×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Chirurgia zawsze znajdzie swoją ofiarę

Anna Górska

Pawła Kabatę nazywają najlepszym pisarzem wśród chirurgów i najlepszym chirurgiem wśród pisarzy. Specjalista chirurgii ogólnej i onkologicznej. Od 13 lat związany z Kliniką Chirurgii Onkologicznej Akademii Medycznej w Gdańsku. Autor książki „O chirurgii inaczej”. Jest to historia o tym, jak człowiek nawet nie śmie marzyć o karierze lekarskiej, a tym bardziej pisarskiej. Zostaje i jednym i drugim. Jak to się stało – przedstawia swoją wersję wydarzeń dr n. med. Paweł Kabata.

Dr n. med. Paweł Kabata. Fot. Newseria

  • Chirurgia pozwala na bardzo praktyczny sposób rozwiązywania problemów medycznych. To rozwiązanie jest niezwykle geometryczne, logiczne. Trochę tak, jakby człowiek majsterkował. Zrozumiałem, że chirurgia i ja jesteśmy podobni do siebie – wspomina dr Paweł Kabata
  • Pewność siebie leży blisko toksycznej arogancji, dzieli je bardzo wąska granica, która często się zaciera. Chirurgia nie znosi pychy, zawsze swoją ofiarę i tak znajdzie – uważa
  • Jak dodaje, w ostatnich latach coraz bardziej otwarcie mówimy też o porażkach. – To jest bardzo cenna nauka – ocenia
  • Chirurgia to rzemiosło, którego można się nauczyć. Żmudnie i powoli, nie wychodząc z sali operacyjnej po kilkanaście godzin. Ale ta „iskierka” zawsze dodaje dodatkowego blasku – mówi dr Paweł Kabata

Anna Górska: „Nosiło” Pana strasznie.

Dr n. med. Paweł Kabata: To prawda, okres silnego buntu nadszedł wzorcowo: na koniec nauki w podstawówce. W liceum objawy się nasilały z prędkością światła. Brat starszy ode mnie tylko o półtora roku, od dawien dawna wiedział, że będzie lekarzem, zresztą rokował od małego. Co do mojej przyszłości, to rodzice zawsze mieli ogromne wątpliwości. Mama nie dopuszczała nawet cienia myśli o mojej karierze lekarskiej i jedynie modliła się, aby cokolwiek wyszło ze mnie.

Mama – lekarka rodzinna, tata – adiunkt Akademii Medycznej w Gdańsku. Były jakiekolwiek szanse nie zostać lekarzem w tej sytuacji?

Może to zabrzmieć arogancko i fałszywie – mi naprawdę było zbyt daleko do medycyny. W liceum większość przedmiotów należała do tych, których nie lubiłem. Biologia? Była w ścisłej czołówce tej długiej listy. Nadszedł moment, gdy musiałem zdecydować, co dalej robić z moim życiem, jakie studia wybrać. Poszedłem po linii najmniejszego oporu i wybrałem... medycynę.

Proszę wyjaśnić ten paradoks.

W domu rodzinnym często gościliśmy dostojne środowisko medyczne profesorów AM w Gdańsku, rodzice też między sobą nieustannie dyskutowali na tematy lekarskie. To była jedyna branża, którą, jak wtedy mi się wydawało, znam od podszewki.

Rodzice przyjęli tę wiadomość z solidną dozą wątpliwości. Ale nie odradzali. Postawili na podejście zadaniowe: jak postanowione, trzeba zrobić wszystko, aby udało się dostać na studia lekarskie.

Medycyna wygładziła Pana, ze zbuntowanego porucznika został Pan opanowanym chirurgiem?

Raczej praca mnie zmieniła. Ja teraz i ja o dwadzieścia lat młodszy to są dwie różne osoby.

Przez rok studiował Pan na Słowacji i właśnie tam w bardzo skromnym szpitalu zafascynował się Pan chirurgią, która nie pojawiała się nawet na horyzoncie Pana zainteresowań.

Wręcz brzydziłem się nią!

Co tak niezwykłego dla siebie Pan odkrył na sali operacyjnej?

To była chirurgia rekonstrukcyjna, którą zresztą dzisiaj też się zajmuję. Zobaczyłem, że chirurgia pozwala na bardzo praktyczny sposób rozwiązywania problemów medycznych. To rozwiązanie jest niezwykle geometryczne, logiczne i trochę to wyglądało tak, jakby człowiek majsterkował. Zrozumiałem, że chirurgia i ja jesteśmy podobni do siebie. Jestem dość niecierpliwy i nie lubię czekać, mam impulsywną naturę. W chirurgii jest analogicznie: na sali operacyjnej najczęściej musimy rozwiązać problem tu i teraz.

To prawda, że doświadczeni chirurdzy od razu widzą i wiedzą, kto ze studentów będzie dobrym chirurgiem?

Mój szef i nauczyciel lubił oceniać ludzi po tzw. ręce. To „coś” ujawnia się momentalnie, podobnie jak z graniem na instrumencie. Komuś gra przychodzi naturalnie, a ktoś się uczy. Łatwo odróżnić, kto gra na luzie, z taką wrodzoną swobodą, a kto technicznie nauczył się po prostu poprawnie grać.

Po 15 latach pracy nauczyłem się zauważać tego typu predyspozycje u studentów, gdy stoją do zabiegu. To widać chociażby po tym, jak łapią narzędzia, automatycznie je układają w dłoni. Widać po płynności ruchów, po wielu czynnikach, które trudno wytłumaczyć i jednoznacznie zdefiniować.

To „coś” można określić jednym słowem?

Gładkość, sprawność, trzeba mieć takie medyczne „coś”.

Mamy zatem studenta zafascynowanego chirurgią, a egzamin końcowy oblany. Co poszło nie tak?

Byłem leniwy, tak po ludzku.

Profesorowie, koledzy rodziców, wypominali Panu, jak mógł Pan dopuścić do takiej sytuacji?

Ludzkie ułomności. Nie nauczyłem się i tyle, nigdy nie byłem fanem nacisków zewnętrznych i presji na mnie. Fakt, że zdaję egzamin, gdzie mnie wszyscy znają, na mnie nie działał. Ostatecznie zdałem, wystarczyło się nauczyć.

Dość złośliwie punktuje Pan kolegów za arogancję, pychę. Nie gniewali się po publikacji?

Wiem jedno: pewność siebie leży blisko toksycznej arogancji, dzieli je bardzo wąska granica, która często się zaciera. Chirurgia nie znosi pychy, zawsze swoją ofiarę i tak znajdzie. Można oszukiwać się, że się jest najlepszym, ale moje obserwacje są takie, że w którymś momencie los się odwróci.

W którym momencie?

Gdy zaczynamy odbijać się o sufit w swojej wspaniałości. Człowiek odjeżdża w swoim uwielbieniu i jest przekonany, że Boga złapał za nogi, aż nadchodzi sytuacja i los postanawia to ukrócić. Sprowadzenie na ziemię jest zwykle bolesne.

Wie Pan coś o tym?

Oczywiście, każdy z nas to przeżył. Pytanie tkwi w czymś innym: w jaki sposób każdy z nas jest gotów zagospodarować tę informację. Czy będziemy w stanie wyciągnąć naukę dla siebie, czy raczej starali się na siłę znaleźć winnych.

„Młody... a chcesz czegoś się nauczyć? Np. z zakresu chirurgii naczyniowej? W tej jednej chwili czuł, jakby właśnie doświadczył społecznego awansu. – No jasne – odparł, gotowy iść i łatać każdą, nawet najbardziej uszkodzoną tętnicę. – To tak – stwierdził tamten, nie wstając nawet z krzesła – tutaj masz gąbkę, a tutaj płyn. Tam w zlewie stoją naczynia chirurgiczne z weekendu. Możesz teraz je wziąć i ładnie pozmywać”. Panie Doktorze, nie wierzę. A etos lekarski, a przekonanie, że każdy chirurg to Bóg?

Teraz zajęcia z „chirurgii naczyniowej” rzeczywiście odeszły do lamusa, ale gdy ja zaczynałem pracę, panowały zupełnie inne warunki. Żeby np. dotrzeć do biurka w dyżurce lekarskiej, musiałem przedostać się przez zasłonę dymną. Starsi koledzy palili niemiłosiernie i zawsze w pomieszczeniach.

I też nie cierpieli analiz powikłań po zabiegach? To też taka specyfika chirurgiczna?

Krąży taki żart, że w Polsce nie uda się spotkać słabego chirurga. Nikt z nich nie ma powikłań. Pamiętam spotkanie naukowe sprzed 10-12 lat, w którym uczestniczyłem jako młody chirurg. Siedziałem dumnie w gronie bardzo dostojnych profesorów medycyny. Jeden z wykładów wygłaszał chirurg z USA. Całą prezentację poświęcił powikłaniom. Widziałem te znaki zapytania w oczach zgromadzonych, którzy nie kryli zaskoczenia: co za herezje wyczynia ten Amerykanin i dlaczego tak bez wstydu mówi o tym, co mu się nie udaje. To na szczęście w ostatnich latach się zmienia i coraz bardziej otwarcie mówimy też o porażkach. Bo to jest bardzo cenna nauka.

Zawsze wychodziłem z założenia, że trzeba być szczerym względem siebie i mieć świadomość swoich ograniczeń, tam przebiega linia bezpieczeństwa i nasze przekonanie może być po złej stronie. To też daje motywację do ciągłego doskonalenia i poszerzania zakresu swoich umiejętności.

„... przed oczami stanął najbardziej nieprawdopodobny widok – pusta klatka piersiowa u żyjącej osoby. Ubytek tam, gdzie zwykle znajduje się serce. Wolna przestrzeń między płucami czekająca na wypełnienie nowym narządem i nowym starym życiem. A na koniec moment, w którym to nowe serce napełnia się krwią. Jeden strzał defibrylatora i znowu jest w nim życie. Znowu pompuje nadzieję i szczęście”. Czy zabieg przeszczepienia serca wciąż wzbudza takie emocje?

Absolutnie tak, widziałem wiele operacji i mogę z pewnością stwierdzić, że do tej pory nic na mnie nie zrobiło takiego wrażenia jak przeszczepienie serca.

„I gdy dotarli do sedna problemu, znaleźli go i wycięli, zaszyli i odtworzyli struktury najbliższe prawidłowej anatomii, jak tylko się dało. Wszystko tak, jak miało być. To kwintesencja przyjemności, jaką można czerpać z operowania. Najlepsza część pracy chirurga… Co robicie? – spytał kolega, który właśnie wychodził z drugiej sali operacyjnej. Im też dzisiaj szło sprawnie. No jak to?... Zabieg! To widzę, ale jaki zabieg? Mój ulubiony – odpowiedział krótko i uśmiechnął się pod maską”. Istna poezja! Jaki zatem jest Pana ulubiony zabieg?

On się zmienia, teraz lubię te zakresy chirurgii onkologicznej, które 10 lat temu nie budziły we mnie emocji. Ponieważ poznawanie nowych rzeczy mi się zawsze podobało, nie zastanawiałem się zbytnio, co właściwie najbardziej lubię. Teraz zajmuję się głównie chirurgią piersi, więc tam odnajduję obecnych ulubieńców. Ale też z przyjemnością wracam do chirurgii brzusznej, jeśli jest taka okazja. Tak jak sportowcy mają swój ulubiony dystans, tak chirurdzy mają ulubiony zabieg. Dla mnie to taki, gdy panuje absolutnie pełna przyjemność z operowania, upływania czasu, wszystko wokół ma swoje tempo, naturalne flow.

Chirurgia to rzemiosło czy jednak „iskra boża” w rękach, talent niepojęty?

Bez dwóch zdań: rzemiosło, którego można się nauczyć. Żmudnie i powoli, nie wychodząc z sali operacyjnej po kilkanaście godzin. Ale ta „iskierka” zawsze dodaje dodatkowego blasku.

Rozmawiała Anna Górska

20.02.2023
Zobacz także
  • Chirurg, który pisze książki
  • Aby zminimalizować ryzyko operacyjne
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta