×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (41)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Podczas gdy w lwiej części krajów europejskich w pierwszym roku pandemii wydatki na profilaktykę wystrzeliły w górę lub przynajmniej w sposób zauważalny wzrosły, w Polsce ich udział względem wydatków na zdrowie ogółem spadł w porównaniu z ostatnim rokiem przed pandemią.


Fot. Adobe Stock

  • Raport OECD jest w swej wymowie dla Polski miażdżący
  • Informacje z raportu jakoś nie mogą trafić do głównego nurtu newsów i publicystycznych rozważań
  • 14 grudnia Senat zajmie się nowelizacją ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty
  • Rzecznik Praw Obywatelskich powinien być świadomy, że stare wyzwania nie zniknęły

Największy brak zaskoczenia. Raport OECD. Słowo stało się ciałem, a sześć, a nawet siedem proc. PKB urealniło się do – w porywach – 4,8 proc. PKB. Taki przedświąteczny odwrotny i niechciany „cud” przyniósł ogłoszony 5 grudnia w ramach raportu OECD i Komisji Europejskiej „Health at a Glance 2022”, poświęcony w całości krajom europejskim, przede wszystkim UE.

Raport jest w swej wymowie dla Polski miażdżący. Pokazuje nie tylko „marność nad marnościami”, czyli poziom finansowania ochrony zdrowia, stawiający nas – jeśli chodzi o nakłady publiczne – na samym końcu w UE-27, i to w pierwszym roku pandemii (bo dane o nakładach pochodzą z 2020 roku), ale przede wszystkim – skutki polityki opartej na pustych obietnicach i metodologiach wprowadzających w błąd. Skutki – zarówno w obszarze medycyny naprawczej jak i zdrowia publicznego. O skróceniu o dwa lata średniej długości życia w czasie pandemii, o ujemnym przyroście naturalnym będącym efektem potężnej fali zgonów, o wydłużeniu kolejek do operacji planowych, o danych dotyczących zdrowia psychicznego, które powinny budzić nie niepokój, ale wręcz przerażenie (65 proc. dorosłych z ryzykiem depresji) – pisaliśmy w ostatnim tygodniu.

Co jeszcze można dodać? Co mogłoby przekonać wątpiących, że cała opowieść o rosnących nakładach jest li tylko opowieścią właśnie, znakomicie zresztą skonstruowaną, skoro wierzą w nią nawet eksperci, od lat zajmujący się systemem ochrony zdrowia i kilka dni po publikacji raportu uparcie twierdzący, że nakłady cały czas rosną? Na szczęście w rozdziale poświęconym problemom finansów autorzy przedstawiają szereg danych, które można potraktować jako wskaźniki owego „wzrostu” – między innymi udział wydatków na profilaktykę w bieżących wydatkach na ochronę zdrowia w roku 2020 w porównaniu do roku 2019.

Raport podkreśla, że stanowią one „umiarkowaną część ogólnych wydatków na zdrowie” w całej UE (średnio – 3 procent, więc określenie „umiarkowane” jest przykładem daleko idącej dyplomacji), jednak w pandemii – przynajmniej w niektórych krajach – „znacząco wzrosły”, choćby w związku z masowym testowaniem czy koniecznością zapewnienia nadzoru epidemicznego. Ten wzrost w skali całej wspólnoty oznaczał zmianę z ok. 2,6 do ok. 3,2 proc., ale były kraje, które zdecydowały się na znacznie poważniejsze ruchy: Luksemburg praktycznie podwoił swoje wydatki (z 2,5 do ponad 5 proc.), Francja – zwiększyła wydatki o 50 proc. (z niespełna 2 proc. do niemal 3 proc.). Austria, która w 2019 roku na profilaktykę i zdrowie publiczne wydawała tyle samo co Polska, czyli nieco ponad 2 proc., w 2020 roku zwiększyła wydatki do ponad 3,6 proc. A Polska? Wydatki na profilaktykę i zdrowie publiczne w pierwszym roku pandemii spadły poniżej 2 proc. wszystkich wydatków na zdrowie.

Największy błąd. Cisza. Czy opublikowany 5 grudnia raport stał się jednym z głównych tematów rozgrzewających dyskusje w mediach (głównego nurtu, branżowych i społecznościowych)? Przeciwnie, niemal nie zaistniał. Nawet informacja, że dwóch na trzech dorosłych Polaków jest „przewlekle” narażonych na depresję (przewlekle, bo wskaźnik dla Polski praktycznie się nie zmienia od 2020 roku, jakby nie robiła wrażenia. Podobnie jak potwierdzenie, czarno na białym, jak bardzo rozmijają się z realiami (czyli maksymalnie 4,8 proc. PKB) ministerialne wyliczenia dotyczące poziomu wydatków publicznych na zdrowie.

Nie tylko informacje z raportu jakoś nie mogą trafić do głównego nurtu newsów i publicystycznych rozważań. Choć wiceminister Maciej Miłkowski robił w poniedziałek w senackiej Komisji Zdrowia bardzo wiele, by dowieść, że Polska w 2023 roku przeznaczy na ochronę zdrowia na pewno ustawowe minimum (czyli 6,08 proc. PKB), a być może nawet 6,3 proc. PKB, musiał powiedzieć – zapytany bardzo wprost i bez możliwości manewru – że wobec zakładanej wielkości PKB na 2023 rok będzie to „poniżej 5 proc. PKB”.

Największy znak zapytania. Ustawa zmniejszająca nakłady na zdrowie. 14 grudnia Senat zajmie się nowelizacją ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, czyli ustawą o 5 proc. PKB na zdrowie – bo jej skutki dla systemu ochrony zdrowia są oczywiste. Odcięcie jednego źródła wydatków oznacza przerzucenie już całości ciężaru finansowania bieżących wydatków na zdrowie na składki zdrowotne (i w dodatku, jeśli ustawa wejdzie w życie, zabranie ponad 5 mld zł z tych składek – ministerstwo „uspokaja”, że jednorazowo – na Fundusz Przeciwdziałania COVID-19, który miał być od początku do końca finansowany z budżetu państwa). Przy dwóch źródłach finansowania i niskiej inflacji nakłady względem realnego PKB bardzo powoli – w tempie niższym, niż obietnice, oczekiwania i potrzeby – ale jednak rosły (lata 2018-2019) – dzięki nadwyżce wpływów ze składki, czyli szybkiemu wzrostowi gospodarczemu. Załamanie przyszło wraz z inflacją, a teraz na wielkość nakładów na zdrowie będą mieć dodatkowo wpływ dwa negatywne czynniki: przesunięcie finansowania świadczeń zdrowotnych do budżetu oraz spodziewane spowolnienie gospodarcze, a co za tym idzie, możliwe zawirowania na rynku pracy.

Miażdżąca opinia senackich prawników, którzy dowodzą niekonstytucyjności ustawy, przecięła spekulacje na temat jej losów na etapie izby wyższej – Senat ustawę odrzuci, zamiast zgłosić poprawki polegające na wyrzuceniu wszystkich przepisów dotyczących finansowania ochrony zdrowia. Co zrobi Sejm, który uchwałą Senatu zajmie się dzień później? Opozycja ma realną szansę na utrzymanie decyzji izby wyższej, potrzebna jest jednak ponadprzeciętna mobilizacja. To, czy taka zaistnieje, będzie zresztą wskazówką, na ile zwłaszcza liderzy Koalicji Obywatelskiej odrobili lekcję w zakresie wagi ochrony zdrowia jako fundamentalnego obszaru życia publicznego. Mówiąc wprost, na ile lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, były premier i autor fatalnych wręcz nominacji ministerialnych w ochronie zdrowia w latach 2007-2011.

Największa porażka. Rzecznik Praw Obywatelskich. Gdy w czerwcu na Uniwersytecie Warszawskim odbywał się I Kongres Humanizacji Medycyny, jedno z najważniejszych wystąpień – choć kameralne, bo w ramach jednego z paneli towarzyszących, bynajmniej nie podczas sesji plenarnej – niewątpliwie należało do dr Hanny Machińskiej, zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich. Przypomniała ona uczestnikom i słuchaczom dyskusji – w sumie słyszało tę wypowiedź może kilkadziesiąt osób – o niezbywalnej istocie człowieczeństwa.

O tym, że humanizacja nie jest obietnicą czy planem tylko dla „sytych i zamożnych”, którzy – choćby i byli w najpoważniejszej potrzebie zdrowotnej – są uprzywilejowani przez sam fakt bycia obywatelami kraju należącego do UE, mającymi konstytucyjnie gwarantowany cały wachlarz praw, ale dotyczy również ludzi, których programowo wykluczamy. Że dotyczy ona również imigrantów, odpychanych – często, może nawet zwykle, brutalnie – od polskiej granicy. Ludzi niechcianych i ludzi, których najchętniej, jako państwo i jako społeczeństwo, przynajmniej w dużej części, w ogóle nie postrzegalibyśmy jako ludzi. Dla których nie mamy oferty „humanizacji”, skoro – nawet jeśli ich wpuszczamy do kraju, natychmiast zamykamy w fatalnie zaprojektowanych ośrodkach, w których warunki przypominają więzienia. Hanna Machińska przypominała lekarzom i pielęgniarkom, profesorom i dyrektorom placówek medycznych, że nie ma mowy o żadnej segregacji w humanistycznym podejściu do cierpiącego człowieka. Że dla profesjonalistów medycznych, ale też dla zarządzających, liczy się tylko człowiek i jego sytuacja zdrowotna, niezależnie od tego, czy jest obywatelem UE cieszącym się pełnią praw, człowiekiem osadzonym w areszcie czy więzieniu czy „nielegalnym” imigrantem.

Jak na ironię, informacja o odwołaniu dr Hanny Machińskiej ze stanowiska zastępczyni RPO została podana w dniu, gdy przedstawiano pełny raport z badań, prowadzonych w ramach projektu, który roboczo można określić „humanizacją medycyny”. A wśród licznych głosów oburzonych decyzją Marcina Wiącka wiele pochodziło ze środowiska lekarzy, zwłaszcza tych, którzy bezpośrednio zaangażowali się w akcję pomocy na granicy polsko-białoruskiej. Którzy widzieli dr Machińską w akcji, w nadgranicznych, podlaskich lasach.

Czy RPO chciał, czy musiał odwołać Hannę Machińską? W to, że za dymisją stała nowa koncepcja i nowe wyzwania, trudno uwierzyć. Bo nawet jeśli takie są, Rzecznik Praw Obywatelskich powinien być świadomy, że stare wyzwania nie zniknęły. Tak jak zawsze będzie obowiązywać, również – a może przede wszystkim – urzędnika państwowego motto: „Warto być przyzwoitym”.

12.12.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (40)
  • Studium kryzysu (39)
  • Studium kryzysu (38)
  • Studium kryzysu (37)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta