×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (14)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Zawiedliśmy – mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas sobotniej konwencji. Z przymrużeniem oka lider Zjednoczonej Prawicy skomentował w ten sposób niedostateczną liczbę miejsc i fakt, że część gości nie mogła dostać się na partyjną imprezę. Bo jeśli chodzi o efekty niemal siedmiu lat rządów – to nieprzerwane pasmo sukcesów. Ale tu znów warto sięgnąć po cytat z tego samego przemówienia: – Są fakty i są opowieści.

Prezes Jarosław Kaczyński podczas konwencji PiS, 2 czerwca 2022 r. Fot. Sławomir Kamiński/ Agencja Wyborcza.pl

Największa porażka. Opowieść w sprawie pandemii. „Stanęliśmy przed czymś niespodziewanym. (…) Jeśli zadać pytanie, czy daliśmy sobie radę, można powiedzieć, że tak. (…) Nie zabrakło nam łóżek szpitalnych, nikt nie umierał na ulicach”.

Słuchając prezesa PiS podczas konwencji w Markach można było odnieść wrażenie, że zadziałał wehikuł czasu. Wielu komentatorów wręcz twierdziło w sobotę, że czuli się żywcem przeniesieni do czasów Władysława Gomułki, co zwłaszcza 4 czerwca mogło robić dość upiorne wrażenie. Ale to zupełnie zbędne skojarzenia. Trudno jednak było nie przypomnieć sobie sławnego „nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne” z 2013 roku. Fakty są przecież jednoznaczne, ale zupełnie nie przeszkadzają w głoszeniu propagandy sukcesu.

Po pierwsze, zła wiadomość dla prezesa partii rządzącej i ewentualnych spin doktorów – jeśli takich jeszcze ma, a nie zupełnie samodzielnie buduje przekaz. W krajach rozwiniętych nikt nie umierał z powodu COVID-19 na ulicach. Nie można wykluczyć, że takie przypadki mogły się zdarzać w krajach rozwijających się, ale Polska jest w klubie najbogatszych krajów świata, na kursie – nawet jeśli zdarzają się wahania – wznoszącym. Nie chodzi o to, by porównywać się na przykład z fawelami Rio de Janeiro, prawda? W krajach rozwiniętych z powodu COVID-19 ludzie umierali w szpitalach, w domach, w karetkach. Na ulicach – nie.

W Polsce umierali – w szpitalach, w domach, w karetkach – częściej niż w bardzo wielu krajach rozwiniętych. Jeśli najważniejszy polityk rządzącego ugrupowania, lider parlamentarnej większości, wicepremier odpowiedzialny za bezpieczeństwo kraju ignoruje fakt, że Polska ma jeden z najwyższych na świecie współczynników zgonów nadmiarowych – jeden z najwyższych, choć oczywiście nie najwyższy – i przechodzi nad tym do porządku dziennego, wystawiając sobie i swoim współpracownikom wysoką ocenę („daliśmy sobie radę”), coś jest bardzo nie w porządku z przekazem, który niebezpiecznie zbliża się do granicy fałszowania rzeczywistości.

Pozostając tylko w granicach UE – to przecież nasz dom i najwłaściwszy punkt odniesienia – niewiele krajów ma wskaźniki gorsze niż Polska (niemal 4,5 tys. zgonów nadmiarowych od początku pandemii w przeliczeniu na milion mieszkańców). To kraje bałkańskie: Rumunia (6,1 tys.) i zwłaszcza Bułgaria (blisko 9,7 tys.) oraz Litwa (ponad 6,7 tys.). Nieco większy wskaźnik zgonów nadmiarowych mają jeszcze Chorwacja, Słowacja i Łotwa. Gdy spojrzeć w kierunku zachodnim, skala zgonów nadmiarowych w Polsce po prostu poraża. W Niemczech wskaźnik wynosi nieco ponad tysiąc, we Włoszech, które pierwsza fala COVID-19 uderzyła najmocniej, bez ostrzeżenia i czasu na przygotowanie – ok. 2,9 tys. a w Hiszpanii, w której również w marcu 2020 roku śmiertelność covidowa biła rekordy – nieco ponad 2,1 tys. W kierunku północnym nie powinniśmy patrzeć wcale, w każdym razie jeśli chcemy obstawać przy twierdzeniu, że „daliśmy sobie radę”. W Danii wskaźnik zgonów nadmiarowych ledwie przekroczył 300 (na milion), w Norwegii wynosi 418. Dużo wyższy jest w Szwecji (nieco ponad tysiąc) – Szwecja rzekomo odmawiała leczenia pod respiratorami, gdy Polska zabezpieczyła taką możliwość dla wszystkich (również rzekomo).

Patrząc od strony faktów – jesteśmy w „klubie” krajów, które nie zapobiegły masowemu umieraniu w czasie pandemii. W przeciwieństwie do krajów takich jak Włochy, Hiszpania czy Francja mieliśmy kilka miesięcy na przygotowanie się do uderzenia fali COVID-19, a jesień 2020 roku w skali kraju była, po prostu, hekatombą. Błędy w zarządzaniu pandemią i akcją szczepień nie pozwoliły spłaszczyć krzywej zgonów w fali wiosennej 2021 roku, ale przede wszystkim – nie ochroniły najbardziej narażonej populacji jesienią 2021 roku, gdy liczbę zgonów można było znacząco zredukować (tak jak zrobiły to kraje „starej” UE) dzięki szczepieniom. Kto zawinił? Minister zdrowia tłumaczył niedawno, że winni dużej liczbie zgonów w czasie pandemii są sami Polacy, bo prowadzą niezdrowy tryb życia. Prezes Jarosław Kaczyński utrzymuje ten sam kierunek i wskazuje „błędy na dole”: – Poziom wyszczepienia jest, jaki jest, to już kwestia decyzji obywateli – usłyszeliśmy.

Największy brak zaskoczenia. Opowieść o nakładach na zdrowie. W 2015 roku wydawaliśmy 77 mld zł. W 2022 roku wydamy 160 mld zł, z wydatkami covidowymi. – To jest naprawdę gigantyczny wzrost, a w 2024 roku będzie to 6 proc. PKB, a 2027 roku – 7 proc. – mówił wicepremier ds. bezpieczeństwa, który zaledwie kilka chwili wcześniej chwalił się zwiększaniem wydatków na obronność. Te drugie rosną jednak proporcjonalnie do bieżącego PKB, w przeciwieństwie do nakładów na zdrowie, w których obowiązuje reguła N-2, czyli odnoszenie wydatków do PKB sprzed dwóch lat. Jak pisaliśmy w maju – zwłaszcza w warunkach rozpędzonej inflacji praktycznie burzy to cały sens ustawy o podnoszeniu poziomu wydatków na zdrowie, gdyż cały „wzrost”, widoczny w tabelkach i imponujący w wymiarze nominalnym, „zżerają” wskaźniki makroekonomiczne. Miarodajne są wyliczenia, w których odnosi się wydatki do bieżącego PKB (który co prawda nie jest znany, ale jak najbardziej możliwy do oszacowania). Te zaś wskazują, że choć w ubiegłym roku – dzięki zwiększonym wydatkom z powodu pandemii – udało się wyraźnie przebić barierę 5 proc. PKB, w tym roku, najprawdopodobniej, realne wydatki na ochronę zdrowia spadną poniżej 5 proc. PKB.

Wzrost nakładów na ochronę zdrowia jest kolejną opowieścią, a może nawet – żonglerką. Reguła N-2, dopisywanie do ustawowego katalogu wydatków na ochronę zdrowia nowych pozycji (przede wszystkim pieniędzy europejskich) – wszystko to ma stworzyć wrażenie, że „Polska rośnie w siłę”. Pieniędzy nominalnie oczywiście przybywa, ale gdy złoty traci na wartości z miesiąca na miesiąc, samozadowolenie wydaje się coraz mniej uzasadnione. Co oczywiście rządzącym w niczym nie przeszkadza, a już najmniej – we wykazywaniu, że rośnie.

Trudno jednak nie dostrzec pewnej paraleli między „sukcesami” w walce z COVID-19 a tym, co dzieje się wokół nakładów na ochronę zdrowia. Tak samo, jak jesteśmy w grupie państw o najwyższym w UE wskaźniku nadmiarowych zgonów, tak też jesteśmy w klubie tych, które na ochronę zdrowia wydają zdecydowanie najmniej. Nawet skokowy przyrost środków w latach 2020-2021, związany z walką z pandemią, nie zmienił tej sytuacji – większość państw dołożyła na ochronę zdrowia, proporcjonalnie, dużo więcej. To również można wyczytać w raportach przygotowywanych np. przez OECD czy Komisję Europejską.

Największy znak zapytania. Opowieść o „Zdrowym życiu”. – Dzisiejsza data, 3 czerwca, to będzie data, którą cały świat z sektora medycznego zapamięta naprawdę na długo – powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski w ostatni piątek. Cóż się takiego wydarzyło? Zainaugurowano – uruchomieniem obok Pałacu Prezydenckiego – mobilną strefę zdrowia, która „ruszy w Polskę”, na początek do większych miast. – Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że pierwszy raz sprawy zdrowia mają taką rangę i charakter, że stają się sprawą, która jednoczy wszystkich: autorytet pary prezydenckiej, działania rządu, polskiego biznesu i wszystkich nas, którzy pracujemy w sektorze medycznym i bezpośrednio dbamy o zdrowie Polaków – podkreślał szef resortu zdrowia. W kampanię „Zdrowe życie” zaangażował się Pałac Prezydencki, dwa ministerstwa (oprócz resortu zdrowia również Ministerstwo Aktywów Państwowych, kierowane przez Jacka Sasina), NFZ i jedna z największych spółek Skarbu Państwa, czyli PZU. Powołano również radę naukową przedsięwzięcia, pełną znakomitych nazwisk.

Żeby było jasne: działania na rzecz promocji zdrowia należy wspierać. Gdy prezydent Andrzej Duda publicznie deklaruje, że rzucił palenie tytoniu pięć i pół roku temu i czuje się świetnie, trzeba temu przyklasnąć – to służy zdrowiu publicznemu (na pewno bardziej niż niejednoznaczne wypowiedzi w sprawie szczepień przeciw COVID-19 czy, zwłaszcza, grypie). Jest jednak jakaś granica rozsądku, której przekraczać się nie powinno. Dlaczego „świat medyczny” miałby zapamiętać datę 3 czerwca w sposób szczególny?

Fakty są takie, że miasteczka zdrowia towarzyszą nam od dawna, wpisały się też znakomicie w polityczny krajobraz kraju – zwłaszcza w ostatnich kampaniach wyborczych, trudno nie wspomnieć choćby strefy zdrowia na płockiej Orlen Arenie jesienią 2019 roku, gdy „jedynką” na płockiej liście PiS był ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski. Czy zmieniają one rzeczywistość systemu ochrony zdrowia? Czy budują – w trwały sposób – samoświadomość zdrowotną obywateli? Czy Ministerstwo Zdrowia i NFZ nie powinny się skupiać raczej na systemowych rozwiązaniach – choćby takich, by spółki Skarbu Państwa, potężni pracodawcy, przeprowadziły na własny koszt pilotaż, włączając do panelu badań z zakresu medycyny pracy postulowane od dawna przez ekspertów badania z obszaru profilaktyki onkologicznej?

06.06.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (13)
  • Studium kryzysu (12)
  • Studium kryzysu (11)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta