Regularne picie piwa zwykle nie kojarzy się z uzależnieniem. Tymczasem może być ono – tak jak spożywanie każdego innego alkoholu – drogą do nałogu. Piwo jest też napojem inicjacji alkoholowej, która w Polsce następuje w wieku 12-13 lat. Gdzie tak naprawdę kończy się niewinny nawyk, a zaczyna nałóg?
Fot. Pixabay
- Uzależnienie zaczyna się wtedy, kiedy człowiek przestaje kontrolować swoje relacje z alkoholem
- W społeczeństwie pokutuje zgubne przekonanie, że piwo nie jest alkoholem
- Piwo jest co najmniej tak samo niebezpiecznym napojem alkoholowym jak każdy inny, jeśli jest spożywany w nieodpowiedzialny sposób
- Spożycie piwa w Polsce liczone na mieszkańca od 2006 r. przekracza 90 litrów
- Problemem jest brak ceny minimalnej na alkohol, a na tym żerują organizatorzy różnych skandalicznych promocji
Eksperci twierdzą, że nie ma żadnej bezpiecznej dawki alkoholu. Popijane lżejszych alkoholi do kolacji lub dla rozluźnienia po ciężkim dniu pracy, albo tylko „dla smaku” stanowi pułapkę. Może przerodzić się w poważny nałóg.
– Codzienne picie piwa to nie jest niewinny nawyk. To nie jest lekki i mniej niebezpieczny niż wódka alkohol. Trzeba wiedzieć, że jedno piwo o pojemności ok. 0,5 litra zawiera 25-30 ml czystego alkoholu. Tak więc regularne spożycie piwa może prowadzić – tak jak każdego alkoholu – do uzależnienia – ostrzegają lekarze i eksperci Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
Dr Bohdan Woronowicz, psychiatra, specjalista i superwizor psychoterapii uzależnień wyjaśnia, że uzależnienie zaczyna się wtedy, kiedy „człowiek przestaje kontrolować swoje relacje z alkoholem”. – Dzieje się to wtedy, kiedy zwiększa się częstotliwość picia, rośnie ilość spożywanego alkoholu i zaczyna się pić bez względu na sytuację. To wtedy rodzi się problem alkoholowy, a podstawowym tego objawem jest to, że zostaje uszkodzona kontrola nad piciem, czyli nad relacją z alkoholem – uściśla lekarz.
Czy picie jednej butelki codziennie to nałóg? – To raczej picie szkodliwe, ale często uzależnienie zaczyna się właśnie od tego – tłumaczy dr Woronowicz. – Wielu moich pacjentów zaczynało od piwa. Najpierw było to picie raz na jakiś czas. Potem codziennie jedną, a po jakimś czasie więcej butelek. Później dochodziły też inne, mocniejsze alkohole i stopniowo rozwijało się uzależnienie.
Dr hab. Anna Klimkiewicz, lekarz psychiatra z Katedry i Kliniki Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, we wstępie do raportu „Polska zalana piwem” ostrzega, że w naszym społeczeństwie pokutuje zgubne przekonanie, że piwo nie jest alkoholem, a ci, którzy po nie sięgają, nie postrzegają tego jako picia alkoholu.
– Praktyka kliniczna wskazuje, że wiele osób, bez wątpienia uzależnionych już od alkoholu, tkwi w przekonaniu, że dopóki nie sięgają po wyroby spirytusowe, wszystko pozostaje pod kontrolą. Fakty są jednak zupełnie inne. Piwo jest co najmniej tak samo niebezpiecznym napojem alkoholowym jak każdy inny, jeśli jest spożywany w nieodpowiedzialny sposób – zauważa dr Anna Klimkiewicz. Podkreśla, że i ono prowadzi, i to nawet częściej, do uszkodzenia wątroby, cukrzycy czy otyłości.
– Alkohol jest bardzo kaloryczny, a piwo to także cukry proste – zaznacza lek. Małgorzata Stokowska-Wojda, ekspertka Federacji Porozumienie Zielonogórskie, na co dzień lekarka POZ w Łaszczowie. – Piwo ma wysoki indeks glikemiczny i jest szczególnie niebezpieczne dla pacjentów chorujących na cukrzycę. Spożycie piwa powoduje gwałtowny wzrost stężenia glukozy we krwi, a potem równie gwałtowny spadek. A więc istnieje ryzyko hiper- i hipoglikemii. Piwa diabetycy powinni unikać, podobnie zresztą jak każdego innego alkoholu.
Przyjmuje się, że 50 ml czystej wódki dostarcza ok. 115 kcal, a kufel (500 ml) piwa ok. 210 kcal, bezalkoholowego już tylko 90 kcal.
Indeks glikemiczny (IG) piwa, czyli klasyfikujący produkty pod względem ich wpływu na poposiłkowe stężenie glukozy we krwi, wynosi 110. Oznacza to, że jest to produkt o wysokim IG (IG>70). IG piwa przewyższa IG glukozy, który jest odniesieniem dla wszystkich produktów i wynosi 100.
Butelkę piwa wsadza się do ręki młodych, aktywnych Polaków, którzy w ten sposób spędzają często wolny czas. Kojarzy się z wypadem za miasto, ogniskiem, weekendem. Takie skojarzenie jest bardzo niebezpieczne.
– Utożsamianie piwa z aktywnością sportową i spędzaniem wolnego czasu generuje pokolenie rozpitych Polek i Polaków, którzy nie wyobrażają sobie meczu sportowego czy spotkania podczas majówki, grilla, przy ognisku czy na ławce w parku bez tego trunku – podsumowują wyniki swojego raportu „Polska zalana piwem” eksperci Instytutu Jagiellońskiego.
Spożycie piwa w Polsce liczone na mieszkańca od 2006 roku przekracza 90 litrów. Najwięcej tego trunku wypito w 2018 roku (100,5 litra na głowę). Od tego momentu konsumpcja sukcesywnie spada. W 2021 roku spożycie na mieszkańca wyniosła 92,7 l na głowę, podczas gdy rok wcześniej było to 93,6 l (dane za KCPU).
Jak podkreślają eksperci FPZ, nadmierne spożycie piwa zaburza metabolizm tłuszczów, zwiększa wydzielanie soków żołądkowych, przyczynia się do powstania „mięśnia piwnego”, czyli gromadzenia tkanki tłuszczowej w okolicy brzucha.
– Ten rodzaj otyłości jest szczególnie niebezpieczny – zwiększa ryzyko nadciśnienia, chorób serca i oczywiście cukrzycy typu 2. Poza tym wyciąg z chmielu ma wysoki potencjał uzależniający, działa nasennie, pogarsza percepcję – wylicza lek. Wojciech Pacholicki, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
Dr Woronowicz zwraca uwagę też na pewien problem. Światowe badania mówią, że im większa jest dostępność alkoholu, tym więcej się spożywa i jest więcej problemów z nim związanych.
– W Polsce bardzo groźne jest to, że alkohol jest zbyt łatwo dostępny i w porównaniu z innymi europejskimi krajami (poza Węgrami, Rumunią i Bułgarią) najtańszy, a do tego z roku na rok możemy kupować za swoją pensję coraz więcej alkoholu – mówi dr Woronowicz. – Można kupić go w każdym sklepie spożywczym, a do tego w małych buteleczkach. To nic innego jak ułatwianie spożycia. Tzw. małpkę kupuje najczęściej osoba, u której zaczyna się lub już się zaczął problem alkoholowy. Chowa w kieszeni marynarki albo w damskiej torebce, by wypić ją w pracy, po cichu w windzie albo nawet w toalecie. W Polsce alkohol dostępny też jest na stacjach paliw i w godzinach nocnych – podkreśla ekspert. – Nie ma też niestety ceny minimalnej na alkohol, a na tym żerują organizatorzy różnych skandalicznych promocji.
Krajowe Centrum Przeciwdziałaniom Uzależnieniom tłumaczy, że alkohol oddziałuje na większość komórek, tkanek i narządów i są to głównie działania niekorzystne. – Napoje alkoholowe są najczęściej spożywane w celu zmiany stanu ośrodkowego układu nerwowego. Choć alkohol zawsze działa hamująco na mózg, w pierwszej fazie działania może dochodzić do pożądanych efektów związanych z silniejszym działaniem na bardziej wrażliwe struktury mózgu i odhamowaniem funkcji części bardziej odpornych. Efektem tego bywa doznawanie euforii (błogostanu) związanej z uwalnianiem z neuronów substancji o działaniu podobnym do morfiny (endorfin), podwyższenie nastroju, wielomówność, skracanie dystansu, łatwość nawiązywania kontaktów i skłonność do zwierzeń, podniecenie, upośledzenie kontroli nad zachowaniami instynktownymi, czasem agresja – wyliczają eksperci KCPU.
Większe dawki alkoholu powodują depresję i tych początkowo bardziej odpornych struktur mózgu, co skutkuje sennością, czasami zaburzeniami świadomości, a nawet śpiączką i zgonem. Pogarsza się koordynacja ruchów i zmniejsza się krytycyzm w stosunku do swoich zachowań. Przewlekłe spożywanie napojów alkoholowych prowadzi do zmian adaptacyjnych mózgu i poważnych komplikacji zdrowotnych także ze strony innych narządów – dodają.