×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

W ogniu emocji - strona 2

Małgorzata Solecka
Kurier mp.pl

Gdy poród zmienia się w dramat

„Sprawa Kamila” to bardzo spektakularny, ale nie jedyny przykład problemów z komunikacją instytucji działających w ochronie zdrowia.

Inny przykład – powikłania okołoporodowe. W styczniu, gdy Polska żyła sprawą bliźniąt z Włocławka, które zmarły kilka godzin przed porodem, a minister zdrowia wysyłał kontrole do wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych, swoim dramatem z mediami podzielili się rodzice Lilki, urodzonej pod koniec grudnia w katowickim szpitalu ojców Bonifratrów. Dziewczynka przyszła na świat skrajnie niedotleniona. Żyje – ale mózg ma całkowicie zniszczony, oddycha za nią respirator. Rodzice skierowali sprawę do prokuratury, swoją komisję wysłał też minister zdrowia.

Początkowo ojciec dziecka twierdził, że nie myśli o pozwie cywilnym, ale szybko zmienił zdanie. Sprawę przejął Bartłomiej Janyga, ten sam, który reprezentuje małżeństwo Bonków, walczące o odszkodowanie od opolskiego szpitala po tym, jak na skutek odmowy cesarskiego cięcia jedna z córek urodziła się w ciężkim stanie a po kilku miesiącach – zmarła.

Rodzice Lilki, która po urodzeniu przebywa w Górnośląskim Centrum Matki i Dziecka, żądają od szpitala 2,5 miliona złotych odszkodowania. Prowadzą stronę na Facebooku (w połowie lipca 2014 – ponad 11 tysięcy fanów). Stronę, ze zrozumiałych względów, pełną emocji, dramatycznych relacji i prezentowania swoich racji. Gdy ojciec Lilki zamieszcza na tej stronie post dotyczący ofiar błędów lekarskich, pozwalam sobie na krytyczny komentarz. Jeden z niewielu, jakie pojawiają się – choćby na krótko – na tej stronie.

Od kilkunastu dni tematem wiodącym na stronie Lilki jest fakt, że szpital wynajął agencję PR i co za tym idzie – w mediach pojawiły się materiały, prezentujące racje milczącej do tej pory placówki. Rodzice Lilki zamieszczają nawet filmik z krótkiego spotkania z pracownikami PR przed wejściem na salę sądową (kilka dni temu odbyła się kolejna rozprawa w procesie cywilnym). „Czy będziecie nas państwo oczerniać?” – pyta mama dziewczynki nieco stropionych sytuacją „pijarowców”. „Pracownicy agencji nie zaprzeczyli, że dostają za tę „usługę” 80 tys. zł miesięcznie od Katolickiego Szpitala Zakonu Bonifratrów, to karygodne. Proszę przekazujcie to dalej, bo to nie jest horror, tylko prawda” – apelują rodzice dziewczynki do czytelników strony.

Czytelnicy reagują w jedyny możliwy sposób – oburzeniem. „Katolicki szpital płaci takie pieniądze ludziom, żeby kłamali na jego obronę, a do leczenia dziecka nie chcą się dołożyć” – w ten sposób można streścić (kulturalnie) większość opinii pojawiających się w komentarzach. Uwadze komentujących umyka, że leczenie – paliatywne – dziecka jest opłacane z budżetu innego, publicznego szpitala.

Szpital przerywa milczenie

- Tak naprawdę szpital mógł zareagować znacznie wcześniej. Już sam tytuł strony na Facebooku „Lilka z Bonifratrów” może budzić wątpliwości, czy nie dochodzi do naruszenia praw placówki. Osobną sprawą są treści, przede wszystkim komentarze do postów, których administrator nie usuwa. Treści obraźliwe w stosunku do osób, którym nie tylko nie udowodniono żadnego złamania prawa, ale nawet nie postawiono im, być może jeszcze, żadnych zarzutów – uważa prawnik, któremu pokazałam stronę dziewczynki.

Jednocześnie zaznacza, że z ludzkiego punktu widzenia, powściągliwa postawa szpitala jest zrozumiała. – Niewątpliwie rodziców Lilki i dziecko spotkał niesamowity dramat. Czy ktoś zawinił, i ewentualnie kto? W takiej sytuacji ludzie widzą tylko rację rodziny – mówi i dodaje, że ewentualne kroki prawne, jakie szpital mógłby podjąć, broniąc swojej marki i dobrego imienia pracowników, mogłyby się obrócić przeciw niemu, przynajmniej w odbiorze społecznym.

Pytam rzecznika prasowego szpitala, dlaczego dopiero teraz – po sześciu miesiącach milczenia i odsyłania dziennikarzy (tych, którzy byli zainteresowani stanowiskiem szpitala) placówka przeszła do medialnej ofensywy. - Sprawa Liliany jest złożona, wieloaspektowa i głęboko poruszyła cały personel naszego szpitala. W pierwszym etapie sprawy komunikacja z mediami nie była dla nas priorytetem, skupialiśmy się przede wszystkim na pełnym zbadaniu i wyjaśnieniu wszystkich okoliczności. Także z powodu ochrony danych osobowych, praw pacjentów i ich prawa do prywatności pozostawaliśmy nieaktywni w kontaktach z mediami – tłumaczy Damian Stępień.

Zmiana strategii komunikacyjnej była możliwa, ponieważ szpital ma już wyniki wewnętrznych postępowań wyjaśniających. - Stan Liliany nie jest wynikiem komplikacji okołoporodowych czy błędu lekarskiego, a niestety efektem przedporodowej infekcji. Powodem była infekcja paciorkowcem B hemolizującym wykryta u pani Moniki Wulczyńskiej, wiemy to na podstawie badań GBS wykonanych w dniu przyjęcia jej do szpitala. Badania histopatologiczne potwierdziły również martwicę łożyska zajmującą 20 proc. organu, co spowodowało zaburzenia w wymianie gazowej płodu i mogło spowodować jego niedotlenienie – podkreśla rzecznik.

Dokumentację badają konsultanci – m.in. położnictwa, neonatologii, ginekologii. Szpital czeka też na wyniki kontroli zleconej przez ministra zdrowia. Być może będą one znane dopiero wówczas, gdy ministerstwo opublikuje rezultaty ogólnopolskiej kontroli wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych, co może jeszcze potrwać dłuższy czas.

A skąd pomysł zatrudnienia agencji PR, i czy prawdą jest, że szpital płaci za te usługi 80 tysięcy złotych miesięcznie? – Dla dobra rodziny, poszanowania sytuacji w jakiej się znaleźli, a także kwestii czysto prawnych, nie było naszą intencją nagłaśnianie sprawy w poprzednich miesiącach, poprzez zajmowanie otwartego stanowiska w mediach. Jednak patrząc z perspektywy czasu, w komunikacji z mediami popełniliśmy błąd. Nie komentując sprawy, zostawiliśmy miejsce do wypełniania treściami i domysłami, które nie tłumaczyły w sposób dogłębny tej sprawy od strony medycznej w oparciu o fakty i rzeczywisty przebieg porodu – podkreśla Damian Stępień.

Szpital nie ma doświadczenia w radzeniu sobie w sytuacjach kryzysowych: a za taką została uznana ta konkretna sprawa. – A jeśli chodzi o pieniądze, mogę powiedzieć tylko tyle, że rzeczywiste wynagrodzenie agencji nawet nie ociera się o sumę, jaką podają rodzice Lilki – dodaje rzecznik.

Czy środowisko medyczne wyciągnie wnioski z doświadczeń katowickiego szpitala, który głośno przyznaje się do popełnienia błędu, i to bynajmniej nie medycznego? Czy będzie jak u poety z Czarnolasu, i już całkiem stare przysłowie „Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi”?

25.07.2014
strona 2 z 2
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta