Dzisiaj potrzeba 5 minut, żeby kupić dopalacz. Wystarczy się zalogować, przelać pieniądze i czekać na przesyłkę. Według mojej wiedzy działa obecnie co najmniej 49 sklepów internetowych oferujących różnego rodzaju substancje psychoaktywne - mówi na łamach "Rzeczpospolitej" prof. Mariusz Jędrzejko z Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej, autor pojęcia "dopalacze".
Według informacji "Rz" na rynku zaczął dominować towar sprowadzany z Chin, wcześniej w Polsce praktycznie nieznany. Można też trafić na preparaty z Czech, Holandii i Wielkiej Brytanii. Mają postać suszu roślinnego albo tabletek. Sprzedający w sieci zachwalają je jako "aromatyczne chemikalia", dobrej jakości, zastrzegając, że są przeznaczone do "użytku laboratoryjnego". Wysyłka kosztuje zwykle 6-10 euro, a przy większych zamówieniach nic.
Sprzedawcy często oferują towary, które na pierwszy rzut oka nie budzą podejrzeń. - Proponują np. możliwość zakupu przez Internet koszulek z Chin i jest to główny produkt. Jednak oprócz niego otrzymuje się dopalacz. Takich przesyłek jest coraz więcej - mówi prof. Jędrzejko.
- Brak jest zdecydowanych działań i spójnej strategii walki z dopalaczami. Przede wszystkim brak jest programów profilaktycznych, które by uświadamiały młodzieży niebezpieczeństwa związane z zażywaniem środków psychoaktywnych - przekonuje rozmówca "Rz".