×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

"Takich oparzeń jest blisko 80 procent"

Ewa Bąkowska

Do Wielkopolskiego Centrum Leczenia Oparzeń w Ostrowie Wlkp. trafiają dzieci z bardzo ciężkimi oparzeniami z uwagi na powierzchnię i głębokość ran. Przyjmowani są pacjenci od wieku noworodkowego do 18. roku życia. To jedna z trzech działających w Polsce, obok Krakowa i Szczecina, tego rodzaju placówka medyczna, która zajmuje się kompleksowym leczeniem oparzeń dzieci.


Dr n. med. Witold Miaśkiewicz. Fot. facebook.com/dzieciecychirurg

  • Najczęstszymi pacjentami są dzieci w wieku od 2 do 4 lat
  • Najcięższe są oparzenia od ognia w zamkniętych pomieszczeniach
  • Do szpitala trafiają także pacjenci z oparzeniami chemicznymi, które dotyczą wewnętrznych części ciała
  • W przypadku nastolatków często dochodzi do oparzeń elektrycznych
  • Specyfika leczenia intensywnego oraz następstw oparzeń dzieci jest odmienna od leczenia dorosłych

Ostrowskim centrum kieruje dr n. med. Witold Miaśkiewicz, który jest także ordynatorem oddziału chirurgii i traumatologii dziecięcej. Leczeniem oparzeń zajmuje się od 30 lat, tymi najcięższymi od lat 10.

Najczęstszymi pacjentami są dzieci w wieku od 2 do 4 lat. – Ich wiek najbardziej predysponuje do poznawania świata, ale – jak się okazuje – z tej złej strony – mówi dr Witold Miaśkiewicz. – Powodem może być niefrasobliwość rodziców lub brak wzmożonego nadzoru. To doprowadza do tego, że szklanka gorącego płynu pozostawiona na stole może spowodować oparzenia. Takich oparzeń jest blisko 80 procent.

Ale do Ostrowa Wielkopolskiego – jak przekazał – trafiają jeszcze mniejsze dzieci. Dwa lata temu w święta Bożego Narodzenia do centrum przywieziono dwutygodniowego chłopczyka i jego dwuletnią siostrę z Poznania. Do wypadku doszło w trakcie uzupełniania w biokominku paliwa, które gwałtownie się zapaliło i doprowadziło do wybuchu. W zdarzeniu ucierpiała też 29-letnia matka dzieci. Najbardziej poszkodowany był noworodek, który doznał poparzenia 25 proc. ciała i dróg oddechowych.

Dzisiaj ostrowscy lekarze zajmują się dwuletnią dziewczynką, która doznała 30-procentowego poparzenia ciała. Do tragicznego zdarzenia doszło w minioną niedzielę, podczas rodzinnego przyjęcia z okazji chrzcin, w lokalu gastronomicznych w Turku. Na dziecko wylał się wrzątek z uszkodzonego bojlera.

Najcięższe są oparzenia od ognia w zamkniętych pomieszczeniach. Choć minęło wiele lat ordynator do dzisiaj pamięta 13-letniego Janka, poparzonego w wyniku pożaru kamienicy w Lęborku. Mieszkanie podpalił chłopak siostry nastolatka. Rodzeństwo nie przeżyło, oboje zmarli w szpitalach. Ogień oszczędził najmłodszego z rodzeństwa – czteroletniego chłopca – dzięki Jankowi, który osłaniał brata własnym ciałem.

– To dziecko będę pamiętał – zaznaczył lekarz. – Chłopiec doznał poparzenia 90 procent ciała. Prawie go zagoiliśmy. Były nawet dobre chwile po wybudzeniu z wielotygodniowej śpiączki. Mimo bardzo nasilonych działań resuscytacyjnych, reanimacyjnych, chłopca nie udało się uratować. Zmarł z powodu zapalenia płuc. Jego organizm nie był w stanie już walczyć – relacjonował i dodał: – Każda taka sytuacja jest dla nas ciężka, bardzo trudna. Ten smutny obraz utkwił w mojej pamięci i jest ze mną do dzisiaj.

Do szpitala trafiają także pacjenci z oparzeniami chemicznymi, które dotyczą wewnętrznych części ciała. Dochodzi do nich po wypiciu substancji żrących wykorzystywanych w gospodarstwie domowym. Przykładem jest Kret. – To jest bardzo niebezpieczny środek, który pozostawiony bez kontroli może doprowadzić do śmierci dziecka. Dziecko po jego wypiciu ma poparzony przełyk i przewód pokarmowy. Powstałe uszkodzenia wymagają później – jeżeli dziecko przeżyje – operacji rekonstrukcyjnych. To jest problem przez całe życie – wyjaśnił.

W przypadku nastolatków często dochodzi do oparzeń elektrycznych. Jak przekazał ordynator, takich zdarzeń w ciągu roku jest wiele, a powstają w wyniku niefrasobliwości i głupoty młodych ludzi. Nastolatkowie – w ramach chęci zaimponowania zręcznością – wchodzą na słupy wysokiego napięcia, przez co dochodzi do oparzenia elektrycznego.

W ubiegłym roku do szpitala trafił 13-letni chłopiec z województwa lubelskiego, który został porażony prądem po wejściu na słup linii energetycznej. Na podobny pomysł wpadła 16-letnia dziewczyna z Wieruszowa. Weszła na słup trakcji elektrycznej i spadła z wysokości na ziemię po tym, jak poraził ją prąd. Dziewczyna i towarzyszące jej dwie koleżanki były pod wpływem alkoholu. Z kolei 19-latek z województwa lubelskiego wszedł na słup, bo chciał zaimponować dziewczynie.

– Prąd parzy od środka, w miejscu, gdzie jest największy opór kości. Oparzeniom elektrycznym często towarzyszą uszkodzenia nerek, ukrwienia kończyn i rozpad mięśni, co może skończyć się amputacją – powiedział lekarz.

Ordynator wyjaśnił, że specyfika leczenia intensywnego oraz następstw oparzeń dzieci jest odmienna od leczenia dorosłych. – Zasadnicza różnica jest taka, że dziecko ma kilkukrotnie cieńszą skórę od osoby dorosłej. Oparzenia u dzieci doprowadzają do tego, że naczynia przestają prowadzić krew do powierzchniowych naczyń skóry i po kilku dniach pojawia się martwica, na co nie mamy żadnego wpływu – powiedział.

Leczenie trwa etapami przez wiele lat. Blizny trzeba wycinać, zastępować innymi tkankami, robić przeszczepienia, żeby pacjent mógł funkcjonować. – Problem polega na tym, że blizna nie rośnie tak, jak zdrowe elementy ciała. Ona uszkadza mobilność w zakresie stawów – wyjaśnił.

Zdarzają się oparzenia tak rozległe, że pacjent nie ma własnej skóry, którą można byłoby wykorzystać do przeszczepienia. – W takich przypadkach musimy wyhodować komórki, zdarzają się przeszczepienia rodzinne albo substytuty skóry, które zastępują uszkodzoną – tłumaczył. W przypadku ekstremalnych oparzeń walka dotyczy życia pacjenta. – Opanowanie wstrząsu, zamknięcie ran oparzeniowych – to są kamienie milowe w leczeniu – powiedział lekarz.

Zdaniem ordynatora, nigdy nie będzie takiej sytuacji, że poparzony pacjent wróci do wyglądu sprzed urazu. Bardzo ważną rolę odgrywa psycholog lub psychotraumatolog, który podczas pobytu chorego w szpitalu służy pomocą nie tylko poparzonym, ale także ich rodzicom. Opiekunowie dzieci obwiniają się o zdarzenie, do którego doszło. Z kolei nastolatkowie przeżywają traumę spowodowaną utratą urody i sprawności. Pacjenci po oparzeniach chcą izolować się przed innymi, przestają się akceptować, czują, że są bezradni i tracą kontrolę nad swoim życiem.

Stres dopada także lekarzy. Do pracy w tej dziedzinie medycyny trzeba mieć predyspozycje. – Nie ma co ukrywać, nie każdy lekarz nadaje się do leczenia oparzonych dzieci. Selekcja następuje w sposób naturalny. Byli koledzy w pracy i już ich nie ma – powiedział. Przyznał, że zawsze przychodzi jakaś refleksja i każdy z lekarzy stara się odreagować nawarstwiający się stres związany z trudnymi emocjami. – Czy to będzie rozmowa z psychologiem, czy aktywność fizyczna. Ja uprawiam sport, to jest dla mnie odskocznia od tego, co robię, to jest moje oczyszczenie – powiedział dr Miaśkiewicz.

W przypadku oparzenia – jak przypomniał – pierwszą i podstawową rzeczą jest zdjęcie ubrania, żeby czynnik termiczny miał jak najkrótszy kontakt ze skórą. Trzeba podać środki przeciwbólowe w postaci czopków i wezwać fachową pomoc. – Nie wkładać dziecka do wanny z zimną wodą, bo można doprowadzić do jego wyziębienia – poradził.

Wielkopolskie Centrum Leczenia Oparzeń oddano do użytku w 2018 roku. Koszt inwestycji wyniósł blisko 7 mln zł. Dofinansowanie ze środków unijnych wynosiło 6,5 mln; pozostałe pieniądze pochodziły z budżetu powiatu ostrowskiego. Zdaniem ordynatora, dzięki jego powstaniu pacjent poddawany jest wszystkim niezbędnym badaniom i leczeniu w jednym miejscu.

– Teraz obserwujemy w medycynie tzw. centralizację – podkreślił dr Witold Miaśkiewicz. – To, co robi rząd, na przykład w ramach strategii leczenia onkologicznego, czyli skupienia pacjentów z pewnymi skomplikowanymi schorzeniami w jednym miejscu, gdzie będzie można leczyć ich kompleksowo, jest trafnym pomysłem i bardzo podobnym do działania naszego centrum.

04.04.2023
Zobacz także
  • Oparzenia
  • Oparzenie – jak udzielić pierwszej pomocy dziecku?
  • Domowa apteczka
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta