×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (55)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Czy w rządzie mogą zapadać decyzje niebezpieczne z punktu widzenia zdrowia publicznego? Wielu ekspertów nie ma wątpliwości, że nie tylko mogą, ale zapadają. Teraz jednak potwierdzenie przychodzi z wewnątrz.


Minister zdrowia Adam Niedzielski. Fot. twitter.com/MZ_GOV_PL

  • Dyskusja na temat standardów kształcenia, a co za tym idzie również poziomu wymagań, dopiero się zaczyna
  • W Niemczech ze względu na przepaść pomiędzy galopującą inflacją a pozostającymi w tyle zyskami szpitale miesiąc w miesiąc odnotowują deficyt
  • Ministerstwo Zdrowia, mówiąc wprost, chce zablokować program „Karetka w każdej gminie” za wszelką cenę

Największy znak zapytania. Jakość kształcenia. Już niedługo będziemy mieć za dużo lekarzy w stosunku do potrzeb – miał powiedzieć w tym tygodniu na konferencji KRAUM w Lublinie prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski. Śmiała teza, ale czy do końca uzasadniona? Oczywiście, nadprodukcja na kierunkach lekarskich jest faktem, tylko czy z tej mąki na pewno będzie chleb? Czy nie będzie tak, że co najwyżej będziemy mieć kłopot ze zbyt dużą liczbą absolwentów kierunku lekarskiego, których miejsce w systemie ochrony zdrowia – i nie tylko – będzie trudne do określenia?

Jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi, w sytuacji w której minister edukacji i nauki mówi, że Polska potrzebuje od razu 60 tysięcy lekarzy, w sytuacji gdy już na wielu uczelniach, co do których potencjału kształcenia kandydatów na lekarzy można mieć wątpliwości, dyskusja na temat standardów kształcenia, a co za tym idzie również poziomu wymagań, dopiero się zaczyna – świadczą o tym zarówno sygnały płynące ze środowisk pacjentów (o stanowisku Rady Organizacji Pacjentów przy Ministrze Zdrowia informowaliśmy w piątek), jak i z Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych. Co prawda w państwie prawa nie zmienia się reguł w trakcie gry, ale co zrobić, gdy decydenci lubią grać bez żadnych reguł?

Nie ma wątpliwości, że Polska potrzebuje większej liczby lekarzy – i samorząd lekarski doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Przemawia za tym szereg argumentów: starzenie się społeczeństwa i jeszcze szybsze starzenie się kadr lekarskich to tylko najbardziej oczywisty powód. Drugim jest feminizacja zawodu lekarza – kobiety nie są w stanie (z oczywistych względów) pracować z taką intensywnością jak mężczyźni, co przełoży się (prędzej niż później) na większe zapotrzebowanie, jeśli chodzi o liczbę lekarzy (lekarek). Trzeci powód, kulturowo-ekonomiczny: młodsze pokolenia lekarzy, już poczynając od pokolenia X, a już na pewno pokolenia Y, nie będą – można to założyć z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością – pracować (in gremio) znacząco powyżej wieku emerytalnego. Te czynniki, które tylko częściowo mogą być łagodzone na przykład przez dzielenie kompetencji z innymi zawodami medycznymi czy też pewną automatyzację pracy (na przykład automatyczne określanie poziomu refundacji leków) są zbyt często pomijane w dyskusji o tym, jakiej liczby lekarzy potrzebuje Polska dziś i jakiej będzie potrzebować za dziesięć, dwadzieścia lat – niesłusznie. Lekarzy, a nie przyuczonych do wykonywania zawodu lekarza osób.

Największy brak zaskoczenia. Strajki w szpitalach. Niemcy, Holandia, Wielka Brytania – w ostatnim tygodniu w tych krajach wokół ochrony zdrowia zrobiło się wyjątkowo gorąco. Strajki pracowników – lub ich zapowiedzi – na tle płacowym, ale też warunków pracy (personel medyczny i niemedyczny podkreśla, że pandemia COVID-19 negatywnie odbiła się nie tylko na ich zdrowiu, prowadząc do wypalenia lub zagrożenia wypaleniem, ale też ilości kadr, bo wiele osób zrezygnowało z pracy) były jednym z głównych tematów medialnych doniesień. Ukazały się też raporty pokazujące powagę sytuacji. Na przykład w Niemczech – połowa szpitali, które przebadało Niemieckie Towarzystwo Szpitalne, spodziewa się, że będzie musiało zredukować liczbę dostępnych łóżek bądź na jakiś czas zamknąć całe oddziały. Z kolei 41 proc. klinik spodziewa się przesunięcia planowanych operacji, 35 proc. przewiduje redukcję personelu. Nie można także wykluczyć zamknięcia całych ośrodków. Spodziewa się tego 6 proc. klinik. 71 proc. niemieckich szpitali ocenia swoją sytuację ekonomiczną jako bardzo złą lub złą. Powody? Według 80 proc. składają się na nią wzrost kosztów, którego nie refinansują przychody z kas chorych czy też budżetu państwa oraz – niedobory wykwalifikowanego personelu.

Media cytują wypowiedź przewodniczącego zarządu Niemieckiego Towarzystwa Szpitalnego, który tłumaczył, że „ze względu na przepaść pomiędzy galopującą inflacją a pozostającymi w tyle zyskami szpitale miesiąc w miesiąc odnotowują deficyt w wysokości 740 mln euro. Gerald Gass ocenił, że do końca marca skumulowany deficyt wzrośnie do prawie 9 mld euro. – Aby zapobiec bankructwom i wynikającym z nich ograniczeniom w świadczeniu usług medycznych, szpitale powinny jak najszybciej uzyskać niezawodne zabezpieczenie ekonomiczne – mówił w Berlinie podczas konferencji szpitali.

Brzmi nieprawdopodobnie wręcz znajomo. I mogłoby stanowić ważki argument przeciw twierdzeniu, że Polska musi wręcz skokowo podnieść wydatki publiczne na zdrowie, bo skoro Niemcy wydają już ponad 10 proc. swojego potężnego PKB na ten cel, a problemy mają w zasadzie identyczne, to „po co przepłacać”? Są jednak i różnice.

W toczącej się właśnie u naszych zachodnich sąsiadów debacie budżetowej trwa właśnie przeciąganie liny między koalicjantami, a w rządzie – między ministrem finansów a ministrami poszczególnych resortów, którzy chcą powiększyć swoje możliwości podatkowe (na blisko 70 mld euro). – Spory o budżet to nic niezwykłego. Co roku szefowie konkretnych resortów żądają więcej środków, a ministerstwo finansów stara się trzymać pierwotnych założeń. Jednak tym razem różnice są na tyle duże, że trudno na ten moment wyobrazić sobie kompromis. Lindner celowo nie podał nawet nowego terminu prezentacji głównych założeń przyszłego budżetu, żeby utrzymać ministerstwa w niepewności – czytamy na portalu „DW”. Te dodatkowe pieniądze mają być przeznaczone na obronność, wydatki socjalne i edukację, ale minister finansów mówi, że i bez nich budżet ledwie się domyka, bo po pandemii kasy chorych potrzebują świeżych miliardów na zasypanie deficytów, a z powodu starzenia się niemieckiego społeczeństwa coraz większe koszty generują dopłaty do ubezpieczeń opiekuńczych.

Tu jest właśnie owo „znajdź różnicę”: gdy spojrzeć na dane dotyczące wydatków publicznych na zdrowie względem PKB na przestrzeni lat, Niemcy są bodaj jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym ta krzywa nieprzerwanie rośnie – bardzo powoli, ale nieprzerwanie – praktycznie od dwóch dekad. Tego wzrostu nie zatrzymał kryzys finansowy w pierwszej dekadzie XXI wieku, gdy większość krajów ostro ograniczała wydatki na cele społeczne. Niemcy nie mają ustawy X proc. PKB na zdrowie, po prostu finansują – czy też refinansują – z budżetu rosnące (przede wszystkim w związku ze starzeniem się społeczeństwa) koszty zapewnienia obywatelom właściwego dostępu do opieki zdrowotnej. Stąd ten wzrost. Na poziomie – przypomnijmy – dwukrotnie wyższym niż realne polskie wydatki (pomijając różnice w PKB).

Największe zaskoczenie. Karetka w każdej gminie. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przygotowało program „Karetka w każdej gminie”. Zakłada on, by przy każdej jednostce straży pożarnej stacjonowała karetka pogotowia. Nie tylko przygotowało, ale też ogłosiło – latem ubiegłego roku. Ogłosiło, i to nie „tak sobie”, bo minister Mariusz Kamiński prezentował założenia ustawy o ochronie ludności i o stanie klęski żywiołowej u boku ówczesnego wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, co wzmacniało przekaz, że sprawa jest ważna, priorytetowa wręcz. Już wówczas eksperci zajmujący się systemem ratownictwa medycznego, mówiąc bardzo elegancko, mieli poważne wątpliwości co do pomysłu „Karetka w każdej gminie”, ale z okolic rządu – w tym z okolic Ministerstwa Zdrowia – nie dochodziły żadne sygnały, że pomysł, pod którym podpisał się sam prezes Jarosław Kaczyński (nota bene, kilka dni później prezes PiS ustąpił ze stanowiska wicepremiera ds. bezpieczeństwa, było to więc jedno z ostatnich wystąpień w tym charakterze, można powiedzieć „pieczęć” urzędowania, może wręcz „spuścizna”?), jest funta kłaków wart.

Dochodzą teraz. Ministerstwo Zdrowia, mówiąc wprost, chce zablokować program za wszelką cenę. – Projekt ustawy ingeruje w system Państwowe Ratownictwo Medyczne (PRM), osłabiając możliwości zapewnienia obsady kadrowej jednostek systemu przez utworzenie systemu PRM-bis, na wzór obecnie istniejącego, jednak w strukturze krajowego systemu ratowniczego (KSR). Uruchomienie 2812 karetek w KSR, oprócz 1600 istniejących obecnie w PRM skutkować będzie, z całą pewnością, brakami w obsadzie ambulansów – to jedna z uwag zgłoszonych w trakcie konsultacji.

A dalej jest jeszcze bardziej interesująco: – Będzie dochodziło do przepływu kadry medycznej pomiędzy oboma systemami i eskalacji żądań płacowych. Spowoduje to osłabienie systemu PRM, który już obecnie boryka się z niedoborem personelu, a to z kolei stworzy zagrożenie dla bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli. Obecnie zespoły ratownictwa medycznego wyjeżdżają około 6 razy w ciągu doby. Jeżeli do systemu dołączymy 2812 karetek, to będą niespełna dwa wyjazdy na dobę. Utrzymywanie ambulansu wraz z obsadą przez 24 h dziennie przez 7 dni w tygodniu dla dwóch wyjazdów na dobę nie znajduje uzasadnienia. Jest to działanie niebezpieczne dla zdrowia publicznego.

20.03.2023
Zobacz także
  • Studium kryzysu (54)
  • Studium kryzysu (53)
  • Studium kryzysu (52)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta