×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (7)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Od Unii Europejskiej w ramach zaliczki w związku z kryzysem uchodźczym możemy otrzymać bardzo szybko, przy minimalnych formalnościach, przynajmniej kilkaset milionów euro. Rząd woli jednak podbijać bębenek i wygłaszać twierdzenia o braku pomocy, mimo że zaledwie miesiąc wcześniej prezes PiS Jarosław Kaczyński twierdził, że Polska do nikogo zgłaszać się po wsparcie nie musi.


Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl

Największy błąd. Przedwczesny odwrót. Formalnie decyzja o końcu stanu epidemii zapadnie prawdopodobnie jeszcze w kwietniu. Minister zdrowia zapowiada oczywiście utrzymanie stanu zagrożenia epidemicznego – trudno się dziwić, skoro Światowa Organizacja Zdrowia jest jak najdalsza od odwołania stanu pandemii w skali globu. Co więcej, zarówno oficjalne komunikaty WHO, jak i komentarze ekspertów brzmią niepokojąco jednoznacznie: świat jest bardzo daleki od tego, by SARS-CoV-2 mógł (i powinien) zostać uznany za zagrożenie endemiczne. A nawet jeśli się tak – w przyszłości – stanie, nie znaczy to, że poszczególne państwa i naukowcy będą mogli stracić zainteresowanie wirusem.

W polskim wydaniu – nie tylko w polskim, trzeba oddać sprawiedliwość – endemia wydaje się jednak nie tyle krokiem, co wręcz skokiem do „normalności”, rozumianej jako normalność sprzed grudnia 2019 roku. Kluczową kwestią jest testowanie – wydawanie pieniędzy na testy jawi się, nie tylko ministrowi zdrowia zresztą, jako wydatek zupełnie zbędny, który trzeba ograniczyć wszelkimi sposobami do niezbędnego minimum. Wizje ministra przekuwają się w rzeczywistość: średnia siedmiodniowa liczby wykonywanych testów w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców wynosi 0,44 i jest jedną z najniższych w Europie. Ponieważ korzystamy przede wszystkim z testów antygenowych, wkrótce zabraknie materiału do sekwencjonowania genomu wirusa. Nie będziemy więc mieć podstawowej wiedzy i możliwości reagowania w porę, gdyby się okazało, że w Polsce pojawia się zupełnie nowy, być może nawet własny, wariant SARS-CoV-2.

Samo pełne niepokoju oczekiwanie nie wystarcza – czas spokoju trzeba mądrze wykorzystać, a by to było możliwe, warunkiem niezbędnym jest wiedza na temat przeciwnika, tymczasem SARS-CoV-2, o którym co prawda wiemy już znacznie więcej, ciągle potrafi zaskoczyć.

Czas spokoju trzeba też wykorzystać na uzupełnienie szczepień. Decyzja o otwarciu rejestracji na czwartą dawkę jest słuszna, nie można jednak tracić z pola widzenia oczywistych faktów – jedna czwarta seniorów 60+ nie otrzymała jeszcze podstawowego szczepienia. Polska ma jeden z niższych w UE odsetków zaszczepionych boosterem – dotyczy to również osób najstarszych. Zaś zachętom do przyjmowania kolejnej dawki szczepionki na pewno nie przysłużą się decyzje rządu z cyklu „już nie trzeba się jego bać”. Ani dywagacje o odporności stadnej i blisko 95 proc. Polaków posiadających przeciwciała – mimo, że wnioski z badań potwierdzają kilka równoległych faktów: odporność, zarówno nabyta naturalnie jak i po szczepieniu, z czasem spada – im osoba starsza, tym dzieje się to szybciej, zaś nowe warianty SARS-CoV-2, niezależnie od mniejszej zjadliwości, cechuje znacząco większa zakaźność, rośnie więc zagrożenie nieodległymi w czasie reinfekcjami.

Największy znak zapytania. Pieniądze na pomoc medyczną dla uchodźców. Nie ma naporu uchodźców na polskie szpitale. Tych, którzy wymagają najbardziej specjalistycznego i długotrwałego leczenia, w ogromnym odsetku udaje się przekazywać innym krajom UE. Płatnik jeszcze nie zaczął rozliczać świadczeń, udzielonych obywatelom Ukrainy na podstawie specustawy – trudno więc ocenić skalę zapotrzebowania z ich strony na świadczenia, choć minister zdrowia już wie, że będą one miesięcznie kosztować 300 mln zł za każdy milion przebywających w Polsce uchodźców.

– Jeżeli mówimy o solidaryzmie europejskim, to on nie powinien tylko polegać na tym, że przyjeżdża tutaj do Polski polityk Unii Europejskiej, robi sobie zdjęcia na granicy, mówi, że „robimy i podejmujemy ogromny wysiłek”, a nie spływa żadna złotówka i polskie społeczeństwo w całości ponosi ciężar opieki zdrowotnej – mówił publicznie w ostatnim tygodniu minister zdrowia Adam Niedzielski. Szef resortu zdrowia pręży muskuły i wytyka eurokratom – nietrudno przecież odszukać, kto wizytował, wraz z ministrem zresztą, wschodnią granicę Polski i kto robił zdjęcia – działania pozorowane.

Polskie społeczeństwo – czytaj, podatnicy – jeszcze de facto żadnego ciężaru nie poniosło, na razie leczenie uchodźców świadczeniodawcy albo kredytują (licząc na rozliczenie świadczeń przez NFZ), albo wręcz finansują – w ramach projektów charytatywnych. Jest jednak oczywiste, że Polska rzeczywiście wsparcia europejskiego potrzebuje – i powinna je otrzymać. Adam Niedzielski zaznacza przy tym, że nie chodzi o „resztówki”, o kwoty rzędu kilkunastu czy kilkudziesięciu milionów euro, bo wydatki są potężne: tylko opieka medyczna nad uchodźcami w Polsce może kosztować ok. 750 mln zł miesięcznie (licząc 300 mln zł na milion uchodźców, których mamy ok. 2,5 mln).

Minister wiąże nadzieje na dodatkowe środki z możliwością zerwania („uelastycznienia”) kontraktu na dostawę dodatkowych dawek szczepionek przeciw COVID-19 od Pfizera. Dawek, których – jak można usłyszeć – Polska nie potrzebuje (choćby dlatego, że w magazynach zalegają dawki niewykorzystane). Chodzi o niebagatelną kwotę 6 mld zł – przy czym to, że Polska nie będzie potrzebować tak ogromnych dostaw szczepionki było wiadomo na długo przed atakiem Rosji na Ukrainę.

Co ciekawe, nieoficjalnie z kręgów brukselskich można usłyszeć, że negocjacje z producentem szczepionek trwają już od pewnego czasu, toczą się na szczeblu wspólnotowym (podobnie jak przy zakupach szczepionek przeciw COVID-19) i zmierzają do finału, którym ma być porozumienie zamiany preparatu przeciw COVID-19 na inne dostarczane przez firmę produkty lecznicze. Jak te informacje mają się do „agresywnych negocjacji”, jakie zapowiada Adam Niedzielski, nie wiadomo. Nie wiadomo też, czy te działania – mniej lub bardziej agresywne, jeśli oczywiście nie ograniczą się do wygłaszania deklaracji i potrząsania szabelką, nie zaszkodzą nam w przyszłości – bo przecież nie możemy wykluczyć, że w pewnym momencie trwającej pandemii będziemy musieli wrócić do stołu z producentami szczepionek.

Nie wiadomo również, czy wejście w życie unijnego rozporządzenia (14 kwietnia), które upraszcza korzystanie z funduszy na sfinansowanie pobytu uchodźców, na podstawie którego kraje-gospodarze mogą uzyskać 40 euro tygodniowo na uchodźcę, przez maksymalnie trzynaście tygodni (przyjmując, że w Polsce będzie przebywać w tym okresie 2 mln uchodźców, daje to kwotę ok. 1,3 mld euro), to nadal „resztówki”, czy już pieniądze bardziej zasadnicze, zbliżone do kwoty, jaką rząd uważa za sporną w relacjach z producentem szczepionek – choć oczywiście niepokrywające całości kosztów, związanych z pobytem uchodźców. Kosztów, których tylko częścią są te, związane z opieką zdrowotną.

Kolejna niewiadoma: czy wzmożenie w sprawach finansowych została uzgodniona na najwyższym, partyjnym, szczeblu, skoro pod koniec marca prezes Jarosław Kaczyński w fundamentalnym wywiadzie udzielonym Polska The Times przedstawiał dwie zasady, jakimi Polska będzie się kierować w sprawach relacji z UE w kwestii uchodźców: „Oczywiście my nie odmawiamy, jak nam ktoś chce pomóc, ale mamy zasadę – żadnych relokacji. Jak ktoś chce tu zostać to zostaje, a jak chce wyjechać, to wyjeżdża. Nikogo nie zmuszamy do niczego. I druga zasada – nie chodzimy po prośbie. Oczywiście uważamy, że należy nam się jakaś pomoc, ale po prośbie nie chodzimy. Jesteśmy państwem w zupełnie dobrej kondycji, przeszło trzy razy bogatszym niż na początku lat 90 i przeszło trzy razy bogatszym niż Ukraina, licząc na głowę mieszkańca”.

Największe wyzwanie. Zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. Niby nic się nie dzieje – i może właśnie to jest powód do niepokoju. W przedszkolach i szkołach sukcesywnie przybywa młodych ukraińskich uchodźców, do granic możliwości – wydawałoby się – przepełnione grupy i klasy nagle się jeszcze powiększają. Tylko w rozmowach z decydentami, z przedstawicielami administracji centralnej, wszystko wydaje się być w porządku. Gdy rozmawia się z nauczycielami przedszkoli i szkół, gdy rozmawia się – zwłaszcza – ze szkolnymi psychologami, niepokój narasta. Podstawowy dotyczy maja i czerwca – czy dzieci i młodzież wytrzymają psychicznie. I polskie, i ukraińskie. Czy wytrzymają rodzice, zwłaszcza polscy, świadomi, że z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, dość istotnie pogorszył się poziom opieki i nauczania – zwłaszcza w szkołach podstawowych, zwłaszcza w klasach ósmych, obawy o wyniki egzaminów coraz bardziej rozpalają dyskusje na rodzicielskich grupach.

Jednak poczucie tymczasowości („byle do wakacji”) też nie sprzyja dobrostanowi psychicznemu. A wizji tego, co po wakacjach, jak ma wyglądać koegzystencja ogromnej grupy uczniów z innego przecież kraju w polskich placówkach oświatowych – nie ma. Na razie wiadomo tyle, że minister edukacji nie wstydzi się polskiej historii i zmian w programie nauczania historii, na przykład o rzezi wołyńskiej, nie przewiduje. Ani, zapewne, o powstaniach Chmielnickiego. I jedynie pozornie jest to temat niezwiązany ze zdrowiem psychicznym młodych Polaków i Ukraińców. Gdzieś w tle – choć za chwilę okaże się, że niezupełnie w tle – jest też temat obowiązkowego podchodzenia do egzaminu ósmoklasisty przez piętnastolatków z Ukrainy i tego, że nawet najlepsi uczniowie z tego kraju będą zmuszeni kontynuować naukę w szkołach zawodowych, bo z wynikami z egzaminu z języka polskiego w nawet słabych szkołach kończących się maturą raczej miejsca nie znajdą.

Tematem absolutnie związanym jest natomiast perspektywa zamknięcia co piątego ośrodka, w którym młodzi ludzie mają otrzymywać wsparcie w obszarze zdrowia psychicznego – do zamknięcia wyznaczono placówki, którym w czasie pandemii nie udało się zrealizować minimum 30 proc. kontraktu. To oczywiście byłaby decyzja zrozumiała, gdyby nie fakt, że płatnik zakwestionował świadczenia udzielone w trybie zdalnym – mimo że zwłaszcza w pierwszych miesiącach pandemii tylko taka działalność była faktycznie możliwa. Oficjalnie: reforma psychiatrii dzieci i młodzieży trwa, system rośnie w siłę, a Ministerstwo Zdrowia problemu wypadnięcia jednej piątej ośrodków nie tyle nie dostrzega, co nie postrzega go jako problem, bo przecież rozpisane zostaną postępowania konkursowe na nowe ośrodki.

19.04.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (6)
  • Studium kryzysu (5)
  • Studium kryzysu (4)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta