Prof. Maria Siemionow odbierze w środę tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Prof. Maria Siemionow. Fot. ABM
Agnieszka Libudzka: W 2008 roku wykonała Pani pierwsze w USA udane przeszczepienie twarzy, a czwarte na świecie. Ile do tej pory przeprowadzono takich operacji?
Prof. Maria Siemionow: Na świecie wykonano 39 przeszczepień twarzy, a mój zespół oprócz przeszczepienia w 2008 roku, wykonał jeszcze dwie takie operacje. Po pierwszym przeszczepieniu twarzy w USA u kobiety, wykonaliśmy jeszcze przeszczepienie twarzy u mężczyzny, który obecnie jest już 7 lat po operacji, a trzecią pacjentką była kobieta, która miała skończone 18 lat w chwili operacji. Od momentu przeprowadzenia u niej pełnego przeszczepienia twarzy minęło ok. 5 lat. Dziewczyna straciła twarz po samookaleczeniu, a mężczyzna miał bardzo skomplikowaną chorobę systemową, która doprowadziła do całkowitego zniszczenia twarzy.
Jakie obecnie wyzwania stoją przed chirurgią transplantacyjną?
Wyzwania są dokładnie takie same, jak 10–15 lat temu. Trwają badania i walka o to, by opracować nowe terapie, które zapobiegną odrzuceniu przeszczepu: zarówno nerki, wątroby, jak i twarzy. Pacjenci po przeszczepieniu muszą przyjmować leki immunosupresyjne do końca życia. Leki te mają bardzo dużo działań niepożądanych. Nie mamy jeszcze takiego leku, który podano by raz, bez konieczności stosowania go do końca życia. Ośrodki na świecie, w tym mój, prowadzą badania zmierzające do wzbudzenia tolerancji w transplantologii i przeciwko konieczności podawania leków, które zapobiegają odrzuceniu przeszczepu.
Parę lat temu świat obiegła informacja o możliwym przeszczepieniu głowy. Czy Pani zdaniem to w ogóle możliwe?
To skomplikowane zarówno ze względów filozoficznych, psychologicznych, jak i technicznych. Czy przeszczepiamy ciało do głowy czy na odwrót? Nie ma żadnych dowodów na to, że jest to możliwe. Brzmi to jak science fiction i jest jak science fiction na dziś.
Nie dopuszczam tego, bo nie widzę żadnych badań przedklinicznych na modelach doświadczalnych. My, przygotowując się do przeszczepienia twarzy, wykonaliśmy tysiąc eksperymentalnych przeszczepień twarzy. Nie widziałam nawet pięciu przeszczepień głowy w modelu doświadczalnym, który by potwierdził, że ma to zasadność. Nie widzę potwierdzenia latami pracy i przygotowań. Przypomnę, że moja operacja przeszczepienia twarzy trwała 22 godziny, a przygotowywałam się do niej 22 lata – także poprzez publikacje, spotkania z konsultantami, nie tylko etycznymi, i były do tego wszystkiego potrzebne fundusze. Tego nie można zrobić z dnia na dzień.
A czy pacjenci po przeszczepieniu twarzy w pełni akceptują swoją nową twarz?
Pacjenci są do tego z reguły przygotowani. Zazwyczaj przez wiele lat żyli bez twarzy, tak jak moja pacjentka. W związku z tym mieli po kilkanaście albo kilkadziesiąt operacji rekonstrukcyjnych. Moja pacjentka miała 34 takie operacje, które w rezultacie nie odtworzyły twarzy ze względu na rozległe zniszczenie wszystkich elementów kostnych i skórnych. Brak było ust, powiek czy nosa. Nie mamy dodatkowych ust, powiek i nosa w naszym ciele, by je odtworzyć. W związku z tym możliwe jest przeszczepienie ich od dawcy. Ponieważ oni nie mieli „ludzkiej twarzy” przez 5, 6 czy 10 lat, powrót do możliwości spojrzenia w lustro i zobaczenia w pewnym sensie twarzy ludzkiej, którą zyskali, jest ogromnym, wzruszającym momentem. Ci ludzie przecież przez lata nie mogli wyjść na ulicę, by nikt ich nie wyzywał od potworów czy nie krzywił się na ich widok.
Rozmawiała Agnieszka Libudzka