×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (25)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Sytuacja na Odrze stabilizuje się, poprawia, lub przeciwnie – pogarsza. I to bynajmniej nie dlatego, że inną optykę ma opozycja, a inną – obóz rządzący. Mimo upływu czasu nadal nie wiadomo, co było bezpośrednią przyczyną zatrucia rzeki, co doprowadziło do zakwitu złotych alg.


Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

  • Państwo w dobie kryzysu kontynuuje demonstrację swojej bezradności
  • Poziom publicznego dyskursu blokuje zarówno dochodzenie do przyczyn negatywnych zjawisk, jak i poszukiwanie dróg wyjścia
  • Być może w najbliższych dniach statystyki dotyczące szczepień nieco drgną, ale nie zmieni to sytuacji, która jest, po prostu, fatalna
  • Niewidzialna fala zakażeń przetacza się przez Polskę, a jedynym miernikiem skali może być apteczny indeks sprzedaży testów
  • Partyzancki system względnego bezpieczeństwa, zakładający wysokim poziom odpowiedzialności i choćby krótką samoizolację, jesienią nie ma prawa wytrzymać
  • Ustawa o wynagrodzeniach minimalnych, zmiany w POZ, inflacja oraz brak zgody ministra finansów na wykorzystanie pieniędzy z funduszu zapasowego mogą zagrozić stabilności systemu

Największy znak zapytania. Odra. Gwoli sprawiedliwości, nie jest tak, że o przyczynach katastrofy Odry nie wiadomo zupełnie nic. Przyczyniły się do niej, na pewno, niski stan wody (przewlekła susza, która już od lat jest problemem naszego kraju, i przed skutkami której eksperci od lat ostrzegają) oraz ekstremalnie wysokie, długo się utrzymujące temperatury. Susza i wysokie temperatury to efekt zmian klimatycznych, do których Polska, jako kraj, jako państwo, jako społeczeństwo nieprzykładające wagi do kwestii ekologii (mówiąc bardzo łagodnie), również się przyczynia – choć oczywiście, choćby ze względu na potencjał gospodarki, w skali globalnej w sposób umiarkowany.

Jednak złote algi, czyli glony, które w ogromnej ilości zakwitły w rzece, nie miałyby warunków, gdyby nie wysoki poziom zasolenia wody. Ergo – musiało dojść do potężnego zanieczyszczenia rzeki, które odpaliło lont. Naukowcy podkreślają, że nie jest ich zadaniem poszukiwanie źródła i przyczyn katastrofy, bezpośrednio leżących po stronie człowieka – oni skupiają się na poszukiwaniu ratunku dla tego życia, które w Odrze jeszcze pozostało.

Słowem-kluczem, które zdominowało pierwsze dni ogólnopolskiego i transgranicznego kryzysu wokół Odry była oczywiście rtęć. Na dziś wiadomo, że w niemieckich analizach rzeczywiście pojawiły się wartości przekraczające normę, ale praktycznie wykluczono, by była ona powodem śnięcia ryb. Jednak od początku eksperci wskazywali, że niebezpieczeństwa związane z obecnością rtęci nie można ograniczać do samego śnięcia ryb – pierwiastek ten kumuluje się w organizmach, więc stanowi zagrożenie dla człowieka niezależnie od widocznego gołym okiem dobrostanu ryby. Nie ma jednak wątpliwości, że właśnie niemieckie doniesienia o rtęci w Odrze sprawiły, że polska strona – a przede wszystkim polska opinia publiczna – się obudziły. Katastrofa ekologiczna Odry, rozgrywająca się przecież już od dłuższego czasu, stała się głównym tematem publicznego dyskursu i niemożliwe stało się kontynuowanie polityki w schemacie: „Polacy, nic się nie stało”.

Dobrze, że rozmawiamy o Odrze i o katastrofie. Źle, że rozmawiamy tak, jak zawsze – niemerytorycznie, w ogromnym zacietrzewieniu, operując inwektywami i przedkładając interes polityczny nad publiczny. W takiej debacie ani rzeka, ani zdrowie publiczne, ani ekologia, ani walka z pandemią nie mają żadnych szans. Poziom publicznego dyskursu blokuje zarówno dochodzenie do przyczyn negatywnych zjawisk, jak i poszukiwanie dróg wyjścia. Sprzyja natomiast przerzucaniu się odpowiedzialnością (lub wręcz winą) i tworzeniu klimatu, w którym jedynie maksymalizacja kar zdaje się rozwiązaniem problemu.

Największy błąd. Szczepienia. W ostatnim tygodniu dzienna liczba wykonanych szczepień przeciw COVID-19 – biorąc pod uwagę wyłącznie dni robocze – oscyluje wokół 25-30 tysięcy. Tylko na przełomie lipca i sierpnia, gdy ruszały szczepienia czwartą dawką osób powyżej 60. roku życia udało się – dwukrotnie – przebić barierę 80 tysięcy wykonanych szczepień. Być może w najbliższych dniach statystyki dotyczące szczepień nieco drgną, bo od 17 sierpnia drugiego boostera mogą przyjmować pracownicy ochrony zdrowia – bez względu na wiek – ale to nie zmieni sytuacji, która jest, po prostu, fatalna.

Ministerstwo Zdrowia nie pomaga. Gdy 85-letnia kobieta tłumaczy, że nie zaszczepi się „starą” szczepionką, bo minister obiecał, że już we wrześniu będą nowe, ulepszone, bardziej skuteczne – to znak, że realizuje się scenariusz, przed którym przestrzegali eksperci. Niejednoznaczne komunikaty w sprawie potrzeby i skuteczności szczepienia preparatami dostępnymi w tej chwili i nadmiernie optymistyczne założenia dotyczące dostępności szczepionek bardziej przystosowanych do pierwszych wariantów Omikronu tworzą mieszankę, która czopuje postęp przyjmowania czwartych dawek również przez osoby, które chcą się szczepić. Brak systemowych rozwiązań dotyczących szczepień najstarszej grupy wiekowej oraz zupełny brak pomysłu na zwiększenie poziomu zaszczepienia w pozostałych grupach – w tym w grupie dzieci i młodzieży – dopełnia obrazu.

Jak szybko w Polsce będą dostępne „omikronowe” szczepionki? To ciągle nie jest pewne, ale zdecydowana większość ekspertów nie spodziewa się, by stało się to przed drugą połową października. W dodatku zwracają uwagę, że o ile obecnych szczepionek mamy pod dostatkiem, dwuwariantowy booster może być, przynajmniej na początku, mocno limitowany.

To zresztą wynika choćby z sygnałów płynących z Wielkiej Brytanii, która w minionym tygodniu, jako pierwszy kraj na świecie, zatwierdziła preparat Moderny. Od września, jak wynika z zapowiedzi władz, wszystkie osoby powyżej 50. roku życia oraz młodsze z grup podwyższonego ryzyka będą mogły skorzystać „z jakiejś formy szczepień przypominających” – oznacza to, że ze szczepionki dwuwariantowej będzie mogła skorzystać część uprawnionych, a eksperci brytyjscy już apelują, by korzystać ze szczepień również dotychczasowymi preparatami, bo w radykalny sposób zmniejszają one ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19. W tym kontekście oficjalne wypowiedzi ministra zdrowia i jego współpracowników, jakoby już we wrześniu nowe szczepionki miały być dostępne w Polsce dla wszystkich dorosłych, należy włożyć między bajki. Budzące grozę stopniem oderwania od rzeczywistości.

Największe wyzwanie. Jesień. – W związku z ciągłą obecnością wirusa SARS-CoV-2, a także zbliżającym się sezonem jesienno-zimowym oraz związanymi z tym chorobami sezonowymi, resort zdrowia podejmuje odpowiednie przedsięwzięcia zaradcze oraz stałe działania w zakresie monitorowania sytuacji epidemicznej – pisze Ministerstwo Zdrowia w piśmie do Rzecznika Praw Obywatelskich, odpowiadając na lipcowe wystąpienie i pytania o monitorowanie pandemii. Wiceminister Waldemar Kraska informuje o wprowadzaniu szeregu rozwiązań i o tym, że „Państwowa Inspekcja Sanitarna na bieżąco monitoruje sytuację epidemiologiczną COVID-19 w Polsce na podstawie dostępnych danych i pozostaje w stałej gotowości do podejmowania działań adekwatnych do danej sytuacji”.

Tymczasem niewidzialna fala zakażeń przetacza się przez Polskę, a jedynym miernikiem skali może być apteczny indeks sprzedaży testów – ostatnie odczyty pokazują, jak mówił w piątek dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej, ponowny kilkuprocentowy, w ujęciu tygodniowym, wzrost sprzedaży. Oficjalny system testowania praktycznie nie istnieje – pokazują to światowe dane, zajmujemy 101. miejsce w świecie pod względem intensywności testowania od początku pandemii, jako jedyny kraj UE i jeden z nielicznych w Europie nie przebiliśmy bariery miliona testów na milion mieszkańców (w tej chwili wskaźnik dla Polski to 975 tysięcy, przy ponad 5 mln w przypadku Czech, nie mówiąc o Danii czy Austrii, które przekroczyły 21 mln). Polacy testują się więc sami, zapewne wtedy, gdy mają objawy lub gdy zakażenie już potwierdziły testy (wykonywane w oficjalnym lub domowym obiegu) u bliskich.

Ten partyzancki system względnego bezpieczeństwa, oparty o samoświadomość, zakładający wysokim poziom odpowiedzialności i choćby krótką samoizolację, jesienią – gdy dzieci i młodzież wrócą do szkół i przedszkoli – nie ma prawa wytrzymać. To dlatego eksperci przewidują, że – w przeciwieństwie do innych krajów, w których fala napędzana BA.5 już wyraźnie opadła – w Polsce trudno zakładać wygaszanie, przeciwnie – najbardziej prawdopodobny scenariusz to odbicie w górę i ze stosunkowo wysokiego poziomu wejście w następną falę, być może w październiku lub listopadzie. W tym kontekście kampania szczepień przypominających – zarówno trzeciej dawki (przyjął ją co trzeci Polak!), jak i teraz – dawki czwartej powinna radykalnie przyspieszyć. Nie przyspieszy, bo resort zdrowia woli epatować magią wielkich liczb („już 750 tysięcy osób zaszczepiło się czwartą dawką”), niż przyznać, że ze szczepieniami mamy gigantyczny (i rosnący) problem. Jesień niepokoi również w kontekście braku części leków, stosowanych w leczeniu COVID-19 (podanie tych leków wymaga odpowiedniej strategii testowania, bo ma sens tylko na początku choroby), oraz trzęsienia ziemi, jakie przeżywają placówki ochrony zdrowia po podjętych w ostatnich miesiącach decyzjach.

Największa porażka. Napięcia w placówkach medycznych. Ustawa o wynagrodzeniach minimalnych i zmiany w POZ – te, które już weszły w życie, i te, które mają wejść od 1 października – plus wysoki wskaźnik inflacji oraz wyraźna niechęć ministra finansów (a może i premiera) do zgody, by NFZ już teraz wykorzystał pieniądze z funduszu zapasowego (bagatela, 10 mld zł oszczędności z ubiegłego roku), przy gwałtownie rosnących kosztach działalności, to mieszanka wybuchowa, która może zagrozić, zwłaszcza w sytuacji większego zapotrzebowania na usługi, stabilności systemu ochrony zdrowia. Nie w wyniku lockdownu, ale gromadzonej od miesięcy frustracji po stronie pracowników (ale też zarządzających podmiotami medycznymi). Czynnikiem, który może podpalić lont, są zaś wypowiedzi członków kierownictwa resortu zdrowia, w których ciągle dominuje wypieranie lub też zaklinanie rzeczywistości, nawet jeśli mowa o kwestiach absolutnie policzalnych, jak pieniądze i skala ich braku na realizację nakładanych zadań – czy to mowa o podwyżkach, czy o świadczeniach z budżetu powierzonego, czy pomysłach na opiekę koordynowaną.

22.08.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (24)
  • Studium kryzysu (23)
  • Studium kryzysu (22)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta