×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

By ludzie nie musieli po bułki przychodzić

Renata Kołton
Kurier MP
- Gdy zaczęłam pracę jako lekarz, największym szokiem było dla mnie to, co dzieje się w polskich rodzinach - opowiada Maria Maciaszek, kierownik Przychodni Lekarskiej dla Ludzi Bezdomnych i Ubogich. - Zobaczyłam, ile ludzie potrafią zadać sobie nawzajem cierpienia.


Fot. Pixabay.com

Kartka z kalendarza

Duże zielone kółka to dyżury w całodobowej opiece w Szpitalu Rydygiera w Krakowie, pomarańczowe - dyżury w Chrzanowie. Na niebiesko Estera Kłosowicz zaznacza dni, w które, jak mówi, pracuje u siebie, czyli w Klinice Ginekologii. Kolory różowy i fioletowy zarezerwowała dla dwóch jeszcze innych przychodni. - Mój grafik jest kolorowy. Nie ma gdzie szpilki wcisnąć. Czasami mam dość, ale czuję jednocześnie wewnętrzną potrzebę, żeby jeszcze tutaj przyjść. Praca w tych wszystkich miejscach daje mi dużo satysfakcji, ale tutaj jest jakoś inaczej.

Rozmawiamy w Przychodni Lekarskiej dla Ludzi Bezdomnych i Ubogich. Doktor Estera Kłosowicz stara się tu przychodzić raz na dwa tygodnie, a jak bardzo brakuje czasu - to chociaż raz w miesiącu. Odkąd zaczęła specjalizację z położnictwa i ginekologii, przyjmuje jako ginekolog, wcześniej pomagała jako lekarz ogólny. - Już na studiach chciałam robić coś więcej, niż tylko siedzieć w książkach. Myślałam o misjach zagranicznych, ale dla studentki było to zbyt duże wyzwanie. W Kole Medycyny Humanitarnej prowadzonym przez Stowarzyszenie Lekarzy Nadziei segregowałam i pakowałam leki oraz inne materiały, które wysyłano głównie na wschód. Jako studentka nie mogłam jeszcze przychodzić do prowadzonej przez Stowarzyszenie przychodni. Kiedy zaczęłam w niej bywać, poznałam Marysię, która zaraziła mnie duchem tego miejsca.

Smoleńsk 4

Marysia, czyli Maria Maciaszek, z placówką prowadzoną przez Lekarzy Nadziei związała się prawie 7 lat temu. Jako specjalista chorób wewnętrznych na co dzień pracuje w Poradni Ogólnej przy ulicy Rusznikarskiej. Esterę poznała na Olszańskiej 5, gdzie przychodnia dla bezdomnych działała przez 15 lat. W 2013 r. przeniesiono ją na ulicę Smoleńsk 4. Doktor Maciaszek została wtedy kierowniczką.

- Jesteśmy w różnym wieku, z różnych środowisk. Najstarsi współpracownicy przychodni to osoby, które przez wiele lat pracowały na Olszańskiej, doktor Czesław Żurowski, doktor Anna Kopta i pielęgniarka Zofia Zachara. Najmłodsi to studenci medycyny, którzy zgłaszają się do nas tak chętnie, że w tym roku już w marcu przestałam przyjmować chętnych. Wciąż brakuje nam jednak specjalistów. Szukam też pielęgniarki, ale dziś nawet te na emeryturze na ogół gdzieś pracują. Niektóre boją się tu przyjść. Trudno mi przez telefon wytłumaczyć, że to nie jest przyjmowanie pod krzakiem, że warunki mamy dobre, dbamy bezpieczeństwo, że są środki odkażające, rękawiczki, dla pacjentów jest osobna toaleta...

Przychodnia zajmuje dziś całe pierwsze piętro czterokondygnacyjnego kompleksu, którego łączna powierzchnia to ponad 2 400 metrów kwadratowych. No dole jest łaźnia, garderoba, pralnia i kuchnia sióstr felicjanek. Na wyższych piętrach poradnie, punkty konsultacyjne i sale, w których spotykają się grupy wsparcia.

Od godz. 12 do 15 pielęgniarki robią opatrunki. Lekarze przyjmują od południa do godz. 18. Mają z grubsza ustalony grafik, a gdy nie mogą przyjść, dzwonią do Pani Wandy, która jest tutaj intendentka i recepcjonistką. Gabinet internistyczny jest czynny codziennie. Ginekologiczny - raz w tygodniu. Stomatolog wpada w co drugą środę. Można też zapisać się do chirurga, kardiologa i ortopedy. Nie wszyscy przyjmujący lekarze dobrze się znają. Czasem nazwisko kolegi czy koleżanki kojarzą tylko z pieczątki. Średnio w jednym czasie współpracuje ich z przychodnią dwunastu. W asyście studentów w zeszłym roku udzielili tu ponad 2000 porad nie biorąc za to żadnych pieniędzy.

Przychodnia nie ma kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Taka opcja jest rozważana, ale póki co wszystkie koszty leczenia opłacane są ze skromnych środków pozyskanych przez Stowarzyszenie. Największa pula pieniędzy pochodzi z dotacji uzyskanych z Urzędu Miasta. Przez ostatnie lata było to 100 - 150 tys. rocznie. Nie pokrywa to jednak wszystkich wydatków. W ubiegłym roku doktor Maciaszek wraz ze studentami pozyskali grant w wysokości ponad 120 tys., w ramach którego w przychodni realizowany jest projekt „Profilaktyka prozdrowotna szansą na poprawę standardów życia osób narażonych na marginalizację społeczną w Małopolsce”.

Studencki zapał

Mateusza Gajdę spotykam na korytarzu. Widać, że pewnie się czuje w fartuchu lekarskim. Do przychodni przyszedł, jak tylko zaczął studia medyczne. Dziś jest na III roku. Czy trudno było mi się tutaj odnaleźć? - Nie. W to środowisko bardzo łatwo wejść. Lekarze są bardzo otwarci, garściami można czerpać z ich wiedzy.

Pacjenci szybko mogą się zorientować, kiedy mają do czynienia z początkującym lekarzem czy ze studentem. Student nie wie, o co zapytać i pyta o wszystko. W rezultacie wywiad prowadzi trzy razy dłużej niż specjalista. Pierwsze diagnozy przychodzą ciężko, ale przyszli lekarze cenią sobie doświadczenie, które mogą tu zdobyć. - Byłam przerażona, że siedzi przede mną żywy człowiek - opowiada młoda stażystka. A tu trzeba go zbadać, ustalić diagnozę, wybrać leki. Z czasem nabiera się pewności siebie, ale przy pierwszych wizytach cała się trzęsłam w tym gabinecie.

Praca w przychodni to także trening z komunikacji. Coś więcej, niż tylko odgrywanie scenek na zajęciach. Zdarzają się pacjenci, którzy mówią w sposób bardzo niewyraźny i niezrozumiały, np. z powodu braku zębów. Niektórzy mówią zbyt dużo, inni są zamknięci w sobie, wycofani. Z chorym rozmawia się kilkanaście minut, czasami dłużej. Zarówno studenci jak i lekarze starają się tłumaczyć, na czym polega choroba, dlaczego proponują takie, a nie inne leczenie. Nie chcą ograniczać się do wydania leku i puszczenia pacjenta w świat. Starają się zachęcić do wyjścia z nałogu, zadbania o siebie.

Jesteśmy po to, żeby pomagać

Doktor Czesław Żurowski jest już na emeryturze. Pełni funkcję przewodniczącego Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Lekarze Nadziei i pomimo swoich 89 lat przychodzi do przychodni w każdy poniedziałek. Bo jak mówi: po to jesteśmy, żeby ludziom pomagać. - Część moich kolegów i koleżanek, których tu ściągnąłem, już nie żyje, ale jest wielu młodych lekarzy - zauważa.

Młodzi to głównie lekarze rezydenci. Jednym z nich jest Ignacy Nowogrodzki, który podobnie jak Estera Kłosowicz trafił początkowo do Koła Medycyny Humanitarnej. Obydwoje zostali później członkami Stowarzyszenia. Gdy udało nam się spotkać, pytam ile godzin dziś spał. Woli nie odpowiadać. Dla pacjentów z przychodni dla bezdomnych stara się wygospodarować jedno popołudnie w tygodniu. Czy pomimo tak wielu zajęć chce mu się jeszcze pracować za darmo? - Przyzwyczaiłem się do tej przychodni. Trafiają tu ludzie, którzy bardzo potrzebują pomocy, a mają trudności, żeby uzyskać ją w innych placówkach - opowiada. - I nie chodzi tylko dlatego, że nie mają ubezpieczenia, ale ze względu na ich problemy z alkoholem, zaburzenia psychiczne, zapach...

Marta Piotrowska to rezydentka medycyny rodzinnej. Mówi o sobie „ateistka u Ojca Pio”. Gdy zgłosiła się do przychodni, szybko uświadomiła sobie, że kwestie światopoglądowe nie mają tu większego znaczenia. Ważna jest gotowość do pomocy. Konkret. Pacjentów raczej nie dopytuje o koleje losu, skupia się na kwestiach medycznych. Choć zaznacza, że gdy się kogoś zapyta, to historia toczy się sama. Nigdy nie jest jednak opowiedziana do końca. W czym widzi sens pracy tutaj? - Gdyby prowadzenie tej pomocy polegało tylko na ciągłym wydawaniu bułek, to na pewno byłoby to frustrujące. Pewnie też potrzebne. Ale kiedy ma się tę świadomość, że jest to część większej całości, ta nasza doraźna pomoc zyskuje swoje znaczenie.

Trudny pacjent?

Patrząc na poczekalnię od strony recepcji widzę, że chorzy czasem się denerwują, bywają wulgarni. Żaden z lekarzy nie skarży się jednak, że pacjenci bywają agresywni. - Nikt mnie tu nigdy nie obraził - opowiada Anna Kopta. Na Olszańskiej, gdzie w jednym pomieszczeniu czekało wielu chorych, zdarzały się jednak bójki, wzywano policję. Teraz do przychodni wpuszcza się po jednej, dwie osoby, które były umówione na konkretną godzinę. Pani Wanda ma oczy naokoło głowy. Pilnuje, czy ktoś nie zasiedział się w toalecie, bo zaraz można znaleźć w koszu butelkę po alkoholu.

Na Olszańskiej dużym problemem była higiena pacjentów. Teraz nim trafią do gabinetu, mogą się umówić na kąpiel w łaźni. Pracownicy przychodni starają się tego pilnować. Pani Wanda cierpliwie tłumaczy, że zapisze pacjenta do lekarza, ale że wcześniej należy się umyć. Ci, którzy bywają tu częściej, na ogół już to wiedzą, ale pomimo próśb pielęgniarek na opatrunki wielu wciąż przychodzi z brudnymi nogami. Najważniejsze jednak żeby byli trzeźwi. Alkoholizm to w tej grupie bardzo częsty problem. Niejednokrotnie przyczyna bezdomności.

Specjalność przychodni to leczenie świerzbu. W zwykłej przychodni bezdomny nie może się umyć, po zaaplikowaniu maści nie dostanie nowego ubrania, a przecież oprócz tego, co na sobie, często nic innego nie posiada. Na ulicy Smoleńsk te problemy udaje się wyeliminować, ale w przypadku wielu chorych i tak nie wiadomo co zrobić. Nie kwalifikują się do szpitala, ale do spania na ławce też nie. A nie mogą przecież wrócić do domu, położyć się w ciepłym łóżku i napić herbaty.

Przychodzą z różnymi oczekiwaniami. Czasem chcą porozmawiać z kimś, kto ich potraktuje po ludzku. W przychodni jest założonych ponad 1 400 kart. Stali pacjenci leczą się tu od kilkunastu lat. Personel zna ich po imieniu. Był świadkiem niejednego wzlotu i upadku. Pielęgniarki nieraz opatrują te same rany, których pacjenci często nie doleczą do końca, bo nie przychodzą na kolejne zmiany opatrunków. Są też tacy, którzy oczekują więcej, niż to na co pozwalają skromne możliwości placówki, ale to jednostkowe przypadki.

- Gdy zaczęłam pracę jako lekarz, największym szokiem było dla mnie to, co dzieje się w polskich rodzinach - opowiada Maria Maciaszek. - Nie to, że ludzie chorują, cierpią z bólu, umierają. To jest częścią naszego życia. Ale zobaczyłam, ile ludzie potrafią zadać sobie nawzajem cierpienia. Osoby, które tu spotykam, są w pewnym stopniu odbiciem postaw naszego społeczeństwa. Z wielu powodów były odrzucane i wykorzystywane przez najbliższe środowisko.

Lekarze nadziei

Stowarzyszenie Lekarzy Nadziei działa na rzecz ludzi skrajnie ubogich już od ponad 30 lat. Jedną z pierwszych inicjatyw Stowarzyszenia było zorganizowanie w Krakowie I spotkania Europejskiego Wschód-Zachód pt. „Medycyna Humanitarna i Prawa Człowieka”. W spotkaniu wzięli udział filozofowie, politycy, prawnicy, lekarze, naukowcy, duchowni, pisarze, działacze społeczni. W sumie 400 osób. Końcowym akcentem było uchwalenie tzw. „Europejskiej Karty Działań Humanitarnych”, zwanej też „Kartą Krakowską”. W jeden z jej punktów zapisano: „Sprzeciwiam się dyskryminacji zrodzonej z nędzy, patologii i niepewnego statusu społecznego”.

Funkcję przewodniczącego Stowarzyszenia od początku pełni profesor Zbigniew Chłap. Pamięta jak w lata 90-tych ludzie garnęli się do wspólnej pracy. Stowarzyszenie miało oddziały w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu, Rzeszowie i Nowym Sączu. Dziś działają już tylko dwie placówki. Jako organizacja pożytku publicznego Stowarzyszenie stara się o wpływy z 1 procenta podatku, ale w poprzednich latach udało się tą drogą uzyskać kwoty rzędu kilkunastu tysięcy złotych. W kwietniu tego roku Dr Maria Sielicka-Gracka oraz dr Monika Madalińska z warszawskiej Przychodni dla Bezdomnych otrzymały Odznaki Honorowe Rzecznika Praw Obywatelskich.

KRS 0000047746
Konto nr 58 1020 2892 0000 5902 0171 3833
PKO BP S.A. I O/Kraków
27.10.2016
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta