Od pierwszych wykonanych przez lubelski ośrodek operacji, które przywróciły wzrok cywilnym ofiarom rosyjskiej agresji na Ukrainę, minęły już cztery miesiące. Od tej pory Klinika Okulistyki Ogólnej SPSK nr 1 w Lublinie objęła różnymi formami pomocy kilkaset osób. I jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.
Prof. Robert Rejdak z pacjentami z Ukrainy. Fot. Agnieszka Wrońska
- Pierwsi pacjenci z objętej wojną Ukrainy trafili do Kliniki Okulistyki Ogólnej SPSK nr 1 w Lublinie pod koniec marca br.
- Od tego momentu zespół wykonał już niemal 30 operacji związanych z obrażeniami wojennymi
- To, że pacjenci trafiają do nas z dużym opóźnieniem, pogarsza rokowanie. Ale robimy, co możemy, staramy się ratować struktury oka i widzenie – podkreślił prof. Robert Rejdak
- Pacjenci pozostają pod opieką Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. W akcję wsparcia włączyło się również miasto Lublin, które zapewniło zakwaterowanie i pomoc socjalną
- Ważną rolę w niesieniu pomocy odegrało Stowarzyszenie Chirurgów Okulistów Polskich
Pierwsi pacjenci z objętej wojną Ukrainy trafili do Kliniki Okulistyki Ogólnej Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie pod koniec marca br. Była to matka z dwójką dzieci ze Siewierodoniecka. Zarówno ona, jak i jej bliźnięta – pięcioletni synowie – przeżyli wybuch bomby kasetowej, w wyniku którego doznali na tyle poważnych obrażeń oczu, że wszyscy utracili wzrok.
– Proszę sobie wyobrazić tragizm sytuacji: niewidząca matka opiekująca się niewidzącymi pięcioletnimi dziećmi. Straciła wzrok, bo zasłoniła je własnym ciałem – mówi kierownik kliniki prof. Robert Rejdak, który podkreśla, że w przypadku operacji tego typu urazów trwa wyścig z czasem. W przypadku wspomnianej trójki od feralnego wybuchu minęło dziesięć dni.
Jak przebiegało leczenie?
– Matka doznała licznych urazów obu gałek ocznych. Część ran wydawała się penetrować daleko w głąb. Jednak były to już rany zasklepione, wcześniej nieudolnie operowane w warunkach frontowych. U kobiety wystąpiła obuoczna zaćma pourazowa z towarzyszącymi zranieniami struktur tęczówki i soczewki – relacjonuje okulista. – Wykonałem obuoczną operację usunięcia zaćmy. W trakcie zabiegu okazało się, że w pierwszym oku nadal tkwi kawałek szkła zawieszony nad plamką. Soczewka ochroniła torebkę przed rozcięciem i poważniejszym uszkodzeniem oka. Udało się usunąć ciało obce i zaćmę oraz wszczepić soczewkę. W tej chwili mama ma w tym oku pełne widzenie do bliży i do dali, co przy tak rozległym urazie uważam za wielki sukces. Widzenie do bliży wymaga oczywiście korekcji, bo użyto soczewki jednoogniskowej. Druga operacja przypominała pierwszą. Mieliśmy do czynienia z licznymi zwłóknieniami w wyniku zranień. Ale na szczęście w drugim oku nie tkwiło ciało obce. Po operacji również uzyskaliśmy pełne widzenie.
Mama w tej chwili funkcjonuje całkowicie samodzielnie. Odzyskała dobre samopoczucie i opiekuje się dziećmi. Niestety jeden z chłopców stracił oko w Ukrainie. W drugim doszło do licznych zranień i krwotoku.
– Po operacjach kosmetycznych udało się zapewnić odpowiednie gojenie. Krwotok się wchłonął i pacjent odzyskał pełne widzenie. W miejsce utraconego oka wszczepiliśmy protezę. Po wygojeniu się chcemy zastosować epiprotezę, żeby uzyskać pełen efekt kosmetyczny – zapewnia profesor.
Drugi chłopiec odniósł obrażenia w obojgu oczu.
– Jedno było bardzo poranione, co wymagało fakowitrektomii. Wszystkie struktury były mocno uszkodzone, do tego wystąpił krwotok i całkowite odwarstwienie siatkówki oraz zaćma podwichnięta pourazowa. W tej chwili w oku jest olej silikonowy. Udało się uzyskać widzenie niepełne, jednak nie jesteśmy w stanie ocenić jego zakresu, ponieważ kontakt z dzieckiem wciąż jest utrudniony ze względu na wiek. Chłopcy nadal są w szoku po ataku, choć trzeba przyznać, że nastrój im się coraz bardziej poprawia – tłumaczy prof. Rejdak.
W drugim oku powstała zaćma pourazowa, którą już zoperowano. Zabieg wykonał dr Dariusz Haszcz z zespołu prof. Roberta Rejdaka. Udało się odzyskać widzenie na szacunkowym poziomie ok. 60%.
– Biorąc pod uwagę liczne zranienia siatkówki i rogówki, możemy uznać, że skomplikowana operacja zakończyła się sukcesem – dodaje prof. Rejdak i wyjaśnia, że obrażenia wojenne są rozległe, skomplikowane, a długi czas, który upłynął od zdarzenia, nie sprzyja chirurgom.
– To, że pacjenci trafiają do nas z dużym opóźnieniem, pogarsza rokowanie. Ale robimy, co możemy, staramy się ratować struktury oka i widzenie – podkreślił nasz rozmówca.
Informacja o matce z dwójką chłopców obiegła świat, bo materiał na ich temat już trzykrotnie przygotowała stacja BBC. Zasługi lubelskiego ośrodka nie kończą się jednak na ich historii. Od momentu przyjęcia matki z dziećmi do lubelskiej kliniki zespół wykonał już niemal 30 operacji związanych z obrażeniami wojennymi. Ponadto różnego rodzaju poradami i konsultacjami objęto kilkadziesiąt osób. Do tego należy doliczyć kilkaset teleporad.
Pomoc nie kończy się na operacjach czy poradach.
– Pacjenci pozostają pod opieką Uniwersytetu Medycznego w Lublinie i w tym miejscu należy podkreślić zaangażowanie rektora prof. Wojciecha Załuski, który sprawuje pieczę nad całą akcją pomocową. Z drugiej strony w akcję wsparcia włączyło się miasto Lublin, które zapewniło zakwaterowanie i pomoc socjalną – mówi prof. Rejdak.
Nasz rozmówca podkreśla wagę wieloletnich kontaktów okulistów polskich z okulistami ukraińskimi. Ważną rolę w niesieniu pomocy odegrało Stowarzyszenie Chirurgów Okulistów Polskich, którego prof. Robert Rejdak jest prezesem, i które przekazało do Ukrainy sprzęt o wartości przekraczającej milion złotych.
– Koordynujemy pomoc z całego świata – trzeba podkreślić wkład firm z którymi współpracujemy takich jak Consultronix, Alcon, MDT, Optotech, Industria Terapeutica Splendore, Optomed, Rainer czy Bausch & Lomb. Producenci materiałów i sprzętu medycznego aktywnie pomagają. Przekazujemy dary na Ukrainę. Są prywatni darczyńcy oraz organizacje jak np. Corneal Dystrophy Fundation. Włączyło się w to całe środowisko SCOP – podsumowuje prof. Rejdak.