×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (4)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Kraje, w których rośnie liczba zakażeń, zbyt szybko zniosły restrykcje – alarmuje Światowa Organizacja Zdrowia. W Polsce liczba zakażeń nie rośnie, więc śmiało wkraczamy na ścieżkę brytyjską, i nie tylko brytyjską. Wyzwań przybywa, możliwości popełniania błędów – również. Ile z nich w pełni wykorzystamy?


Uchodźcy wojenni z Ukrainy w punkcie recepcyjnym utworzonym w hali Hrubieszowskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, 21 marca 2022 r. Fot. Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl

Największy błąd. Relokacja/pomoc humanitarna. „Mamy zasadę – żadnych relokacji. Jak ktoś chce tu zostać, to zostaje, a jak chce wyjechać, to wyjeżdża. Nikogo nie zmuszamy do niczego. I druga zasada – nie chodzimy po prośbie. Oczywiście uważamy, że należy nam się jakaś pomoc, ale po prośbie nie chodzimy. Jesteśmy państwem w zupełnie dobrej kondycji, przeszło trzy razy bogatszym niż na początku lat 90., i przeszło trzy razy bogatszym niż Ukraina, licząc na głowę mieszkańca” – stwierdził w minionym tygodniu wicepremier Jarosław Kaczyński.

To wręcz doskonały przepis na klęskę i warto postawić pytanie, co prezes Prawa i Sprawiedliwości chce w ten sposób ugrać dla swojego ugrupowania?

Stosunkowo łatwo zrozumieć, o co chodzi z relokacją. Polska, odrzucając i de facto wraz z Węgrami blokując kilka lat temu europejski mechanizm relokacji uchodźców, używała w sumie podobnego argumentu: nie przyjmiemy, bo przecież jak nie będą chcieli zostać nad Wisłą, siłą ich nie zatrzymamy. Podobnego, choć o przeciwnym wektorze – wiadomo, że zdecydowana większość uchodźców z Ukrainy najchętniej zostałaby blisko granicy swojego państwa, a Polska i Słowacja to kraje najbliższe kulturowo dla zdecydowanej większości obywateli Ukrainy.

Oczywiście: w relokacji nie chodzi o siłowe przesiedlenia i zmuszanie (nota bene, to dość symptomatyczne, że prezes PiS analizuje świat w takich kategoriach). Chodzi o komunikację, przedstawienie rzeczowych argumentów, przekonywanie i mobilizację. Ostatni rok dowiódł, że państwo polskie jest pod tym względem dalece niekompetentne (zasady sanitarne, szczepienia) i nawet bez bariery językowej nie jest w stanie przygotować spójnej strategii. Stąd ta fałszywa dychotomia między puszczeniem wszystkiego na żywioł („kto chce się zaszczepić, ten się szczepi”, a teraz „kto chce wyjechać, wyjeżdża”).

Odrzucenie relokacji oznacza dla Polski potężne problemy. Również na poziomie systemu ochrony zdrowia – niepokojąco brzmią sygnały, że również rodzice (matki) dzieci wymagających specjalistycznego leczenia niechętnie decydują się na wyjazd z Polski. Ale nie chodzi tylko o pacjentów onkologicznych czy cierpiących na choroby rzadkie. Polska nie jest przygotowana do integracji milionów mieszkańców Ukrainy (dotychczas przybyło ich do naszego kraju ponad 2 miliony, ogromna część pozostała w największych miastach). Rządzący operują w kategoriach wielkich liczb, ale ta perspektywa zafałszowuje rzeczywistość: zapytajmy nauczycieli szkół i przedszkoli, jak zaczynają reagować polskie kilkulatki w przedszkolach i młodszych klasach zatłoczonych szkół podstawowych, gdy na przestrzeni tygodnia codziennie przybywa im jeden kolega czy koleżanka. Zapytajmy nauczycieli pękających w szwach starszych klas podstawówek i szkół średnich, w jakiej kondycji psychicznej po dwóch latach pandemii są polskie nastolatki, które teraz muszą się mierzyć z traumą wojny nie przez ekran TV i informacje z internetu.

Zapytajmy psychologów, psychoterapeutów, psychiatrów – jak te sytuacje przełożą się, prędzej czy później, na zdrowie psychiczne dzieci i nastolatków: tych, których przyjmujemy i tych, którzy przyjmują. Oni nie są mniej ważni, a ich problemy zostaną z nami na długo. To nie są argumenty za niepomaganiem, nieprzyjmowaniem ukraińskich uchodźców. To są argumenty za tym, by obowiązek zapewnienia im godnych warunków życia rozłożyć jak najbardziej sprawiedliwie między kraje UE i wszystkie inne, które chcą w tym uczestniczyć.

Pieniądze nie załatwią problemu. Wydaje się tymczasem, że polski rząd chętnie przyjąłby górę euro i dolarów amerykańskich, w myśl znów jakiegoś wykoślawionego sloganu o wyższości pomagania na miejscu – przy czym to „miejsce” to kraj między Odrą a Bugiem. Co prawda w wywiadzie medialnym pada zapewnienie, że Polska nie będzie „chodzić po prośbie” (jeszcze ciekawszy przyczynek do sposobu myślenia lidera Zjednoczonej Prawicy), ale – być może – odnosi się to np. do wniosków o międzynarodową pomoc humanitarną. To wręcz wstrząsające, że do tej pory największe globalne organizacje, wyspecjalizowane w niesieniu pomocy uchodźcom, w obliczu największego od zakończenia II wojny światowej kryzysu uchodźczego, nie dostały żadnych wniosków od polskiego rządu. Odrzucając taką pomoc (czy też nie zwracając się po nią) ten kryzys tylko pogłębiamy, wpychając w jeszcze większe problemy tych, którym trzeba pomagać, ale również pogarszając sytuację polskiego społeczeństwa.

Największa porażka. Komunikacja w sprawie pandemii. 28 marca 2022 roku kończy się w Polsce pandemia. A w każdym razie tak wynika z zapowiedzi i decyzji ministra zdrowia i jego doradców. Decydenci obiecują, że zniesienie izolacji i kwarantanny oraz nakazu zasłaniania nosa i ust w zamkniętych miejscach publicznych nie przełoży się na odwrócenie trendu zakażeń, argumentując, że ochroni nas przed tym wysoki poziom przeciwciał – ma je ok. 90 proc. społeczeństwa.

Eksperci nie kryją zaskoczenia. I obaw. Owszem, wysoki poziom przeciwciał jest informacją bardzo dobrą, ale Omikron i jego wariant BA.2 pokazuje w Europie Zachodniej jak łatwo radzi sobie z przełamywaniem odporności, niekiedy bardzo świeżo nabytej (nie należą do rzadkości przypadki powtórnych zakażeń na przestrzeni trzech miesięcy). W Polsce, w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej, poziom ochrony poszczepiennej w grupie powyżej 60. roku życia jest daleki od zadowalającego (zwłaszcza, jeśli za kompletną ochronę uznamy szczepienie trzema dawkami). To, co niepokoi w sposób szczególny, to kompletne odpuszczenie czujności epidemiologicznej wobec uchodźców z Ukrainy i brak pomysłu na jakąkolwiek komunikację o konieczności szczepień przeciw COVID-19.

Budowanie poczucia bezpieczeństwa na chwiejnych fundamentach zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Nie jest prawdą, że wysoka liczba zakażeń w krajach takich jak Wielka Brytania czy Irlandia nie przekłada się na większą liczbę hospitalizacji, skoro w ciągu miesiąca liczba pacjentów covidowych przebywających w szpitalach wzrosła o kilkadziesiąt procent. W krajach o bardzo wysokim, nieosiągalnym dla Polski poziomie. Nie jest prawdą, że wykonujemy dużą liczbę testów, a od kwietnia dostęp do testowania zostanie jeszcze ograniczony (bezpłatne testy tylko na zlecenie lekarza oznaczają, na poziomie pozaszpitalnym, testowanie niemal wyłącznie pacjentów objawowych).

Największy znak zapytania. Szczepienia dzieci ukraińskich. Za osiem, dziesięć tygodni miną trzy miesiące okresu przejściowego, po których obowiązek szczepień zgodnie z obowiązującym w Polsce PSO obejmie pierwsze sto, dwieście tysięcy młodych Ukraińców. Ten czas powinien zostać maksymalnie wykorzystany na wypracowanie modelu szczepień – łącznie z egzekwowaniem tego obowiązku. Wypracowanie modelu, który obejmie wszystkie jego aspekty, od zapewnienia podaży dodatkowych dawek szczepionek (rząd sygnalizuje, że będzie się starać o dostawy z innych krajów, to dobry kierunek, byle tylko nie były to wyłącznie zapowiedzi) po organizację placówek, w których takie szczepienia będą realizowane.

Zapowiedź, że zajmą się tym lekarze POZ – a taką koncepcję, jak wynika z wypowiedzi wiceministra zdrowia Waldemara Kraski, ma zdaje się rząd – pokazuje, jak niewielką wyobraźnię mają decydenci. Nie ma możliwości, by każda poradnia zorganizowała – chociażby – wykwalifikowanego tłumacza, który będzie mógł być zaufanym partnerem dla personelu medycznego, ale też rodzica. Lekarze już w tej chwili sygnalizują, że wstępne rozmowy dotyczące szczepień bywają bardzo trudne, a poziom braku zaufania do szczepionek – nieporównywalny z tym, z jakim mierzą się podczas rozmów z rodzimymi sceptykami. Bez dobrej komunikacji w sprawie szczepień nie ma szczepień – powinniśmy uczyć się zawczasu na błędach popełnionych podczas pandemii COVID-19. Bez dobrej organizacji, włączającej do systemu maksymalnie szeroki krąg zainteresowanych, nie ma sukcesu w szczepieniach – taki wniosek też płynie z doświadczeń Narodowego Programu Szczepień.

Nie udowadniajmy, po raz kolejny, że nie mądrzejemy – ani przed szkodą, ani po szkodzie.

28.03.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (3)
  • Studium kryzysu (2)
  • Studium kryzysu
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta