×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Dobrze robisz

Ewa Stanek-Misiąg

Było mi bardzo, bardzo ciężko zostawić go pod tymi kroplówkami, pod respiratorem… Leżał sobie tak spokojnie, można go było pocałować, pogłaskać, przytulić się do niego. A przecież wiedziałam, że on już nie żyje. Najważniejsze, że bardzo szybko stracił przytomność i nigdy jej już nie odzyskał – opowiadają Anika i Wojciech, rodzice Szczepana, którzy zgodzili się, by ich syn został dawcą narządów.

26 stycznia obchodzony jest w Polsce Dzień Transplantacji ustanowiony na pamiątkę pierwszego udanego przeszczepienia nerki w naszym kraju. Dokonano go w 1966 roku w Warszawie. Biorczynią była 18-letnia uczennica szkoły pielęgniarskiej.


Szczepan. Fot. arch. wł.

Anika i Wojciech, rodzice Szczepana: O wypadku Szczepana dowiedzieliśmy się w niedzielę nad ranem. Była 4, kiedy odezwała się moja komórka. Dzwonił właściciel ośrodka jeździeckiego, w którym Szczepan w tamten weekend pomagał w organizacji zawodów i urządził swoje urodzinowe ognisko. Powiedział, że był wypadek i że Szczepan jest najbardziej poszkodowany. „Najbardziej poszkodowany” powtórzył kilka razy. Zaczęłam zbierać rzeczy do szpitala. A ja powiedziałem – pamiętam to dobrze – że oni nie wiedzą, jaki on jest twardy.
Nie zdawaliśmy sobie sprawy… Kręciłam się po domu, wzięłam ręcznik, szczoteczkę do zębów, dres, skarpetki. Wszystko, co przydaje się w szpitalu. Do Suchej Beskidzkiej dojechaliśmy przed 6. Nie wpuścili nas. W tamtym czasie ze względu na pandemię COVID-19 ograniczano wstęp do szpitali. Portier, żeby nas wpuścić, musiał uzyskać zgodę lekarza. Lekarz powiedział nam przez telefon: „Jeszcze Szczepana przygotowujemy”. Pojechaliśmy więc na stację benzynową napić się kawy. Zadzwoniliśmy wtedy do dzieci. Oboje byli na wakacjach studenckich – córka z koleżanką pod Oświęcimiem, a syn w Piwnicznej. Potem byliśmy w kościele, na mszy o 7 lub 8. Telefon ze szpitala zastał nas, kiedy wracaliśmy z ośrodka jeździeckiego z rzeczami syna. Szczepan był na OIOM-ie. Właściwie z punktu widzenia medycyny…
Już nie żył.
…już właściwie nie żył.

Jestem bardzo wdzięczny lekarzowi, który nas wpuścił na OIOM. Panowała pandemia. Nie musiał, a być może nawet nie powinien był tego robić. Ale powiedział, że nie wyobraża sobie, żeby nam nie pozwolić wejść. To było osobne pomieszczenie. Mogliśmy spokojnie usiąść. Nie wiem, czy w ogóle powinniśmy o tym mówić, bardzo bym nie chciał, żeby ten lekarz, który był naprawdę przemiły, miał jakiekolwiek kłopoty. Szczepan wyglądał, jak po wypadku – otarcia skóry na rękach i twarzy, złamana noga, zabandażowana głowa. Bandaże zakrywały zmiażdżony tył czaszki. Najważniejsze, że bardzo szybko stracił przytomność i nigdy jej już nie odzyskał. Bardzo szybko nastąpił obrzęk mózgu, a w jego konsekwencji niedotlenienie. Pokazali nam tomografię. Biała plama. Nic. Ale kiedy usłyszałem, że wyniki badania przesłano do Krakowa, by skonsultować je z neurochirurgiem, to oczywiście natychmiast chciałem organizować transport. Lekarz mnie uspokoił. Od samego początku doskonale wiedział, że tu nie ma żadnych szans i nie dawał nam nadziei. Ale też nas nie dobijał, co bardzo doceniam. Mieliśmy czas na oswojenie się z tym wszystkim. W niedzielę wyszliśmy ze szpitala z informacją, że następnego dnia wykonane zostanie badanie kontrastem, żeby sprawdzić czy jest jakieś krążenie w mózgu. Badanie wykonano zgodnie z planem w poniedziałek wieczorem. Nic się nie zmieniło od niedzieli. „Mózg nie podjął żadnych czynności życiowych”, jakoś tak ładnie to było powiedziane.

We wtorek, kiedy wsiadaliśmy z dziećmi do samochodu w Krakowie, zadzwoniła moja bratowa, która jest lekarzem i powiedziała: „Słuchaj Anika, przygotujcie się na to, że spytają was o narządy. Omówcie to we czwórkę”. Nie było co omawiać. Bez zastanawiania, jednocześnie powiedzieliśmy, że tak. Więc kiedy lekarz zaprosił mnie z mężem do gabinetu i po rozmowie o tym, czy kiedykolwiek rozważaliśmy taką możliwość, jak dawstwo narządów w końcu zapytał: „Czy zgodziliby się Państwo na pobranie organów od Szczepana?”, po prostu odpowiedzieliśmy, że tak, zgadzamy się i podpisaliśmy odpowiednie dokumenty. Każdy z nas pożegnał się ze Szczepanem osobno. Było mi bardzo, bardzo ciężko zostawić go pod tymi kroplówkami, pod respiratorem… Leżał sobie tak spokojnie, można go było pocałować, pogłaskać, przytulić się do niego. A przecież wiedziałam, że on już nie żyje. Organy pobrano w czwartek. Bardzo mi pomógł ks. Rafał, nasz znajomy z kajaków. Codziennie do mnie dzwonił. Podtrzymywał mnie na duchu. Powtarzał: „Dobrze robisz. Dobrze robisz”. Miał kazanie na pogrzebie. Musieliśmy przesunąć termin pogrzebu o 2 tygodnie, ponieważ jedna z krewnych zachorowała na covid, a część rodziny miała z nią kontakt. To było dobijające. Taki przedłużający się stan braku zamknięcia, klamry.

Parę tygodni temu, na początku grudnia zostaliśmy powiadomieni o wyroku w sprawie wypadku.

Trzeba powiedzieć uczciwie, że w samochodzie na 5 osób było ich sześcioro. Odwozili kolegę po ognisku do domu. A ponieważ wiedzieli, że jest ich więcej niż powinno, stwierdzili, że pojadą polnymi drogami. Nie asfaltem tylko górą. To jest stromy teren. Daleko nie zajechali. Wywalili się na pierwszym zakręcie. Szczepan nie był zapięty i siedział na oknie…
Jak to Szczepan. Jak to Szczepan.
…więc trudno, żeby nie wypadł, zwłaszcza, że samochód przekoziołkował, i to nie raz. Gdyby kierowca miał większe umiejętności. Gdyby jechali spokojnie. Jeden z moich przyjaciół powiedział mi, żebym zapomniał o słowie „gdyby”. Staram się zapomnieć. Ale nie mogę przełknąć tego, że tyle razy mówiło się w domu o jeździe po alkoholu...że trzeba być idiotą, żeby wsiąść za kierownicę, czy pozwolić komuś kierować. Za każdym razem o tym mówiliśmy, gdy pojawiała się informacja o takich wypadkach. Szczepan miał 0,7 promila. Nie potrafię się z tym pogodzić. Wszyscy w samochodzie byli w podobnym wieku, wieku nieśmiertelności, kiedy wydaje się człowiekowi, że nic złego nie może go spotkać. Kierowca dostał 1,5 roku więzienia. Przekichane. Młody chłopak, który wchodzi w życie. Nie mam do niego żalu. Był kolegą Szczepana. Przyjechał pochwalić się autem. Kupił je chyba tego dnia rano.

Miesiąc po śmierci Szczepana przygotowałaś kartkę: „Może lepiej widzisz lub lepiej chodzisz, a może nadal żyjesz dzięki Szczepanowi? Był naszym synem. Jeżeli miałbyś kiedykolwiek ochotę podzielić się z nami swoją historią, to czekamy”.

Musiałam coś robić. Włożyłam do koperty 10 takich kartek i wysłałam do Poltransplantu.

Dyrektor Poltransplantu odpowiedział, że dawstwo jest anonimowe, ale napisał też: „Państwa zmarły syn stał się dawcą nerek, wątroby, serca, tkanki kostnej i rogówek. Narządy zostały przeszczepione potrzebującym ich pacjentom, tkanki zaś trafiły do banków tkanek, a wykonane z nich przeszczepy pomogą w leczeniu kolejnych kilkunastu osób. Proszę mi wierzyć, że każdy kto otrzymał tę pomoc, będzie nosił w pamięci swojego darczyńcę”.

Absolutnie zgadzam się z tym, że nie może być żadnych kontaktów rodzin dawców z biorcami. Zależałoby mi jednak na jednej rzeczy. Tylko jednej rzeczy. Chciałbym informacji zwrotnej. Wiadomości, że to coś dało, że próbowano tymi organami komuś pomóc. Tylko tego. Tylko tego mi brakuje.

Wysłuchała Ewa Stanek-Misiąg

Szczepan zmarł kilka dni po swoich 19. urodzinach. Był uczniem Technikum Jeździectwa w Jordanowie.

18.01.2023
Zobacz także
  • Przełom w transplantologii jest tuż za rogiem, ale...
  • Wyzwania transplantologii
  • Transplantologia wiąże się z życiem, nie ze śmiercią
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta