“To, co dzieje się w Mediolanie, trochę przypomina bombę” - ocenił profesor Massimo Galli z tamtejszego szpitala Sacco. Dodał: „Wiele chorych osób było zamkniętych w domu. Mamy bardzo dużą liczbę zakażonych, którzy teraz zaczynają krążyć po mieście”.
Fot. pixabay.com
Ordynator oddziału chorób zakaźnych tak skomentował sytuację w stolicy Lombardii w wywiadach w piątek, gdy w mediach opublikowano zdjęcia z dzielnicy Navigli. Nad mediolańskimi kanałami, w dzielnicy restauracji i życia rozrywkowego, już w pierwszych dniach złagodzenia restrykcji pojawiły się tłumy. Wiele osób nie ma maseczek i nie przestrzega nakazu zachowania odległości.
Galli powiedział dziennikom „La Repubblica” i „La Stampa”, że potrzeba więcej kontroli. Przyznał, że zastanawia się, dlaczego nie stosuje się błyskawicznych testów na obecność koronawirusa, które byłyby przydatne.
“W mieście nowe diagnozy w sprawie zakażeń dotyczą obywateli, którzy doczekali się wreszcie przeprowadzenia testów. To osoby zakażone od jakiegoś czasu, które pozostawały bez zdiagnozowania”- wyjaśnił profesor Galli. “Martwi to - zaznaczył - że można było mieć test przeprowadzony znacznie wcześniej. Powinni go mieć ci, którym powiedziano, żeby siedzieli grzecznie w domu z objawami”.
Specjalista chorób zakaźnych ostrzegł, że Lombardii grozi ponowne zamknięcie w razie ostrego nawrotu epidemii. Jego zdaniem podobne ryzyko dotyczy też pewnych rejonów Piemontu i Emilii-Romanii.
“Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale przeżywamy wielki zbiorowy eksperyment. W światowej historii pandemii nie ma przypadku wyjścia z niej, gdy jeszcze trwa, tylko przy pomocy maseczek i dystansu społecznego” – zauważył prof. Galli. Z niepokojem odnotował, że rozpoczętą w poniedziałek fazę częściowego łagodzenia zakazów niektórzy zinterpretowali błędnie jako „wolność dla wszystkich”.
„To bardzo niebezpieczny sygnał” - zaznaczył dodając, że groźba nowych ognisk zakażeń nadal istnieje. „Wirus może krążyć nierozpoznany, a jedyną barierą są maseczki i dystans; nie wiadomo, jak długo będą potrzebne” - powiedział profesor Galli.
Do 155 wzrosła we Włoszech liczba zmarłych lekarzy zakażonych koronawirusem - ten najnowszy bilans podała w piątek Federacja Izb Lekarskich. W minionych godzinach w Lombardii zmarł 73-letni emerytowany lekarz, który powrócił do pracy w związku z epidemią.
Wśród zmarłych jest wielu lekarzy, którzy tak jak doktor Oscar Giudice wrócili do praktyki, by pomóc w szpitalach i przychodniach, gdzie brakuje rąk do pracy z powodu fali zakażeń wśród personelu medycznego.
Od początku kryzysu we Włoszech koronawirusem zaraziło się ok. 22 tys. lekarzy i pielęgniarek oraz pielęgniarzy. To około jednej dziesiątej wszystkich zakażonych.