy ich bliski odszedł, widziałam leżących tam ludzi wpatrzonych w ściany lub w sufit. Hospicjum zaproponowało mi wolontariat. I chodzę tam dwa razy w tygodniu po 4 godziny. Obwozi się podopiecznych na wózkach, gdy słońce świeci. Czasami trzeba kogoś nakarmić. Obowiązkowo rozmowa. Raz przychodzę i widzę młodą osobę, po chemii. Dwójka dzieci, lat 30. Trudno było nawiązać z nią rozmowę. Trudno było wydobyć jakiś uśmiech. Starałam jej opowiedzieć o sobie, ale ciągle nie mogłam przełamać jej oporu, aż kiedyś usłyszałam: proszę mi się nie dziwić, gdyby pani była w moim wieku, też by pani się tak czuła. Ale ja ją wzięłam wtedy za rękę i opowiadałam dalej, że syna urodziłam w Stanach, i że pracowałam tam w zakładzie pogrzebowym w Nowym Jorku, i że tam dużo młodych ludzi odchodzi. Przyszedł mąż i jej dzieci. Rozpogodziła się. Wiele ludzi w hospicjum jest gniewnych, niepogodzonych.

XVI

Oddałam ubrania męża, ale zostawiłam aparat fotograficzny, ślubne ubranie, inne przedmioty kupione za wspólne pieniądze.

XVII

Ostatnie słowo? Choroba zwalnia tempo życia, można wiele nadrobić. I z pełną odpowiedzialnością polecałabym opiekę hospicjum. Opieka w szpitalu ma inny charakter, albo ten lekarz nie ma czasu, albo jest zmęczony. Natomiast w hospicjum 100% uwagi, otwartość i czułość.


Jadwiga z Bydgoszczy

23.10.2015
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta