Kiedyś pacjenci czytali opracowania lekarzy, by dowiedzieć się, jak eksperymentować z narkotykami. Teraz to my, lekarze, czytamy fora narkomanów. Ludzie zamieszczają tam dokładne instrukcje - co i jak wziąć, by efekt był taki i taki. To porażające, ale właśnie internet jest dziś dla nas najlepszym źródłem informacji - mówi Dorota Klimaszyk, toksykolog z miejskiego szpitala im. F. Raszei w Poznaniu.
Jak szacuje, około połowa pacjentów jej oddziału to ofiary zatrucia dopalaczami. - W zasadzie ostatnio nie ma dnia, żebyśmy kogoś takiego nie przyjęli - przyznaje Klimaszyk. - To, co nas dziś najbardziej przeraża, to fakt pojawiania się wciąż nowych substancji na rynku narkotykowym, coraz nowych mieszkanek - podkreśla.
- Niektóre substancje teoretycznie mają niski potencjał uzależnieniowy, ale - jak wynika z naszych doświadczeń - nadużywane prowadzą w końcu do uzależnień. Zatrucia dopalaczami możemy dziś leczyć wyłącznie objawowo. Nie ma na to antidotum. Jeśli pacjent trafia do nas z bardzo wysokim ciśnieniem, próbujemy je obniżyć. Jeśli jest silnie pobudzony - podajemy mu leki uspokajające. Pilnujemy, żeby nie zachłysnął się własnymi wymiocinami. Uzupełniamy gospodarkę wodno-elektrolitową. Bo ludzie odurzeni przez kilka dni nie jedzą, nie piją i odwadniają się. Tyle możemy zrobić na toksykologii - wyjaśnia lekarka.
- Ale to zwykle nie koniec leczenia. Po wyjściu z toksykologii chory wymaga zwykle jeszcze długiego leczenia psychiatrycznego. Dopalacze powodują silne zaburzenia psychiczne. Prowadzą do nieodwracalnych zmian w ośrodkowym układzie nerwowym - zaznacza.