×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Studium kryzysu (43)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia z dużym impetem zaatakowały nie tylko zima, ale też wirusy. I o ile zima jest już – przynajmniej na czas jakiś – w odwrocie, i nie należy się jej obawiać, szerzące się infekcje stanowią ogromny problem. Życzenia „Zdrowych Świąt!” nigdy nie były tak aktualne.


Minister zdrowia Adam Niedzielski, prezydent Andrzej Duda. Fot. Jakub Szymczuk / KPRP

  • Prezydent podpisał ustawę, która w przyszłym roku uszczupli zasoby NFZ o 13 mld zł
  • Adam Niedzielski potwierdził, że chce startować w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych
  • Polska nie utrzyma wzrostowego trendu poziomu zaszczepienia przeciw grypie
  • Minister nakazał przeliczenie zasobów oraz szykowanie „bufora łóżek pediatrycznych”

Największy błąd/porażka. Pieniądze na zdrowie. Bez żadnych wyjaśnień, bez odniesienia się do apeli o zawetowanie ustawy, całkowicie ufając swoim doradcom i stronie rządowej, prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, która w przyszłym roku uszczupli zasoby Narodowego Funduszu Zdrowia o 13 mld zł. To eksperyment na żywym organizmie – pierwszy raz od wprowadzenia systemu opartego na składce zdrowotnej pieniądze z ochrony zdrowia są, fizycznie i namacalnie, zabierane. Gwarancie ustawy 7 proc. PKB na zdrowie dotychczas okazywały się wyłącznie papierowe i nie ma żadnego powodu by ufać, że w 2023 roku będzie inaczej. Prezydent podjął ryzyko w imię, jak się wydaje, niemnożenia pól konfliktu ze Zjednoczoną Prawicą, priorytety rysując zupełnie gdzie indziej (weto do lex Czarnek, przywołanie do porządku premiera i posłów PiS w sprawie zmian w sądownictwie).

Eksperyment na żywym – choć coraz bardziej niedomagającym – systemie ochrony zdrowia w roku wyborczym (!) może zakończyć się katastrofą, ale w sumie może się równie dobrze okazać, że nikogo to nie obejdzie. Polacy wydają się znieczuleni na problemy ochrony zdrowia w stopniu wprost proporcjonalnym do znieczulenia polityków. Być może ten efekt dodatkowo został zresztą wzmocniony opowieściami czołowych polityków PiS, w tym samego prezesa, o zarabiających krocie lekarzach, trzymających umierających pacjentów na zydlach. Być może opinia publiczna rzeczywiście uwierzyła, że pieniędzy w systemie jest „dość” i wystarczy zoptymalizować ich wydawanie.

Największe wyzwanie. Rok wyborczy. Minister zdrowia Adam Niedzielski potwierdził to, o czym kuluary huczały już od miesięcy – chce startować w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Prawdopodobnie z Wielkopolski, być może z Poznania – choć wielkomiejski okręg może być dla niego niezbyt dogodny. Stąd, jak się można domyślać, częstsze wizyty w tym województwie, nierzadko z kartonowymi czekami dla szpitali.

Tak było, jest i prawdopodobnie będzie. Kampanie wyborcze nie wyłączają członków rządu z aktywności, a łączenie funkcji i związanych z nią możliwości z walką o mandat poselski czy senatorski w Polsce jest standardem (zresztą wydaje się, że nie tylko w Polsce). Punkt ciężkości w pytaniu, czy Adam Niedzielski powinien startować w wyborach, czy nie – jako minister zdrowia, oczywiście –należałoby przesunąć na pytanie, czy w ogóle powinien startować. Czy wcześniej nie powinien zostać rozliczony z nietrafnych, a czasami wręcz błędnych decyzji podejmowanych zwłaszcza w pierwszym okresie urzędowania, gdy – jako nowy minister zdrowia – decydował o ograniczeniu testowania oraz nie zapobiegł otwarciu zupełnie nieprzygotowanych do funkcjonowania w pandemii szkół. Jesienna fala 2020 roku pociągnęła za sobą ekstremalnie wysoką falę zgonów. I choć Polska nie była wyjątkiem na mapie Europy, pytanie o polityczną odpowiedzialność za złe decyzje pozostaje w mocy. To zresztą tylko jeden przykład – minister dał się poznać od strony niezwykłej konsekwencji w trwaniu na stanowisku, idąc na kompromisy ze swoim środowiskiem politycznym poza granice wszelkiego rozsądku (jak wtedy, gdy w 2021 roku PiS tygodniami odwlekało decyzję w sprawie wprowadzenia ustawowego obowiązku weryfikacji statusu zaszczepienia, by w końcu w kompromitujących okolicznościach w ogóle prace nad projektem porzucić). Decyzja o złożeniu dymisji wydawała się wówczas jedyną możliwą, zaś ostateczny jej brak – przekraczający wyobraźnię opartą na doświadczeniu.

Werbalne wzmożenie, czy to w sprawie ofensywy legislacyjnej (z „pakietu Niedzielskiego”, który miał być uchwalony jesienią 2022 roku i wejść w życie 1 stycznia 2023 roku, do Sejmu dotarł na razie jedynie projekt ustawy o jakości w ochronie zdrowia, zresztą dość daleki od zapowiadanego kształtu, ustawa o Krajowej Sieci Onkologicznej cały czas jest „mielona” przez rząd, zaś kolejny projekt ustawy o reformie szpitalnictwa istnieje na razie w sferze zapowiedzi), czy szczepień przeciw COVID-19 (a także, oczywiście, przeciw grypie) przynosi fatalne owoce i dla systemu, oczekującego na odkładane z kwartału na kwartał, rzekomo „nieodwoływalne”, nowe rozstrzygnięcia, i dla jego pracowników oraz pacjentów.

Największy brak zaskoczenia. Sezon infekcyjny. O tym, że tegoroczny będzie szczególnie trudny, że grozi nam co najmniej twindemia (kumulacja SARS-CoV-2 i grypy) eksperci mówili już latem. Wydawało się oczywiste, że trzeba zrobić wszystko, by wzmocnić realizację programu szczepień przeciw COVID-19 oraz rozdmuchiwać zaledwie żarzący się program szczepień przeciw grypie. Ubiegły rok przyniósł podwojenie poziomu zaszczepienia – ale to nadal hańbiące, w kontekście średniej UE, zaledwie 8-9 proc. populacji.

Według najnowszego raportu OECD i Komisji Europejskiej „Health at a Glance. Europe 2022” Polska w 2019 roku zajmowała przedostatnie miejsce w Europie, jeśli chodzi o odsetek zaszczepionych osób powyżej 65. roku życia (10 proc., wobec średniej z 22 krajów UE – 36 proc.). Jak było w 2020 roku, OECD i KE nie informuje – w przypadku Polski, bo średnio w krajach, które dane udostępniły, wyszczepialność w tej newralgicznej grupie wzrosła do 44 proc., a rekordziści przekroczyli, z dużym zapasem, próg 70 proc.

Jest więcej niż pewne, że Polska nie utrzyma wzrostowego trendu poziomu zaszczepienia przeciw grypie, bo decyzje jakie zapadły przed 1 września szły dokładnie w odwrotnym kierunku. Wycofanie się z bezpłatnych szczepień dla wszystkich chętnych (a nawet, symbolicznie, dla pracowników sektora ochrony zdrowia), utrzymanie dość skomplikowanego systemu zasad refundacji szczepionek wraz z koniecznością uzyskania recepty sprawiło, że nawet teoretycznie łatwy dostęp do finansowanego z pieniędzy publicznych (w zakresie samej czynności medycznej) szczepienia – bo można się mu poddać w aptecznych punktach szczepień – okazał się na tyle utrudniony, że z niego nie korzystamy. Liczba zaszczepionych do początku grudnia niespełna 650 tysięcy osób mówi więcej na temat jakości i sensowności decyzji zapadających w obszarze zdrowia publicznego niż najbardziej wyszukane argumenty ekspertów. Nie posłuchano, między innymi, formułowanych zawczasu zaleceń, by w jak najszybszym terminie przeprowadzić takie zmiany w przepisach, które pozwolą szczepić przeciw grypie również w szkołach. Nie posłuchano apeli o utrzymanie bezpłatności szczepionek oraz odstąpienia – w przypadku dorosłych – od konieczności posiadania recepty (w przypadku niepełnoletnich kwalifikację do szczepienia przeprowadza lekarz i szczepienie również wykonywane jest w placówkach POZ).

Zima co prawda jest w odwrocie, ale wirusy – przeciwnie, zaś pod naporem pacjentów, tych dorosłych i tych całkiem małych, uginają się poradnie i oddziały szpitalne. Ministerstwo Zdrowia i NFZ zaczęły w tym czasie badanie poziomu satysfakcji pacjentów z jakości obsługi. Pacjenci, trafiający do oblężonych przychodni i izb przyjęć będą oceniać między innymi uprzejmość pracowników rejestracji oraz szybkość uzyskania porady zdrowotnej. Trudno sobie wyobrazić „bardziej” dogodny termin na start takiego badania. Aż chce się zapytać, czy wybór był na pewno przypadkowy.

Największy znak zapytania. Szpitale. W niektórych oddziałach pediatrycznych (tych samych, których zmierzch wieszczył niedawno minister zdrowia) obłożenie łóżek przekracza 80 proc. – tak naprawdę jest blisko 100 proc., biorąc pod uwagę obsadę personelu. Minister nakazał więc przeliczenie zasobów (czy ktoś jeszcze pamięta wysyłanie wojska do liczenia łóżek w szczycie fali COVID-19) oraz szykowanie „bufora łóżek pediatrycznych”. Gdy się nie stawia na profilaktykę, trzeba stawiać łóżka – rzecz wydaje się oczywista, podobnie jak oczywiste – przynajmniej dla profesjonalistów medycznych – jest to, że obłożenie na oddziałach pediatrycznych wykazuje dużą zmienność sezonową, że przez pół roku, lub nawet więcej, są one wykorzystywane w minimalnym stopniu, ale przez kilka miesięcy, zwykle, pękają w szwach. I – mimo trendów demograficznych i mniejszej liczby dzieci – są mimo wszystko potrzebne, choć oczywiście jest zasadnym pytanie o ich liczbę i (może przede wszystkim) wielkość.

Zresztą w sprawie szpitali i zmian, które mają w nich nastąpić, pytań – jeśli chodzi o sensowność założeń reform i restrukturyzacji – można postawić więcej. Z raportu OECD i Komisji Europejskiej wynika, że przy średnim dla UE wskaźniku 5 łóżek szpitalnych na tysiąc mieszkańców wskaźnik dla Polski 6,2 nie jest bynajmniej ani najwyższym, ani jednym z najwyższych w UE. Palmę pierwszeństwa dzierżą Niemcy i Bułgaria (7,8), a Polskę wyprzedzają jeszcze Rumunia, Węgry, Austria i Czechy. Na drugim końcu skali są państwa skandynawskie – Szwecja, Dania i Finlandia, w których wskaźnik nie przekracza 2,8. W ciągu dekady, jak podkreśla raport, większość krajów UE zredukowała liczbę łóżek (również Polska, choć nieznacznie – największy progres w redukcji osiągnęła Finlandia, bo w 2010 roku wskaźnik dla tego kraju wynosił 6).

Autorzy raportu pochylają się również nad poziomem obłożenia łóżek szpitalnych. Co ważne, w 2020 roku ten wskaźnik okazał się być praktycznie we wszystkich analizowanych krajach niższy niż w 2019 roku, mimo ogromnego obłożenia w szczytach fal zakażeń. Powód jest oczywisty – pandemia sparaliżowała leczenie planowe i utrudniła dostęp do świadczeń zdrowotnych również części pacjentów wymagających szybkiego leczenia. Co mówią dane? W Polsce, warto przypomnieć, podczas dyskusji nad założeniami i kolejnymi projektami ustawy o reformie szpitalnictwa argumentowano, że średni poziom obłożenia szpitali, oscylujący wokół 65 proc., zmniejsza szansę na uzyskanie dobrego wyniku finansowego. Odkładając na bok dane za 2020 rok, jako zaburzone pandemią, warto zwrócić uwagę, że średnie obłożenie łóżek szpitalnych w UE w 2019 roku rzeczywiście było nieco wyższe niż w Polsce – 73 proc., ale w Niderlandach, których system ochrony zdrowia jest bardzo często stawiany za wzór, wynosiło 64 proc., zaś w Czechach – to kolejny kraj, przywoływany jako możliwy wzór do naśladowania – 69 proc.

Wydaje się więc, że teza, jakoby problemy finansowe szpitali brały się ze złego zarządzania i niskiego wykorzystania łóżek szpitalnych, jest dużo trudniejsza do obrony niż ta, że problemy szpitali i całego systemu ochrony zdrowia biorą się z tego, że publiczne wydatki na zdrowie wynoszą w Polsce 4,8 proc. PKB.

27.12.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (42)
  • Studium kryzysu (41)
  • Studium kryzysu (40)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta