×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Pod powierzchnią złości

Katarzyna Sajboth-Data

Pamiętam, jak moja córka długo zasypiała wieczorami, jej usypianie trwało często dwie godziny. Pytała mnie, czy jestem na nią zła, a ja jak mantrę powtarzałam, że nie jestem zła na nią, jestem zła, bo sama potrzebuję odpoczynku. Po jakimś czasie zaczęła mówić, że widzi, że jestem zła, bo pewnie chciałabym już spać. Ani ona nie musiała się czuć winna, że nie mogła zasnąć, ani ja nie musiałam się czuć winna, że czuję złość, bo nie była ona o mojej córce, tylko o moich potrzebach w danym momencie – mówi Ewa Tyralik Kulpa, autorka książki „Uwaga! Złość”.


Ewa Tyralik Kulpa. Fot. arch. wł.

Katarzyna Sajboth-Data: Jakie zachowania, których nie kojarzymy bezpośrednio ze złością, właśnie ją wyrażają?

Ewa Tyralik-Kulpa: Czasem myślimy, że zachowania wynikające ze złości to wyłącznie krzyk lub agresja werbalna albo fizyczna, ale to nieprawda. Zaniechanie kontaktu, zostawienie kogoś bez możliwości wyjaśnienia, także reprezentują czyjąś złość. Kiedy w związku pojawiają się tzw. ciche dni, wiemy, że przecież chodzi o złość – ktoś się do nas nie odzywa, bo się zezłościł, choć on może żyć w przekonaniu, że się nie złości.

Gdy dorosła osoba przestaje odzywać się do dziecka, zwłaszcza małego, to przejawia bierną agresję, która często bywa dla niego gorsza od krzyku, bo komunikat opiekuna jest niespójny. Pozornie wszystko jest w porządku, nie padły przykre słowa, nikt nie podniósł głosu, nie powiedział, że stało się coś złego, ale odrzucił, z niezrozumiałych przyczyn przestał do siebie dopuszczać – gdy jest się małym dzieckiem, nie rozumie się, co się dzieje i traci poczucie bezpieczeństwa.

Innym rodzajem wyrażania złości są sarkastyczne uwagi, żartowanie z kogoś, umniejszanie jego wartości czy umiejętności. Czasem ktoś tak postępujący autentycznie wierzy w to, że on się nie złości, a w rzeczywistości używa jedynie innych środków wyrazu.

Skoro w złości możemy w tak różnorodny sposób zranić bliskie osoby, może najlepiej byłoby się jej pozbyć. Da się?

Myślę, że kiedy mówimy o pozbywaniu się złości, przychodzą nam do głowy zachowania, których nie lubimy – ani w sobie, ani w innych, np. krzyczenie, szarpanie albo nieodzywanie się do kogoś. Wspominamy takie doświadczenia jako nieprzyjemne i bolesne zarówno w sytuacji, gdy ktoś zachowa się tak wobec nas, jak i w takiej, w której sami odczuwaliśmy wstyd czy poczucie winy po tym, gdy np. nakrzyczeliśmy na dziecko czy partnera. Stąd zapewne złość ma tak złą prasę i staramy się jej unikać.

Natomiast złość, podobnie jak inne emocje, jest fizjologiczną reakcją naszego organizmu i psychiki. Gdybyśmy jej nie mieli, nie wiedzielibyśmy, że coś narusza nasz dobrostan i nasze granice, a to mogłoby być bardzo problematycznego dla naszego funkcjonowania.

Gdy pojawia się złość, daje nam znak, że potrzebujemy zmienić coś w danej sytuacji. Dlatego popatrzyłabym na złość przychylniejszym okiem, jako na neutralną informację.

Informację o tym, że jesteśmy wściekli?

O tym, dlaczego jesteśmy wściekli. Złość pojawia się jako odpowiedź na sfrustrowaną potrzebę lub wiele potrzeb na przestrzeni dłuższego czasu.

Czasem trudno nam rozpoznać, że to, co czujemy, to złość. Ponadto ta emocja się stopniuje, więc najpierw możemy poczuć rodzaj frustracji, niewygody, ale często pozostajemy w biegu i nie reagujemy na te sygnały. A szkoda – nasza codzienność znacznie by się zmieniła, gdybyśmy się wówczas zatrzymywali, by zaobserwować, co się z nami dzieje.

Wyobraźmy sobie sytuację, gdy podajemy dziecku obiad, a ono nie chce go jeść. Załóżmy, że poczuliśmy złość. Zastanówmy się, jaka nasza potrzeba za nią stoi, czyli nie koncentrujmy się na czynnikach zewnętrznych, nie obwiniajmy dziecka, tylko skierujmy ciekawość wewnątrz, ku sobie. Moja złość nie opowiada o moim dziecku, tylko o moich potrzebach.

Może jestem zła, bo zależy mi, żeby moje dziecko było zdrowe i staram się na to wpłynąć także poprzez odpowiednie posiłki albo chciałabym móc odpocząć i mieć chwilę dla siebie, bo długo gotowałam i nie chcę już zajmować się tym drugi raz. Moja złość może wynikać też z potrzeby bycia docenioną.

Jeśli dowiem się, o czym informuje mnie moja złość, będę mogła o się o to zatroszczyć. Albo po prostu wyrazić ją w nie raniący sposób, np. – Jestem zirytowana, bo ważne jest dla mnie zjedzenie zdrowego obiadu. Co ty na to, żebyś spróbował dwie łyżki i opowiedział co ci w nim smakuje, a co nie?

W swojej książce „Uwaga! Złość” piszesz o tym, że warto też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy złość, którą właśnie przeżywam, odnosi się tylko do danej sytuacji. W czym nam pomoże ta informacja?

Warto się zastanowić, czy niezaspokojona potrzeba, która stoi za moją złością, odnosi się tylko do danej sytuacji, np. czy złości mnie, że moje dziecko mnie nie posłuchało, czy może często w obecnych i przeszłych relacjach doskwiera mi poczucie, że jestem niewysłuchiwana.

Często na warsztatach, które prowadzę, wiele osób z zaskoczeniem odkrywa, że faktycznie przez większość ich życia wierzyło, że ich zdanie nie było brane pod uwagę, czuli się nieważni, a zatem odczuwają ogromny głód zaspokojenia tej potrzeby, bycia usłyszanym, uszanowanym, zatroszczonym. Wówczas w podobnych momentach nasza złość upomina się o zrealizowanie tych pragnień w zwielokrotnionym natężeniu.

„Jeżeli krzyczymy, grozimy, ośmieszamy, szarpiemy i bijemy, to wartość, dla której zdarza się nam to robić, z pewnością jest dla nas bardzo istotna. Skoro pojawia się tak ogromna frustracja, że aż musimy potrząsnąć kimś innym (w tym przypadku naszym dzieckiem) i przez moment nie ma dla nas znaczenia, że wyrządzamy mu krzywdę, pod spodem musi się kryć COŚ WAŻNEGO…”1. Wielu rodziców doświadczyło sytuacji, kiedy prosiło o coś swoje dziecko wiele razy, spokojnie, na różne sposoby tłumacząc, zachęcając, motywując. Nie usłyszani, zaczynali krzyczeć. Jak się nauczyć nie doprowadzać do tego momentu i takich reakcji?

Znam wielu rodziców, którzy wyjaśniają dziecku, jak ważne jest dla nich to, o co proszą, służą dziecku wsparciem i wykazują cierpliwość, a kiedy kolejny raz nie zostają usłyszani, krzyczą, by ich prośba została zrealizowana. Najsmutniejsze wydaje się to, że w wielu takich sytuacjach ta strategia faktycznie skutkuje.

Sama w moim rodzicielstwie pamiętam takie momenty, kiedy z niezadowoleniem myślałam o tym, że muszę krzyknąć, żeby być usłyszaną. Wydaje mi się, że ten moment, kiedy jestem na granicy krzyku, to zbyt późno, żeby się zreflektować, bo zazwyczaj wtedy czujemy silną złość, którą ciężko zatrzymać.

Czasami pozwalam sobie krzyknąć. Komunikacja jest procesem i jeżeli rodzic czasem krzyknie, to naprawdę nie zrobi dziecku krzywdy, zwłaszcza jeśli później porozmawia z nim o tym. Kiedy dorosły wyjaśni, że krzyknął, bo był niesłyszany pomimo kilku spokojnych próśb i czuł wściekłość, warto wspólnie się zastanowić, co zrobić, żeby takie sytuacje nie musiały się tak kończyć, bo są przykre dla obydwu stron.

Moje dzieci umówiły się ze mną, żebym dała im znać, że zbliża się ten moment, w którym zacznę krzyczeć. Obecnie, gdy proszę o coś kilka razy, w pewnej chwili dodaję, że jestem na granicy złości i to jest ostatni moment, w którym możemy spokojnie się porozumieć. Czasem wykonają to, o co proszę, innym razem zaczynają negocjować, ale reagują, czyli wchodzimy w kontakt. Kiedy tak się dzieje, wiem, że jestem słyszana. Jednak nie chciałabym, żebyśmy zakładali sobie kagańce uznając, że krzyk nigdy nie może się zdarzyć. Zauważmy, że kiedy się zdarzy i porozmawiamy o nim z dzieckiem, przeprosimy i wyjaśnimy, to także je uczymy, jak postępować, w takich momentach.

Zwrócę też uwagę na sytuację, która nie jest zdrowa ani dla naszego dziecka, ani dla nas. Kiedy dyskomfort i irytacja zbiera się w wielu płaszczyznach naszego życia, ale pozostają niewypowiedziane, np. nie przeciwstawimy się szefostwu w pracy, nie zareagujemy w kontaktach społecznych, nie wypowiemy sprzeciwu w relacjach z partnerem i dziecko staje się jedyną osobą, na którą pozwalamy sobie krzyczeć – zbiera ono całą naszą skumulowaną i spotęgowaną złość. To nie jest w porządku. W takich okolicznościach rodzic powinien zwrócić się o pomoc i zadbać o siebie, by móc w zdrowy sposób zadbać o dziecko.

Społeczne przekonania na temat złości nie pomagają nam w jej wyrażaniu. Jedno z nich sprowadza się do tego, że dzieci wyrażają swoje uczucia spontanicznie i niekontrolowanie, a dojrzałość polega na ich opanowaniu. Chciałabym je zweryfikować, a może podważyć?

Mam wrażenie, że ono wynika między innymi z naszej wygody, bo jeśli w nie wierzymy, możemy powiedzieć: „Jesteś dorosła, więc kontroluj swoje emocje” i niejako zakończyć trudną sytuację. Jednak to nie emocje da się kontrolować, tylko zachowania, bo przecież reakcji fizjologicznych nie skontroluję – nie mam wpływu na to, czy moje ciśnienie się podniesie, czy w oczach pojawią łzy, to nie zależy od mojej woli. To, co mogę zrobić, to nauczyć się zarządzać swoim zachowaniem w obliczu silnych emocji, które się pojawiają.

Mówienie komuś: „Nie złość się” też uważam za niekorzystne społecznie, bo kumulowana złość przeradza się z czasem w agresję. Wówczas pokłady niewyrażonej złości znajdują ujście w przypadkowych sytuacjach, co z łatwością możemy obserwować np. na drogach wśród kierowców.

Poprzez takie mity na temat złości (np. nie wolno się złościć, złość jest zła, tylko niedojrzali ludzie się złoszczą, złość świadczy o egoizmie) uczymy się odcinać od tej potrzebnej nam emocji, robiąc największą krzywdę sobie. Wpływa to na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne, bo raz uruchomiona energia, reakcja hormonalna, emocjonalna nie zaniknie – ona się odłoży. Może powrócić np. pod postacią migreny niewiadomego pochodzenia. Pracując z różnymi osobami nad umiejętnościami rozpoznawania i wyrażania złości, często słyszałam od nich o ustępowaniu ich migren.

Warto mieć świadomość, że niewyrażona złość potrafi się objawiać w zaskakujący sposób, którego ze złością byśmy nie powiązali, tak jak wspomniana migrena, bezsenność czy stany depresyjne, bo także często u podłoża naszego smutku leży niewyrażona złość. Dlatego tym bardziej zachęcam do kontaktowania się ze swoją złością, poczucia jej i nauczenia się jej wyrażania w sposób, który nie krzywdzi ani innych, ani nas samych.

Pamiętam, jak moja młodsza córka długo zasypiała wieczorami, jej usypianie trwało często dwie godziny. Pytała mnie, czy jestem na nią zła, a ja jak mantrę powtarzałam, że nie jestem zła na nią, jestem zła, bo sama potrzebuję odpoczynku. Po jakimś czasie codziennego długiego usypiania moja córka mówiła mi, że widzi, że jestem zła, bo pewnie chciałabym już spać. Ani ona nie musiała się czuć winna, że nie mogła zasnąć (też jej było z tym ciężko), ani ja nie musiałam się czuć winna, że czuję złość, bo nie była ona o mojej córce, tylko o moich potrzebach w danym momencie.

Bardzo bym chciała społecznego odczarowania złości i przyjęcia jej jako uczucie, jak każde inne, w końcu nikt nie jest na nas zły, że jesteśmy głodni.

Od czego zacząć naukę rozpoznawania własnych potrzeb stojących za złością? Czasem to wydaje się bardzo trudne.

To jest trudne, zwłaszcza gdy ktoś dotąd nie rozpoznawał swoich emocji, nie dociekał, co za nimi stoi, a nikt wokół o to nie pytał. Często bywa tak, że otoczenie udziela rad, ale nie pyta, o co chodzi, co kryje się za czyimiś przeżyciami.

Przede wszystkim łatwiej się czegoś uczyć, gdy nie jesteśmy zdenerwowani, więc najpierw poszukajmy w sobie potrzeb kryjących się nie pod złością tylko potrzeb w ogóle.

Metoda psychologa dr. Marshalla Rosenberga „Porozumienia bez przemocy” zakłada, że istnieją pewne ogólnoludzkie potrzeby, niezależne od wieku, płci i innych czynników. Oczywiście nie wszystkie one są aktywne nieustannie i jednocześnie, ale istnieją jako uniwersalne potrzeby. Są wśród nich m.in. potrzeba pożywienia, schronienia, miłości, wzajemności, twórczości, indywidualności, piękna, zabawy i wiele innych równorzędnych potrzeb.

W tym momencie, podczas rozmowy z Tobą, nie czuję głodu, ale chętnie bym się czegoś napiła (choć nie byłam tego świadoma), nie czuję zmęczenia, mam poczucie spełnienia potrzeb stadnych, ale widzę jakiś głód w potrzebie autonomii, bo jestem w pracy i jednocześnie w domu, opiekując się dzieckiem, przebywającym na kwarantannie, więc faktycznie marzyłabym o chwili dla siebie i wolności. Sprawdziwszy swoje potrzeby w taki sposób wiem, że jeśli ten brak wolności będzie dłużej sfrustrowany, to może wywołać złość przy nieoczekiwanym, irytującym bodźcu czy trudniejszym momencie w ciągu dnia.

Kiedy zaczynam pracować z klientem, proszę go, by chociaż raz dziennie zadał sobie pytanie, jakie jego potrzeby są teraz spełnione, a których z nich odczuwa brak. A Ty czego potrzebujesz, czego Ci brakuje? Za czym tęsknisz? Teraz, w tym momencie...

1 Fragment książki „Uwaga! Złość” Ewy Tyralik-Kulpy.

Rozmawiała Katarzyna Sajboth-Data

Ewa Tyralik-Kulpa
Od ponad 15 lat rozwijam ludzi:-)
Wierzę, że każdy człowiek jest jak piękny prezent, tylko bywa ukryty pod grubą warstwą zabezpieczeń albo nauczył się myśleć, że nic nie jest wart.
Pomagam odkrywać siebie i komunikować swoje potrzeby innym, a także otwierać się na to, co oni mają do powiedzenia.
Moją misją jest wspieranie głębokiego porozumienia, a narzędziami – komunikacja (w duchu NVC i Resonant Healing Sarah Pe yton) oraz poszerzanie świadomości (w nurcie Gestalt).
Piszę książki (Uwaga! Złość. Wyd. Natuli; Ewka, co cię ugryzło? Jak się zrozumieć i porozumieć. Wyd. CoJaNaTo), przeprowadziłam kilka tysięcy godzin warsztatów i sesji. Przez wiele lat szefowałam pierwszemu w Polsce, rozwojowemu festiwalowi dla kobiet PROGRESSteron, w którym wzięło udział 80 000 kobiet i kilka tysięcy trenerów.
Współtworzyłam wiele rozwojowych inicjatyw w Polsce, m.in. ogólnopolską kampanię „Wdzięczność – Bilet do szczęścia”, akcję społeczną „Psycholog Przyjazny Rodzinie”, projekt „Korporacja z duszą” nagrodzony przez Polskie Forum Biznesu, a ostatnio konferencję „Empatyczna Edukacja —> Empatyczna Polska”, w której udział wzięło kilkuset nauczycieli. Jestem współautorką edukacyjnego projektu o dogadywaniu się z pieniędzmi „Jestem Bogata” oraz Dojrzewalni Liderek.
Na stałe jestem związana ze Szkołą Trenerów Komunikacji Opartej na Empatii, prowadzę także zajęcia na SWPS i UW.
28.04.2021
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta