Nieco ponad 57 tysięcy wykonanych testów i 24 tysiące potwierdzonych przypadków zakażenia – piątkowe dane nie przybliżają nas ani nie oddalają od wizji narodowej kwarantanny, której – przynajmniej na razie – rząd nie ogłosi.
Premier Mateusz Morawiecki. Fot. Adam Guz/KPRM
Od wskaźnika 70 (liczba nowych zakażeń z siedmiu dni na 100 tysięcy mieszkańców) znów się nieznacznie oddaliliśmy – wynosi on już poniżej 65.
– Dane z tego tygodnia sprawiają, że w najbliższych dniach nie musimy wprowadzać narodowej kwarantanny. Po konsultacjach z Radą Medyczną, z którą dziś po raz kolejny się spotkałem, ustaliliśmy ostatni próg alarmowy na poziomie 70-75 zakażeń na 100 tys. mieszkańców – stwierdził premier Mateusz Morawiecki w czwartkowym wystąpieniu, które było transmitowane w mediach społecznościowych. – W ostatnich dniach udało nam się wyhamować dokładnie przed tym punktem krytycznym, jednak dystans, jaki nas dzieli od progu narodowej kwarantanny nadal jest niewielki i nie pozwala na swobodę.
Jednak owo hamowanie – nagłe i dość niespodziewane – nastąpiło, wszystko na to wskazuje, nie samoistnie. Zredukowaliśmy liczbę wykonywanych testów – nawet o 30-40 proc., bo deklarowana przez Ministerstwo Zdrowia przepustowość laboratoriów zbliża się w tej chwili do 90 tysięcy. Do szpitali nie dotarły jeszcze testy antygenowe, nie ma więc efektu przyspieszenia diagnostyki, a z naszych informacji, zebranych wśród lekarzy POZ wynika, że obserwują oni nie tyle spadek liczby infekcji, co zmniejszenie gotowości pacjentów do poddawania się testom. – Wielu ludzi z góry deklaruje, że zostanie w domu i przechoruje, zwłaszcza jeśli objawy nie są duże a wiek i ogólny stan zdrowia wskazują, że pacjent nie jest w grupie ryzyka – słyszymy.
Tymczasem rząd znów zaczyna mówić o „wygranej bitwie” – choć, trzeba przyznać, dużo ostrożniej niż latem. – W tym tygodniu po raz pierwszy od dwóch miesięcy średnia liczba nowych zakażeń zaczęła spadać. 65 nowych przypadków na 100 tys. mieszkańców to nadal dużo, ale to pierwszy sygnał stabilizacji i dowód, że ostatnie obostrzenia przynoszą skutki, a społeczna dyscyplina ma sens – stwierdził Mateusz Morawiecki. – Jeśli w następnych dniach uda nam się utrzymać liczbę zakażeń na podobnym poziomie, będzie to oznaczać, że wygraliśmy pierwszą bitwę z wirusem. Przed nami jeszcze długa wojna. Ale wygramy ją. Wierzę, że niedługo wrócimy do normalności.
O powrocie – tym razem do szkół, zaczął też mówić minister edukacji i nauki, zapowiadając, że być może 29 listopada uda się przywrócić naukę w szkołach dla części uczniów (zapewne najmłodszych). Przemysław Czarnek dodał jednak, że decyzja będzie uzależniona od rozwoju epidemii.
A jak sytuację oceniają eksperci? Prof. Andrzej Horban, konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych i szef zespołu doradców medycznych premiera stwierdził w piątkowej rozmowie w Radiu ZET, że nie chce być znowu traktowany jako człowiek, który przemawia wbrew premierowi, ale jednoznacznie ocenił, że na razie nie można mówić o zdobyciu przewagi nad epidemią koronawirusa.
– Polemizowałbym z tym, że coś nam spadło. Nam nie spadło. Nam nie wzrosło. I to jest pocieszające – wskazał prof. Horban. – Zyskaliśmy delikatną równowagę z wirusem. Jesteśmy na równo, a nie w odwrocie. Jesteśmy na takim wypłaszczeniu, jak w Górach Stołowych. Wdrapaliśmy się i jesteśmy na płaskim. Od nas zależy, czy znów wrócimy do krzywej wznoszącej się, czy za jakiś czas, mam nadzieję, że liczony w dniach, tygodniach, liczba chorych zacznie spadać – mówił, podkreślając, że ponad 20 tysięcy zakażeń dziennie jest ogromną liczbą i wskazuje na dość intensywny rozwój epidemii.
Profesor wyjaśnił też, że wysoki wskaźnik liczby pozytywnych testów (w tej chwili średnia dla Polski z siedmiu ostatnich dni to ponad 44 proc., i jest to drugi na świecie, po Meksyku, wynik – w Europie jesteśmy samodzielnym „liderem”) jest wynikiem przyjętej formuły testowania, która zakłada, że badaniu na obecność koronawirusa poddawane są osoby, które mają objawy zakażenia. Ekspert przyznał, że niemal w ogóle nie są testowane osoby bezobjawowe lub skąpoobjawowe, które mogą stanowić 70-80 proc. chorych na COVID-19.