Ok. 15 proc. mniej zawałów niż rok wcześniej odnotowano w Wielkopolsce przez pierwsze 11 miesięcy 2020 roku – poinformował NFZ. Powodem takiego stanu może być m.in spowodowana pandemią koronawirusa zmiana trybu życia, ale też strach przed zakażeniem w szpitalu.
Fot. Krzysztof Mazur/ Agencja Gazeta
NFZ i lekarze apelują, by w razie objawów zawału nie czekać i natychmiast zwrócić się po pomoc. Jak podkreśliła dyrektor Wielkopolskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ Agnieszka Pachciarz, ze strachu przed koronawirusem nie warto ryzykować swojego życia.
– Im szybciej pacjent dotrze do szpitala, tym ma większe szanse na powrót do pełni zdrowia - szczególnie w przypadku zawałów. Dlatego tak ważne jest, by nie zwlekać z wezwaniem pomocy – powiedziała.
Rzeczniczka WOW NFZ Marta Żbikowska-Cieśla poinformowała, że porównując okresy od stycznia do końca listopada w 2019 i 2020 r. widać spadek liczby hospitalizacji i odnotowywanych zawałów. O ile 2019 r. było przeszło 5,8 tys. przypadków, w 2020 r. było ich ponad 4,9 tys. Zaznaczyła przy tym, że spadek nie jest tak duży, jak przepowiadali niektórzy eksperci.
– Miesiące, w których zdiagnozowano w tym roku więcej zawałów niż rok temu to luty oraz czerwiec. Znacząco mniej hospitalizacji było z kolei w marcu i kwietniu, czyli w okresie początku pierwszej fali epidemii COVID-19 w Polsce. Widoczny także później spadek mógł więc mieć związek m.in. ze zmianą trybu pracy na zdalny, a co za tym idzie - wykonywaniem obowiązków z domu i ogólnym spowolnieniem życia – podała rzeczniczka.
Jak dodała, w następnych miesiącach notowano średnio o kilkadziesiąt osób mniej, w porównaniu z 2019 r., u których zdiagnozowano zawał. Tak było aż do momentu początku drugiej fali epidemii, gdy spadek znów był znaczący.
– W październiku tego roku doszło do 420 hospitalizacji zawałowych przy 583 w ubiegłym roku, a w listopadzie stosunek ten wynosił 362 do 524. Był to miesiąc, kiedy druga fala pandemii spowodowała wzrost zakażeń koronawirusem i wprowadzenie nowych związanych z tym obostrzeń, w tym zalecenia korzystania z pracy zdalnej – powiedziała Żbikowska-Cieśla.
Według ekspertów, najpoważniejszym problemem ostatnich miesięcy mogło być zbyt długie zwlekanie z wezwaniem pomocy. Tymczasem im szybciej ona przybędzie, tym większa szansa odzyskania zdrowia.
– Głównym objawem zawału serca jest ból w klatce piersiowej, najczęściej umiejscowiony za mostkiem. Często promieniuje do lewej ręki, czasami do obu rąk, do żuchwy, między łopatki. Czasami, szczególnie u kobiet, ból może być umiejscowiony po lewej stronie klatki piersiowej lub w nadbrzuszu. Ból zwykle jest bardzo silny, piekący, dławiący, ściskający – powiedziała cytowana w komunikacie WOW NFZ prof. Tatiana Mularek-Kubzdela, konsultant wojewódzki w dziedzinie kardiologii.
Dodatkowo bólowi może towarzyszyć osłabienie, zawroty głowy, omdlenia, nudności, wymioty, kołatanie serca lub nagła duszność. Chory może odczuwać strach przed śmiercią, a ból trwa dłużej niż 20 minut, stopniowo narasta i nie ustępuje po podaniu pod język nitrogliceryny.
Jak podkreśliła prof. Mularek-Kubzdela, opisane objawy zawsze powinny budzić niepokój i trzeba w takiej sytuacji wzywać karetkę pogotowia.
– W obecnej sytuacji pandemii COVID-19 wielu chorych nie chce wzywać pogotowia z obawy przed zakażeniem w szpitalu. Trzeba pamiętać jednak o tym, że nieleczony zawał serca jest często chorobą śmiertelną – podkreśliła.
Kierownik Kliniki Kardiologii w Szpitalu Klinicznym Przemienienia Pańskiego UMP w Poznaniu prof. Marek Lesiak podkreślił z kolei, że oddziały szpitalne „są najczęściej miejscami bezpiecznymi dla chorych”. – Przed przyjęciem do szpitala chorzy mają wykonywane testy na COVID-19, stosuje się izolację, dystans, maseczki, odkażanie – zapewnił.
Jak dodał, pacjenci o wiele bardziej narażają życie zwlekając z wezwaniem pogotowia przy podejrzeniu zawału serca, niż zgłaszając się do szpitala.