11 września w rządowym programie in vitro zarejestrowanych było ponad 5 tys. par, z czego ponad 2,5 tys. zakwalifikowano do leczenia. Projekt zakładał, że do końca tego roku z programu skorzysta tylko 2 tys. par. W niektórych klinikach miejsca wyczerpały się już w pierwszym miesiącu, tj. lipcu. W związku z tym niektóre zwróciły się do resortu zdrowia z prośbą o zwiększenie liczby miejsc jeszcze w tym roku.
Choć teoretycznie w trakcie całej procedury raz można zmienić ośrodek leczenia niepłodności, to system nie jest w pełni na to gotowy. Niektóre pary i niektórzy lekarze z powodu kłopotów administracyjnych musieli osobiście występować o zgodę do resortu.
Były już pierwsze skargi do ministerstwa, że trzeba płacić za badania wstępne. Resort wystosował do lecznic list, w którym wyraźnie zakazał pobierania opłat za wizyty prekwalifikacyjne, rejestracyjne, informacyjne i wstępne. Ponadto zakazał klinikom wskazywania ośrodków, w których pacjenci powinni wykonać badania. – Jeżeli wyniki badań są ważne, ale wykonane w innym ośrodku, powinny być podstawą decyzji o kwalifikacji – ocenia Ministerstwo Zdrowia.
Z kolei lekarze twierdzą, że pacjenci nadużywają programu i jeżdżą do różnych placówek, żądając wykonania podstawowych badań. I nie wiadomo, jak potem mają być one rozliczane z ministerstwem.