×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Niewidzialni

Z Lesbos - Małgorzata Solecka
Kurier MP

Nie mogą wynająć samochodu, nie mogą kupić biletu autobusowego, nikt ich nie podwiezie. Gdyby ktoś zaprosił ich do domu, podwiózł samochodem czy zabrał do autokaru, naraża się na zarzut czerpania korzyści z przemytu ludzi.

Uchodźcy z Syrii. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta

Klimatyzowany autokar jedzie z lotniska w Mitilini, stolicy wyspy Lesbos, do położonych na północnym wybrzeżu kurortów – Molyvos, Petra, Anaxos. Co kilka minut mijamy kilkuosobowe grupki uchodźców. Kobiety z zakrytymi włosami, szczelnie okryte. Mężczyźni ubrani po europejsku, część w kolorowych spodniach do kolan, w tiszertach. Niektórzy niosą na rękach dzieci.

Syryjczycy. Na ogół dobrze sytuowani, niekiedy wręcz – zamożni.

Łodzie

Dopiero w poniedziałek władze wyspy informują, że w nocy z piątku na sobotę do północnych brzegów Lesbos przybiły łodzie z 1,6 tysiącami uciekinierów. Zachodnie media po raz kolejny piszą, że licząca niecałe 90 tys. mieszkańców wyspa jest wręcz przeludniona nielegalnymi imigrantami a policja, mimo że pracuje niemal 24 godziny na dobę, nie nadąża z wydawaniem dokumentów, które legalizują pobyt tysięcy osób z Syrii, Iraku i Afganistanu na terenie Grecji – od miesiąca do nawet pół roku.

Tylko w czerwcu przybyło ich na tę trzecią co do wielkości wyspę grecką 15 tysięcy. Przypływają z Turcji – w najwęższym miejscu wybrzeże tureckie i greckie dzielą dwie mile morskie. Działające od lat po stronie tureckiej gangi przemycają ludzi na skalę hurtową. Uciekinierów wsadzają nawet na zwykłe pontony, i instruują, że gdy tylko pojawią się jednostki greckiej straży granicznej, pasażerowie powinni natychmiast ciąć łodzie tak, by pogranicznicy morscy musieli ich wręcz wyławiać z wody – wtedy mają gwarancję, że zostaną odstawieni na ląd.

A co, gdy już staną na brzegu? Stolica, w której można się zarejestrować, jest na południu wyspy. W lipcowym słońcu – temperatury przekraczają 35 stopni C – uchodźcy muszą pokonać kilkadziesiąt kilometrów drogi prowadzącej przez liczące kilkaset metrów wysokości wzniesienia. Niekiedy, gdy w łodziach jest więcej kobiet, zwłaszcza ciężarnych, lub małych dzieci, władze decydują się na podstawienie autobusów.

Droga

Większości uciekinierów droga do posterunku policji zajmuje dwa dni. Nie mogą liczyć ani na życzliwość tubylców, ani na spakowaną w bagażu gotówkę, ani na zagraniczne karty kredytowe. Nie mogą wynająć samochodu, nie mogą kupić biletu autobusowego, nikt ich nie podwiezie. Dopóki nie dostaną zaświadczenia legalizującego pobyt, są niewidzialni: gdyby ktoś zaprosił ich do domu, podwiózł samochodem czy zabrał do autokaru, naraża się na zarzut czerpania korzyści z przemytu ludzi. Nie wyglądają na przygnębionych. Przyjaźnie machają i uśmiechają się szeroko, mimo widocznego zmęczenia.

W poniedziałek w Molyvos, największym miasteczku północnej części Lesbos, położonego niedaleko miejsca, w którym ląduje największa liczba łodzi z uchodźcami, na przystanku autobusowym wciąż koczuje kilkanaście osób.

Sok z pomarańczy

Jedną z rodzin, widzianych przez chwilę z okien autokaru, spotykam jakiś czas później w centrum miasteczka. Potężny Grek podaje kilkuletniej dziewczynce kubek soku z pomarańczy, rodziców zaprasza, by usiedli w cieniu, skorzystali z toalety. Opuszczając lokal, oboje długo dziękują.

Kilkanaście minut później do sklepu położonego niedaleko tymczasowego obozowiska wchodzi mały chłopiec. Wychodzi z bochenkiem chleba. – To tylko dziecko, co mamy robić? – ni to tłumaczy, ni to pyta czekających w kolejce Holendrów młoda sprzedawczyni. Młodzi turyści robią zakupy – i przy przystanku pojawiają się butelki z zimną wodą, kartony z sokami, paczki ciastek – wśród koczujących są małe dzieci. Kupuję kilka jogurtów, dorzucam chleb, banany i wodę.

Wśród Syryjczyków poruszenie. Nikt już nie śpi, piją zimne soki i wodę, częstują się jedzeniem. – Potrzebujecie czegoś? Może coś dla dziecka? – wskazuję na najmłodszego, kilkunastomiesięcznego uciekiniera. Najstarsza z kobiet kręci przecząco głową. - Wyruszamy wieczorem, teraz jest za gorąco dla dzieci – tłumaczy jeden z mężczyzn. Pytam, czy są z Syrii. Potwierdza. Uciekł z żoną i dwójką dzieci i jest szczęśliwy, że udało im się przepłynąć. I że marzą o tym, by zamieszkać w Niemczech. Albo Szwecji czy Danii.

Ale pierwszym etapem będzie dostanie się z Lesbos do Aten. Wiedzą, że będą musieli poczekać. W stolicy wyspy są dwa obozy dla uchodźców, w tym jeden na stadionie – obydwa skrajnie przepełnione. Wypowiadający się w ostatnich dniach przedstawiciele Lekarzy bez Granic stwierdzili, że to właśnie na Lesbos problem z uchodźcami jest najtrudniejszy a sytuacja – bliska kryzysu humanitarnego.

Grecja przyjęła w tym roku już ponad 63 tysiące uciekinierów.

10.07.2015
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta