×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Potrzeba lekarza

Ewa Stanek-Misiąg

W rocznicę powstania Światowej Organizacji Zdrowia (World Health Organization – WHO), która działa od 1948 r., co roku 7 kwietnia obchodzony jest Światowy Dzień Zdrowia. W Polsce jest on też Dniem Pracownika Służby Zdrowia.

Jak podaje GUS (dane z 2017 r.)1 w Polsce jest:

  • 193,7 tys. pielęgniarek,
  • 90,3 tys. lekarzy,
  • 29,3 tys. farmaceutów,
  • 26,5 tys. fizjoterapeutów,
  • 22,7 tys. położnych,
  • 13,3 tys. stomatologów,
  • 11,6 tys. diagnostów laboratoryjnych,
  • 9,3 tys. ratowników medycznych.

Część z nich pomaga ludziom nie tylko w Polsce. Taką pomoc niesie między innymi założona 20 lat temu Polska Misja Medyczna. Jej współzałożycielem jest Jarosław Gucwa, specjalista chirurgii ogólnej i medycyny ratunkowej.

Jarosław Gucwa
Jarosław Gucwa. Kakooge, Uganda 2015. Fot. Ewa Piekarska

Ewa Stanek-Misiąg: W Polsce na tysiąc mieszkańców przypada 2,4 lekarza. To fatalny wynik. Średnia europejska wynosi 3,8. W Austrii mają 5,1. W miejscach, do których dociera PMM, pewno w ogóle nie prowadzi się takich statystyk.

Jarosław Gucwa: Dlaczego? Jak byłem w Czadzie, to mieli tam dwóch kardiologów i jednego ortopedę na cały kraj.

A czy zdarzali Ci się dorośli pacjenci, dla których byłeś pierwszym lekarzem w życiu?

Trudno powiedzieć. Zdarzało się, że przychodzili ludzie z 16-letnimi dziećmi, które nie mówiły od urodzenia. Mieli nadzieję, że ktoś je wyleczy. Dostępność opieki medycznej wygląda bardzo różnie, zależy od miejsca. Na przykład we wspomnianym Czadzie, gdzie mieliśmy szpital, działał na miejscu technik weterynarii. Prowadził też aptekę. Jak była potrzeba, to leczył ludzi. Muszę powiedzieć, że całkiem sprawnie mu szło. Natomiast lekarz oddelegowany przez rząd pojawił się dwa razy po czym uznał, że jest za ciężko i więcej już go tam nikt nie widział.

Jesteś chirurgiem, ale w takich miejscach jest się lekarzem od wszystkiego. Co leczyłeś?

W Afryce mniej więcej 1/3 stanowiły różnego rodzaju urazy. Zaczynając od maczet po wieczornych imprezach powbijanych w różne miejsca, poprzez rany postrzałowe, po złamania. A codzienność to były zapalenia płuc, biegunki, wymioty i skrajnie odwodnione dzieci. Odwodnione na granicy życia, a czasem już niestety poza granicą.

Zetknąłeś się z głodem?

To doświadczenie na szczęście zostało mi oszczędzone. Tam, gdzie byłem, głód był mniejszym problemem, przede wszystkim mieliśmy odwodnienia w przebiegu infekcji. Maluchy najczęściej umierały w wyniku uporczywych biegunek i wymiotów, nie z głodu.
Przyjmowaliśmy też porody, robiliśmy cięcia cesarskie, przetoczenia krwi od jednego człowieka do drugiego. Robisz szybkie testy na HIV, HCV. Krzyżujesz krew między członkami rodziny i jak masz szczęście, że się zgadza, to jeden leży wyżej na łóżku, a drugi niżej i dostaje najzdrowszą i najświeższą krew, jaką można sobie wyobrazić.

Największym wyzwaniem dla chirurga było...?

Rany postrzałowe na środku pustyni. W naszych warunkach dałoby się tych ludzi uratować, tam – bez odpowiednich urządzeń – to się nie udawało albo udawało się bardzo rzadko. Robiliśmy też cięcia cesarskie z eterem, który kapał na nos ciężarnej. Żeby doktor nie zasnął razem z ciężarną, trzeba je było robić na świeżym powietrzu. Pod namiotem.

Czy można powiedzieć, że się czegoś dzięki tym wyjazdom nauczyłeś? Czegoś, czego byś się nie nauczył w naszych stosunkowo chyba dobrze zaopatrzonych szpitalach?

Dało mi to inną perspektywę. Wiem, że są kolejki do lekarzy, czego by jednak nie mówić, opiekę zdrowotną mamy zaskakująco dobrą, jak na kraj, w którym nakłady na ochronę zdrowia należą do najniższych w Unii Europejskiej.
A czy nauczyłem się czegoś w sensie technicznym? Raczej uczono się ode mnie. W Albanii szkoliliśmy ludzi o jakiejś przeszłości medycznej, paramedycznej, w Afryce to byli ochotnicy. Chodziło o to, żeby pokazać im zabiegi, które mogą kogoś uratować. Na przykład jak mina coś urwie człowiekowi, to co zrobić, żeby dotrwał do ewakuacji.

Kiedy ostatnio byłeś gdzieś z PMM?

W Ugandzie, 2 lata temu. Operowałem w szpitalu misyjnym. Nie mam teraz tyle czasu, co kiedyś. Mogę wygospodarować z urlopu tydzień, a to są czasem wyjazdy na takie odległości, że tydzień zajmuje podróż w jedną stronę.


Polska Misja Medyczna w Ugandzie



Ewa Piekarska
Ewa Piekarska. Jordania, lipiec 2018.
Fot. Grażyna Makara

Polską Misją Medyczną od 2013 r. kieruje Ewa Piekarska, absolwentka wydziału zdrowia publicznego, związana z PMM od 2004, na początku jako wolontariuszka.

Ewa Stanek-Misiąg: Jak daleko sięga pomoc PMM?

Ewa Piekarska: Działamy w Afryce Wschodniej i Zachodniej, na Bliskim Wschodzie, w Azji Południowo-Wschodniej, na Papui Nowej Gwinei, Haiti. Zajmujemy się pomocą rozwojową (development aid). To projekty długofalowe, prowadzone w krajach w miarę stabilnych politycznie, gdzie nie ma konfliktów wojennych. One są rozpisane na wiele lat. Ich celem jest wprowadzenie zmian w opiece zdrowotnej. A druga część naszej pracy to pomoc humanitarna. Udzielamy wsparcia medycznego, psychologicznego, zapewniamy dostęp do opieki medycznej na przykład uchodźcom syryjskim. W tej chwili jesteśmy w irackim Kurdystanie i w Jordanii, w obozach, gdzie mieszkają ludzie, którzy uciekli między innymi przed ISIS. Ludzie mieszkają tam w namiotach. Starają się je wzmacniać, rozbudowywać. Jak tylko uda się im kupić parę cegieł, to dostawiają pomieszczenia. Oni marzą o powrocie do domu – miejsca, gdzie pracowali, mieli rodzinę.

A wiecie, gdzie jechać...

To koordynuje ONZ w ramach systemu klastrów, czyli sektorów wsparcia. One są podzielone tematycznie: żywność, bezpieczeństwo żywności, schronienie, WASH, czyli water, sanitation and hygiene, i tak dalej. Nasz klaster to Health. Odpowiada za niego Światowa Organizacja Zdrowia.
Współpracujemy z organizacjami, które mają biura na Bliskim Wschodzie. Ich członkowie spotykają się z reguły raz w miesiącu, a kiedy dochodzi gdzieś do zaostrzenia sytuacji, to przynajmniej raz w tygodniu. Od nich pochodzą najświeższe informacje. Dzięki nim wiemy na przykład, że potrzebna jest klinika mobilna, która będzie zapewniać opiekę medyczną uchodźcom z pięciu sąsiadujących obozów.

Ewa Piekarska i Małgorzata Olasińska-Chart
Ewa Piekarska i Małgorzata Olasińska-Chart
w obozie Alwand 1, Dyiala, Irak , wrzesień 2018.
Fot. Jędrzej Nowicki

Nigdy nie brakuje Wam rąk do pracy?

Zainteresowanie jest zawsze bardzo duże. Ale nie zawsze nasza pomoc polega na tym, że wysyłamy gdzieś lekarzy. Na Bliskim Wschodzie mają swój personel medyczny. Tam problemem jest brak pieniędzy, więc skupiamy się na znalezieniu sposobu finansowania miejscowych lekarzy, staramy się dostarczyć leki, urządzamy gabinet dentystyczny. Ale już w Birmie (obecnie Mjanma) i Tanzanii oczekiwania są takie, że pomożemy w szkoleniu. Prowadziliśmy jakiś czas temu w delcie Irawadi, to południowa Birma, zajęcia dla położnych, ponieważ okazało się, że położnym brakuje informacji o tym, jak radzić sobie z nadciśnieniem tętniczym i cukrzycą u ciężarnych.
Wysyłamy lekarzy, pielęgniarki, położne, ratowników medycznych. Czasem fizjoterapeutów, czy farmaceutów. Na Papuę Nową Gwineę poleciał urolog. Taka była prośba ze szpitala w mieście Kundiawa. To jest stolica prowincji Simbu, mieszka tam trochę ponad 10 tysięcy ludzi. Chodziło o naukę prostych zabiegów urologicznych. Zwykle taki wyjazd trwa do 6 tygodni.

Czytałam wiele relacji lekarzy o warunkach w jakich pomagają, chorobach, z którymi się spotykają. Są przejmujące. Jak to wygląda pani okiem? Pani nie jest lekarką.

Inaczej pracuje się na Bliskim Wschodzie, inaczej w Afryce, jeszcze inaczej w południowej Azji, gdzie dominują buddyści. Oni starają się nie okazywać emocji, więc nigdy nie jesteśmy do końca pewni, jak przyjmują to, co im przekazujemy. Przekonałam się jednak o tym wielokrotnie, że możemy wyglądać i zachowywać się bardzo różnie, ale każdy człowiek ma podobne pragnienia: chce być zdrowy, mieć zdrowe dzieci, wykształcić je, żeby znalazły dobrą pracę. To nas łączy. I – co jest dla mnie bardzo ważne – zawsze jesteśmy przyjmowani z ogromną otwartością i życzliwością. Raczej nie musimy się obawiać agresji.

Ktoś was atakuje?

W Sudanie Południowym prowadzimy dystrybucję żywności. Mieszkańcy Sudanu są wygłodzeni, umierają z głodu. W takich ekstremalnych warunkach może dojść do napaści na konwój z pomocą. Nie oceniałabym tego negatywnie.
Dziś w nocy wróciłam z południowej Turcji. W niedzielę miałyśmy z Małgorzatą Olasińską-Chart, koordynatorką naszej pomocy dla Syrii spotkanie z dwójką dzieci, które właśnie uczą się chodzić na protezach. Dzięki ofiarności Polaków kupujemy protezy dla dzieci, które w wojnie syryjskiej straciły rączki, nóżki.

Jak pani odpowiada na pytania dlaczego jeździcie po świecie, skoro tylko problemów w ochronie zdrowia jest na miejscu, w Polsce?

Jest duża różnica między dzieckiem, które jest głodne a dzieckiem, które umiera z głodu. Nie da się porównać sytuacji dzieci w Polsce do sytuacji dzieci w Jemenie, czy Sudanie Południowym.
Zarzuty są zawsze, czasem słyszymy, że jesteśmy opiekunami terrorystów, ale z drugiej strony cały czas płynie pomoc. I wolę mówić o tym, że od lutego 2017 r. zbieramy pieniądze na protezy dla okaleczonych przez wojnę syryjskich dzieci i Polacy przekazali nam taką sumę, że byliśmy w stanie kupić 12 protez. A to są drogie, elektroniczne protezy. Jedna kosztuje nawet 80 tys. złotych. W niedzielę wzruszyłam się ogromnie.

Na tym spotkaniu z dziećmi?

Tak. W centrum ortopedycznym w Mersin na południu Turcji. Mansur i Malak dostali od uczniów i uczennic szkoły w Łodzi, w której była zbiórka pieniędzy na kupno protez, listy, napisane po angielsku, z życzeniami, żeby się trzymali, nie poddawali. Dzieci napisały, że jest im bardzo przykro z powodu tego, że w Syrii jest wojna. Rozkleiłam się.

Dużo wyjazdów przed panią w tym roku?

Na pewno będę w Mjanmie, Tanzanii, Zambii, Malawi. Bardzo bym chciała wrócić do Papui Nowej Gwinei, razem z lekarzami. Papua ma bardzo wysoką śmiertelność okołoporodową matek. Umiera ponad 700 kobiet na 100 tys. To dużo wyższy wskaźnik niż w krajach Afryki Subsaharyjskiej, czy w Afganistanie. Tam brakuje dróg, nie ma jak się przemieszczać, jest wiele do zrobienia. 10 kwietnia spotykamy się z delegacją z Papui, przylatują do Polski razem z ministrem zdrowia.

Od 15 lat jeździ Pani po świecie z PMM, widzi Pani jak świat się zmienia. Na gorsze? Na lepsze?

Na lepsze! Wystarczy popatrzeć na statystyki. Wskaźniki śmiertelności okołoporodowej matek, czy umieralność dzieci poniżej 5. roku życia powoli zmniejszają swoje wartości. Zwiększa się liczba dzieci poddanych szczepieniom ochronnym, poprawia dostęp do opieki położniczej dla kobiet. Coraz lepsza jest dostępność do wody pitnej i zapleczy sanitarnych wokół domów i szkół. Oczywiście dotyczy to krajów rozwijających się o stabilnej sytuacji politycznej i ekonomicznej, a nie sytuacji katastrof, czy konfliktów wojennych. Od jakiegoś czasu obserwuję, że w Afryce Wschodniej coraz częściej z dziećmi na konsultacje przyjeżdżają ojcowie. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Tylko kobieta odpowiadała za opiekę nad domem i dziećmi.

Polska Misja Medyczna w Mjanmie w 2017 r.

Stowarzyszenie Polska Misja Medyczna można wesprzeć przekazując 1% podatku. W zeznaniu rocznym PIT należy wpisać KRS 0000162022.

Piśmiennictwo:

1. Główny Urząd Statystyczny, Zdrowie i ochrona zdrowia w 2016 r.

05.04.2019
Zobacz także
  • PMM niesie pomoc w Jordanii
  • PMM pomaga w Tanzanii
  • PMM: pomoc dla szpitala w Katondwe
  • Polska Misja Medyczna na pomoc Haiti
  • Misja Muthale
  • Polska Misja Medyczna działa w Mjanmie
  • Przebudzenie Mocy, czyli Misja Medyczna do Paragwaju
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta