Konstanty Radziwiłł nie ukrywa, że nowe przepisy są odpowiedzią na formę protestu wybraną przez lekarzy. Z naszych informacji wynika, że minister podpisze rozporządzenie prawdopodobnie zaraz po świętach, nie czekając na analizę czy opublikowanie opinii zgłoszonych do projektów.
Fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta
W piątek kończą się trzydniowe konsultacje publiczne projektów rozporządzeń ministra zdrowia, które dadzą dyrektorom szpitali możliwość elastycznego układania grafików dyżurów, czyli np. obsadzania jednym lekarzem dyżurów na dwóch i więcej oddziałach, czy zarządzenia, że lekarz dyżurujący na oddziale pomaga również w poradni nocnej pomocy lekarskiej.
Z naszych informacji wynika, że rozporządzenie jest już praktycznie gotowe do podpisu. Konstanty Radziwiłł zrobi to prawdopodobnie zaraz po świętach Bożego Narodzenia, nie czekając na analizę czy opublikowanie opinii zgłoszonych do projektów. Chodzi o to, by dyrektorzy już na ostatni weekend grudnia mieli podstawę prawną do dokonywania zmian w grafikach dyżurów.
Po czwartkowych rozmowach z ministrem zdrowia rezydenci podkreślali, że na taką formę dyżurowania nie mogą się zgodzić – ani oni, ani specjaliści. Konstanty Radziwiłł z kolei nie ukrywał, że nowe przepisy są odpowiedzią na formę protestu wybraną przez lekarzy, czyli ograniczanie czasu pracy. Obydwie strony oskarżają się o granie bezpieczeństwem pacjenta: minister powtarza to od wielu tygodni pod adresem lekarzy, w tym lekarskiego samorządu. Lekarze wskazują, że ministerstwo sankcjonując patologiczne rozwiązania (np. anestezjolog zabezpieczający na dyżurze OIT, blok operacyjny i oddział ginekologiczno-położniczy) działa na szkodę i pacjentów i lekarzy.
Reakcje pojedynczych lekarzy są jeszcze ostrzejsze. Komentujący nie mają wątpliwości, że zmiana przepisów może przyspieszyć decyzję lekarzy nie tylko o wypowiedzeniu klauzuli opt-out, ale wręcz o złożeniu wymówienia z pracy. Efekt? Zwiększy się liczba lekarzy w prywatnym sektorze, zwiększy się liczba wyjeżdżających za granicę.
Lekarze zwracają uwagę, że ich ubezpieczenie nie pokryje szkód, jakie wyrządzi pacjentom ich nieobecność na oddziale (gdy będą „elastycznie” zabezpieczać pacjentów w innej „komórce organizacyjnej” szpitala, albo brak kwalifikacji (gdy będą się zajmować pacjentami niezgodnie ze swoją specjalizacją). – Ministerstwo Zdrowia tym rozporządzeniem podważa w ogóle sens specjalizacji. Skoro każdy może się zajmować każdym pacjentem, specjalizacje są zbędne i zbędne są też rezydentury, a więc i rezydenci? – ironizuje młody lekarz z warszawskiego szpitala.
Minister zdrowia wyjaśnia, że elastyczny grafik dyżurów jest w Europie dobrze znany, a w wielu krajach nie ma tak rygorystycznych norm obsady lekarskiej dyżurów na oddziałach szpitalnych. I w dyskusjach z rezydentami ten wątek również się pojawia. Swoimi doświadczeniami dzielą się młodzi lekarze, którzy wyjechali np. do Szwecji – zdarza się, że jeden lekarz zabezpiecza w nocy dwa, nawet trzy oddziały. Problem w tym, że Polska to nie Szwecja.
- Po pierwsze, nie mamy armat – usłyszał pewnego dnia Napoleon, gdy zapytał, dlaczego wojska francuskie nie zaatakowały nieprzyjaciela. – Po pierwsze, nie mamy pielęgniarek – powinien usłyszeć Konstanty Radziwiłł, gdy twierdzi, że Polska może zastosować rozwiązania znane z krajów, które mają dwukrotnie większą liczbę pielęgniarek w przeliczeniu na liczbę mieszkańców (Szwecja – 11, Polska – 5,4) i jednocześnie – znacząco mniejszą liczbę łóżek szpitalnych.
Od co najmniej kilku lat eksperci alarmują, że pielęgniarek w polskich szpitalach brakuje jeszcze bardziej, niż lekarzy, i że jest to w tej chwili podstawowy problem kadrowy polskiej ochrony zdrowia. Liczba pielęgniarek w szpitalach zaś się nie zwiększy (choćby dlatego, że ich w ogóle brakuje, a ministerstwo utworzyło kolejnych kilka tysięcy miejsc pracy dla pielęgniarek – w gabinetach szkolnych).
