Jak dowiedziało się Radio TOK FM, w najbliższy poniedziałek akcja protestacyjna odbędzie się w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Część psychologów nie będzie prowadziła terapii, zajęć grupowych ani żadnych dodatkowych konsultacji.
Instytut Psychiatrii i Neurologii. Fot. Jacek Lodowski [CC BY-SA 3.0], via Wikimedia Commons
- Zdecydowaliśmy się na zaplanowanie takiej wspólnej akcji psychologów - mówi Katarzyna Krasuska-Turzyniecka. - Tego dnia każdy będzie mógł wybrać, czy decyduje się na oddanie krwi, czy weźmie urlop na żądanie - dodaje.
- W Instytuckie pracuje około 100 psychologów, nasza nieobecność w pracy będzie oznaczała, że na większości oddziałów nie będzie żadnego psychologa, natomiast w oddziałach terapeutycznych, gdzie pacjenci nie mogą zostać zupełnie bez pomocy, będą bardzo zminimalizowane zajęcia - mówi Ludwika Gawryś, szefowa Związku Zawodowego Psychologów w IPiN.
W apelu psychologów Instytutu czytamy m.in.: "Nasza sytuacja w służbie zdrowia jest naprawdę drastyczna. Nie zostaliśmy wymienieni jako grupa zawodowa w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach, co rodzi wiele komplikacji, bo dyrektorzy placówek nie zawsze wiedzą, do której grupy nas zaliczyć. Mimo naprawdę głodowych pensji - średnio 2 tys. netto - sami musimy w pełni opłacać bardzo kosztowne kształcenie podyplomowe. Są to koszty rzędu tysiąca zł miesięcznie. Dołączyliśmy do protestu, bo jesteśmy nieodzowną częścią zespołu leczącego: stawiamy diagnozy, od których zależy wybór metody leczenia, prowadzimy terapię osób uzależnionych, współuzależnionych, z zaburzeniami osobowości, z lękami, depresją, chorobami somatycznymi oraz ich rodzinami. Pracujemy z chorymi dziećmi, małżeństwami i całymi rodzinami. Pracujemy z ludźmi, którzy są w granicznych sytuacjach życiowych, w warunkach znacznie przekraczających nasze możliwości fizyczne i psychiczne".
Psychologowie Instytutu w swoim apelu piszą: "Podobnie jak lekarze jesteśmy przepracowani, aby móc godnie żyć, musimy pracować w kilku miejscach. Nie tracimy jednak nadziei, wierzymy, że ponoszone przez nas koszty nauki i determinacja, by świadczyć usługi na najwyższym poziomie, w końcu zostaną zauważone przez rząd i nasz zawód doczeka się swojej ustawy. Dlatego dołączyliśmy do protestu".