×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

W Sejmie awantura, a w zdrowiu, jak na razie, współpraca

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Czy możliwe będzie utrzymanie „Wersalu” w sprawach związanych ze zdrowiem, gdy na zewnątrz – we wszystkich pozostałych obszarach – będzie panować nieustający konflikt?

Jarosław Kaczyński, Donald Tusk

Jarosław Kaczyński i Donald Tusk podają sobie ręce po expose Ewy Kopacz, październik 2014 r. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

16 grudnia, Warszawski Uniwersytet Medyczny, Kongres Zdrowia Publicznego. W panelu siedzą obok siebie minister zdrowia Konstanty Radziwiłł i posłanka Platformy Obywatelskiej, była wiceminister Beata Małecka-Libera. Atmosfera jest wręcz sielankowa. Minister zapowiada konieczne zmiany, ale nie szczędzi ciepłych słów pod adresem byłej pełnomocnik ds. zdrowia publicznego.

– Mam wrażenie, że jesteśmy na tej sali w jakiejś kapsule – komentuje prowadzący debatę dr Mariusz Gujski.

Bo kilka kilometrów dalej, na Wiejskiej, trwa właśnie awantura wokół pierwszego czytania poselskiego projektu nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Prawo i Sprawiedliwość bezwzględnie wykorzystuje przewagę liczebną (klub zarządził dyscyplinę partyjną, więc w dyskusji o zdrowiu publicznym nie mogły wziąć udziału szefowe ministerstw pracy oraz edukacji), opozycja zarzuca łamanie Regulaminu Sejmu, Konstytucji, dobrych obyczajów politycznych, Paweł Kukiz staje na mównicy: - Nie podpisywałem kontraktu na pracę w cyrku…

Pierwsze publiczne wystąpienia ministra zdrowia oraz jego najbliższych współpracowników, nie tylko na Kongresie Zdrowia Publicznego, ale również w Sejmie czy na ubiegłotygodniowej konferencji, współorganizowanej przez kancelarię prawną Domański Zakrzewski Palinka wzmacniają „efekt kapsuły”. Zmiany w ochronie zdrowia mają być wprowadzane ewolucyjnie, żadnych gwałtownych ruchów (poza wycofaniem się z przedłużenia programu finansowania in vitro). Projekty ustaw – zgodnie z zapowiedziami – mają być szeroko konsultowane, ministrowie deklarują otwarcie na dialog społeczny. Ale też polityczny. – Liczę na współpracę ze wszystkimi klubami, na przykład przy ustawie antynikotynowej, którą będziemy musieli się zająć – mówi Radziwiłł.

Czy możliwe będzie utrzymanie „Wersalu” w sprawach związanych ze zdrowiem, gdy na zewnątrz – we wszystkich pozostałych obszarach – będzie panować trzęsienie ziemi i nieustający konflikt? Czy też może raczej „kapsuła dialogu” prędzej czy później pęknie?

Nikt nie ma chyba wątpliwości, że ochrona zdrowia w sposób szczególny czeka na zapowiadaną „dobrą zmianę”. Czy można przeprowadzić „dobrą zmianę” bez dialogu społecznego (i politycznego), bazując wyłącznie na przeświadczeniu o słuszności własnych racji? Doświadczenie uczy, że nie.

Zresztą... Gdy latem ubiegłego roku w obszernym wywiadzie dla Medycyny Praktycznej pytałam Konstantego Radziwiłła, wówczas sekretarza NRL, o opinię na temat podporządkowania NFZ Ministrowi Zdrowia, usłyszałam: „Dostrzegam pewne racje w ruchu, jaki wykonuje minister wobec Funduszu, bo potrzeba większej koordynacji działań między Ministerstwem Zdrowia a NFZ jest trudna do zanegowania. (...) Ale nie powinno być to rozwiązywane według modelu: ktoś na Miodowej decyduje, piszemy projekt ustawy, rząd przyjmuje, koalicja uchwala, prezydent podpisuje. Gdyby zapytano o zdanie tych, którzy współtworzą system, którzy w nim pracują, wtedy być może minister usłyszałby, dlaczego funkcjonowanie takiego scentralizowanego molocha, zarządzającego gigantycznymi pieniędzmi, jest kompletnie niedostosowane ustrojowo do rzeczywistości. Narodowy Fundusz Zdrowia nie jest w stanie brać pod uwagę przepływów, wydarzeń, zmian zachodzących „na dole” – w placówkach ochrony zdrowia, również tych najmniejszych”.

Nie ma powodu sądzić, że minister Radziwiłł zapomniał, co mówił kilkanaście miesięcy temu. Ale nie ma też podstaw do nadmiernego optymizmu, że w najbliższych miesiącach opadnie temperatura sporów politycznych. Bo model „piszemy projekt ustawy, koalicja uchwala, prezydent podpisuje” wydaje się dla PiS niezwykle kuszący.

Czym ta awantura się skończy? Czy musiało do niej dojść? Nie, nie musiało. To w tej chwili czyste political fiction, ale jeszcze przed wyborami emisariusze PiS mieli się spotykać z wpływowymi politykami Platformy i intensywnie rozmawiać na temat... możliwości utworzenia „rządu zgody narodowej”. Może nie pod tą nazwą, ale chodziło dokładnie o taki projekt. Rozmowy miały się toczyć nie tylko za wiedzą, ale wręcz z inspiracji Jarosława Kaczyńskiego, który nigdy nie zapomniał o słowach skierowanych do Teresy Torańskiej, której wyznał, że marzy by być „emerytowanym zbawcą narodu”. Gdyby udało się stworzyć rząd PiS-PO, przeszedłby do historii jako ten, który zakończył wojnę polsko-polską.

Oczywiście, na czele takiego rządu mógłby stanąć tylko Jarosław Kaczyński. Oczywiście, takie porozumienie mogłoby być zawarte wyłącznie na warunkach PiS. Jednym z kluczowych było „odstrzelenie” Ewy Kopacz, której Jarosław Kaczyński nie znosi chyba nawet bardziej niż Donalda Tuska. Przede wszystkim dlatego, że wielokrotnie czyniła, również publicznie, afronty jego bratu. I dlatego, że stała się symbolem „smoleńskiego kłamstwa”. Zarzekała się w Sejmie, że widziała jak ziemia na lotnisku była „przekopywana na metr w głąb”. Nie mogła widzieć, bo nic takiego nie miało miejsca. Uwierzyła w to, co powiedzieli Rosjanie. Kaczyński dobrze rozpoznał nastroje w Platformie, w której od miesięcy brakowało wiary w powodzenie misji Ewy Kopacz, bez względu na to, co publicznie deklarowali politycy tej partii.

Co się więc stało, że realizuje się zupełnie inny scenariusz? Kluczem jest porażka lewicy, która dała PiS samodzielną większość. Za małą, by zrealizować największe, konstytucyjne, ambicje prezesa partii. Wystarczającą, by rządzić bez oglądania się na koalicję. Kaczyński, mówią nasi rozmówcy, zareagował natychmiast. Jeszcze w wieczór wyborczy mówił o wyciągniętej ręce, ale myślał raczej o potężnym ciosie, jaki zada Platformie, gdy rozpadnie się ona na dwie nierówne części, z których większa przyłączy się do zwycięskiego obozu. A potem przestał myśleć nawet o tym. – Postanowił iść na skróty w kierunku zmian konstytucyjnych. Kaczyński nie boi się zwarcia, wręcz przeciwnie, czuje się najlepiej wtedy, gdy w polityce wrze. Spokój go nudzi i drażni – twierdzi jeden z moich rozmówców. To akurat wiadomo nie od dziś.

Ale wiadomo też, że Polacy cenią spokój. I że zdecydowana większość społeczeństwa, wbrew katastroficznym wizjom polityków, jest zadowolona, wręcz szczęśliwa (wyniki badania „Diagnoza społeczna 2015”). Szczęśliwi nie pragną rewolucji. To dlatego twarzami „dobrej zmiany” w obu kampaniach wyborczych byli Andrzej Duda i Beata Szydło, politycy emocjonalnie pastelowi. To dlatego PiS stonował przekaz dotyczący „Polski w ruinie”. To dlatego sam prezes i wszystkie „jastrzębie” ukryli się nawet nie w drugim, ale dziesiątym szeregu. Oszustwo? Nie, po prostu polityka. Jarosław Kaczyński z dużym rozbawieniem obserwował, jak Platforma Obywatelska stara się w czasie kampanii przestraszyć wyborców. Kim? Beatą Szydło, panią wójt z małopolskiej gminy? Andrzejem Dudą, naukowcem, prawnikiem o nienagannych manierach?

Ostrzeżenia PO trafiały w próżnię, bo były zupełnie niewiarygodne. Duża część liberalnego elektoratu uwierzyła, że „nie ma co się bać PiS”. Nie na tyle może, by na tę partię zagłosować, ale wystarczająco mocno – by zostać w domu. Niższa frekwencja w zachodnich województwach i w wielkich miastach przełożyła się na wyniki wyborów.

Dziś liberalny elektorat wyje z wściekłości (albo rozpaczy). Stąd kosmiczna zwyżka notowań Nowoczesnej. Nawet, jeśli wziąć w nawias ostatni sondaż IBRIS dla SE, według którego partia Ryszarda Petru wyprzedziła PiS, wszystkie inne sondaże pokazują tę samą tendencję: PiS w nich nie traci dużo, ale traci. Platforma spada, ale nie na tyle, by wyjaśnić skalę przyrostu poparcia dla Nowoczesnej. Wniosek może być jeden – Petru wybierają ci, którzy w ostatnich wyborach nie głosowali. Potwierdza to nawet najświeższy sondaż, wykonany na zlecenie TVN24. PiS utrzymuje swój stan posiadania, ale traci Kukiz’15, Nowoczesna notuje kolejny potężny przyrost poparcia i dzieli ją od PiS tylko 5 p.p. Partia Petru ma dwa razy większe poparcie niż PO, ale gdyby zliczyć zwolenników tych dwóch ugrupowań, okazuje się że obóz liberalny ma 42 proc. poparcia (28 proc. Nowoczesna, 14 proc. PO), zaś PiS i Kukiz’15 (ugrupowania o zbliżonym profilu wyborców) – 39 proc. (33 proc. PiS).

Politycy PiS powtarzają, że sondaże nie mają dla nich żadnego znaczenia – ale tylko do pewnego stopnia mówią prawdę. Warto pamiętać, że PiS kwestionuje werdykt ostatnich wyborów samorządowych i głośno mówiło o możliwości skrócenia kadencji samorządów i nowych wyborach. Mówiło jeszcze trzy tygodnie temu. Im większe przetasowania będą w sondażach, tym partia Kaczyńskiego będzie mniej skłonna do ryzyka związanego z wyborami. Ostry kurs politycy PiS wręcz tłumaczą faktem, że kolejne wybory (samorządowe właśnie) zgodnie z kalendarzem są za trzy lata, a to wystarczający czas na uspokojenie nastrojów.

Problem w tym, że nic nie wskazuje, by komukolwiek z partii rządzącej – może poza koncyliacyjną ekipą z Ministerstwa Zdrowia, w której nie ma ani jednego posła PiS – zależało na tonowaniu nastrojów. Pytanie, czy można uprawiać konstruktywną politykę i rozwiązywać realne problemy, w dodatku w atmosferze dialogu, przebywając co prawda w kapsule, ale na kraterze czynnego wulkanu, pozostaje otwarte.

18.12.2015
Zobacz także
  • Wywiad "Medycyny Praktycznej" z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem
  • Trybunał przeciw darmowym lekom?
  • Fundamenty systemu
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta