×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (42)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Jedno jest pewne: pieniędzy w ochronie zdrowia w przyszłym roku będzie znacząco mniej nie tylko w stosunku do potrzeb, bo do tego już się zdążyliśmy przyzwyczaić, ale również w stosunku do obecnego poziomu finansowania. Mówiąc w największym skrócie – lepiej już było.


Fot. Łukasz Błasikiewicz/ Kancelaria Sejmu

Największy brak zaskoczenia. Opozycja o 4,8 proc. PKB. Wydawałoby się, że nie będzie lepszej okazji do wypunktowania rządu za narrację w sprawie nakładów na zdrowie, niż debata w Senacie nad nowelizacją ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. I rzeczywiście – padło w jej trakcie wiele ważnych słów, zostało sformułowanych wiele istotnych z punktu widzenia systemu, jego pracowników i przede wszystkim pacjentów argumentów przeciw forsowanym (skutecznie, jak się okazało ponad dobę później) propozycjom rządu. Trudno jednak nie odnotować, że w debacie nie pojawił się wątek absolutnie kluczowy, czyli miejsce Polski w Europie i w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o publiczne wydatki bieżące na zdrowie. Dlaczego opozycja nie sięgnęła po gotowy przecież materiał, jakim jest jeszcze ciepły, bo opublikowany na początku grudnia raport OECD i Komisji Europejskiej, obnażający iluzoryczność naszej ustawy 7 proc. PKB na zdrowie?

Zgodnie z tym raportem, ale także wyliczeniami ekspertów, nasze wydatki publiczne na zdrowie stanowiły w 2020 roku ok. 4,8-4,9 proc. realnego, bieżącego PKB – i wszystko wskazuje, że zarówno 2022 rok, jak i 2023 przyniosą tylko pogorszenie tego wyniku. Jesteśmy pod tym względem absolutnym unijnym maruderem, co zwłaszcza w czasie pandemii (choć nie tylko) przynosi opłakane skutki. I to oczywiście nie jest tak, że senatorowie wcale o tym nie mówili. Jednak zabrakło mocnej kropki nad i. Mocnego – czasami trzeba mocno – trzaśnięcia może nie pięścią, ale raportem właśnie, w pulpit mównicy. Nie wykorzystano okazji, by skierować światła reflektorów – i być może dzięki temu uwagę mediów – na dokument, który tak naprawdę unieważnia rządowe (i partyjne) tyrady o historycznym wzroście nakładów. Dlaczego?

Można szukać różnych wyjaśnień. Najprostsze jednak jest takie, że nikomu na rok przed wyborami na tym nie zależy. Bo rok przed wyborami scenariusz, w którym Prawo i Sprawiedliwość traci władzę, jest bardzo realny. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, choć oczywiście – nie jest to jeszcze przesądzone. Jest jednak taka realna opcja – choć dla jednych będzie to szansa, dla innych – ryzyko.

Akcentowanie, że Polska powinna wydawać już w tej chwili realnie minimum 6 proc. PKB na zdrowie, oznacza konieczność dołożenia już w 2023 roku ok. 30-35 mld zł. To zupełnie inne pieniądze, niż te których dotyczy wysłana do prezydenta ustawa, którą opozycja nazywa „skokiem na kasę NFZ”. Ustawa zubaża system o ok. 13 mld zł, natomiast gdyby założyć, że w 2023 roku mielibyśmy wydać na zdrowie 6 proc. PKB, trzeba byłoby do planowanych 160 mld zł dołożyć miliardów kilkadziesiąt. Opozycja, szykując się – choćby na razie mentalnie – do przejęcia władzy, doskonale o tym wie. Politycy, można się obawiać, wiedzą też, że takich pieniędzy nie znajduje się dzięki „groszowym”, liczonym w pojedynczych miliardach złotych, oszczędnościom.

To nie jest kwestia wstrzymania dotacji do mediów publicznych czy zatrzymaniu takiej czy innej inwestycji centralnej (choćby i nawet lotniska w Baranowie). Żeby podnieść skokowo i radykalnie nakłady na zdrowie trzeba byłoby przeorać na przykład program 500+, okrawając go do niezbędnego z punktu widzenia bezpieczeństwa socjalnego rodzin, minimum. To oczywiście tylko przykład, jednak jest pewne, że znalezienie dodatkowych pieniędzy na zdrowie musiałoby się wiązać z równie poważnymi decyzjami – choćby dotyczącymi wysokości i zasad opłacania składki (wróciłby zapewne temat obciążenia składką zdrowotną pracodawców itd.). Prościej przed wyborami akcentować, że oszczędności na zdrowiu są złe, ale wskazywanie, w jaki sposób się podejmie działania dokładnie odwrotne – odkładać na czas po wyborach. Rokuje to niezbyt dobrze.

Największa porażka. Debata wokół pieniędzy na zdrowie. Debata, a raczej jej brak. Podobnie jak raport OECD, o którym milczą politycy i eksperci, tak decyzje Senatu (odrzucenie ustawy zabierającej pieniądze z systemu ochrony zdrowia), jak i Sejmu (obalenie weta Senatu) praktycznie nie przebiły się do mediów głównego nurtu. Cóż zajmowało na przykład czołowe portale informacyjne w końcówce tygodnia? Oprócz incydentu w siedzibie Komendy Głównej Policji (granatnik), co rzeczywiście było informacją nie tylko dnia, ale i tygodnia, o której informowały szeroko media na całym świecie, na przykład stylizacje chorwackiej Miss Kataru, a także – absolutny faworyt w kategorii newsa tygodnia – podróż dziennikarki czołowego portalu informacyjnego pierwszą klasą Pendolino. Dwa dni na poczesnym miejscu na stronie głównej, obok drugiego – równie ważkiego – materiału („Pięć dni nie odkręcałam kaloryfera. Tak wyglądało moje życie”).

Infotainment to przekleństwo współczesnych mediów, które ani nie potrafią, ani nie chcą dostrzegać wagi tematów, od których – w perspektywie nie tylko dekad, ale najbliższych lat – zależy codzienność milionów Polaków. Kończy się to karykaturalnie – przez wiele dni portale teoretycznie informacyjne żyją choćby Szpilagate (chodzi o odmowę przyjęcia przez Agnieszkę Szpilę, pisarkę, a prywatnie matkę dwóch nastoletnich, niepełnosprawnych córek, nagrody Grand Press). Kontekst tej wydawałoby się czysto środowiskowej w sumie afery (bezpośrednią przyczyną odmowy był sposób, w jaki Szpila została potraktowana przez redaktora naczelnego branżowego miesięcznika) jest przecież dużo szerszy. Agnieszka Szpila – jak sama o sobie wielokrotnie mówi – napędzana furią chciała ze sceny wykrzyczeć to, co leży na sercu rodzicom i opiekunom osób niepełnosprawnych: jak fatalne nadal i wciąż są systemowe rozwiązania proponowane rodzinom z niepełnosprawnymi, młodszymi, ale przede wszystkim starszymi dziećmi (które dziećmi być nie przestają, nawet jeśli stają się dorosłe). A warunki są tak fatalne, ponieważ w Polsce sfera usług publicznych – której częścią jest również ochrona zdrowia – jest priorytetem papierowym. Z odpowiednim do tego poziomem finansowania. Gdyby tylko media potrafiły dostrzec coś więcej niż aferę, Szpilagate byłoby znakomitym punktem wyjścia do debaty o rzeczach ważnych. Debaty, której nie ma.

Największy znak zapytania. Weto prezydenta. Podpisze ustawę, czy nie podpisze? Jaką decyzję podejmie Andrzej Duda? I być może najważniejsze pytanie – czy prezydent w ogóle usłyszy, że powinien nie podpisywać, a jeśli tak – to dlaczego nie powinien. Patrząc na pierwsze godziny, jakie upłynęły od ostatecznej decyzji Sejmu, głowa państwa ma duże szanse w ogóle nie zorientować się, że dostaje na biurko akt prawny, którego podpisanie budzi jakiekolwiek kontrowersje. Im mniej się o sprawie pisze i mówi, tym łatwiej tkwić w przekonaniu, że mamy do czynienia z kwestią techniczną, optymalizacją, że nie dzieje się nic, co wymagałoby interwencji i postawienia sprawy na ostrzu noża.

Pojawiły się oczywiście już pierwsze apele o weto. Choć, patrząc logicznie, wywód senackich podpowiadałby zgoła inną (choć mającą ten sam skutek) ścieżkę, czyli skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Byłoby to wręcz logiczne, jeśli brać pod uwagę, że ustawa narusza również pozycję prezydenta w procesie legislacyjnym, a rząd – nie gwarantując głowie państwa odpowiednio długiego czasu na refleksję – po raz kolejny sprowadza Andrzeja Dudę do roli sprawnie posługującego się długopisem „pisarczyka”.

Nie wiadomo, jak na decyzję prezydenta wpłynie spór wokół nowelizacji ustawy o sądownictwie – Andrzejowi Dudzie nie spodobało się to, że został przez premiera Mateusza Morawieckiego pominięty przy konsultacjach kompromisu wypracowywanego w Brukseli, prezesowi PiS – najwyraźniej nie spodobało się to, że coś, co miało zostać załatwione „po cichu”, wybuchło, jak – nie przymierzając – granatnik w gabinecie komendanta głównego policji.

Kalendarium wydarzeń w tzw. wielkiej polityce przypomina portal oko.press:

„Wtorek. Premier Mateusz Morawiecki triumfuje i ogłasza kompromis z Komisją Europejską ws. kamieni milowych dotyczących Krajowego Planu Odbudowy. Miliardy z Brukseli już wkrótce mają się zmaterializować na koncie polskiego rządu.

Środa. Szampańskich nastrojów w obozie władzy ciąg dalszy. Premier i rzecznik rządu strofują opozycję, żeby nie wprowadzała żadnych zmian – ani myślnika, ani przecinka – do ustawy, która ma zakończyć spór z Brukselą. Każda korekta ma bowiem stanowić śmiertelne zagrożeniem dla kompromisu.

Czwartek. Prezydent Andrzej Duda ogłasza, że ustawa nie była z nim konsultowana i że nie zgodzi się na kluczową część jej zapisów.

Piątek. Rzecznik rządu ogłasza, że zapisy, które jeszcze we wtorek były niepodważalne, to jedynie punkt wyjścia do dalszych prac legislacyjnych.

Sobota. Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadcza, że ustawa przygotowana przez rząd PiS, zawiera destrukcyjne zapisy i w żadnym razie nie może być przyjęta w obecnym kształcie.”

W efekcie nie tylko nad pieniędzmi z KPO, z którymi członkowie rządu witali się jak lis z gąską w ogrodzie, ale i nad samym premierem, który został z brukselskim kompromisem jak Himilsbach z angielskim, zawisły znaki zapytania, mające potencjał do ewoluowania w ciemne chmury.

Dlaczego Jarosław Kaczyński, doskonale już orientując się w fatalnej sytuacji finansów publicznych (jeszcze niedawno media żyły informacjami, że prezesa nikt o trudnościach ze spięciem przyszłorocznego budżetu zawczasu nie informował) twierdzi publicznie, że ustawa zawierająca zmiany w przepisach dotyczących sądownictwa byłaby „dewastująca”, nie wiadomo.

Niepewności jest tak dużo, że trudno nawet rozpoznać korytarze myślowe, w jakich zapadają – w ostatnim czasie – kluczowe dla państwa i społeczeństwa decyzje. To niestety dotyczy również spraw związanych z ochroną zdrowia.

19.12.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (41)
  • Studium kryzysu (40)
  • Studium kryzysu (39)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta