×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Kawa, herbata, zupa, grill. Oparzenia u dzieci

Ewa Stanek-Misiąg

Czym chłodzić ranę i dlaczego nie lodem? Jak zabezpieczyć oparzenie? Kiedy bezwzględnie wzywać karetkę? Na pytania odpowiada dr n. med. Beata Stanek, która kieruje oddziałem Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Leczenia Oparzeń w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie.

 


Dr n. med. Beata Stanek. Fot. arch. wł.

Ewa Stanek-Misiąg: Ofiarami większości oparzeń (nawet 80%) są dzieci, głównie dzieci między 2. a 4. rokiem życia...

dr n. med. Beata Stanek: Tak, duża grupa naszych pacjentów jest właśnie w tym wieku. Dzieci zaczynają wówczas chodzić, chcą poznawać świat, wszystkiego dotknąć, ściągają wszystko co, mają pod ręką. Są to – jak mówimy – pacjenci porannej kawy czy herbaty. Niestety od pewnego czasu przyjmujemy coraz młodsze dzieci, oparzone niestety przez rodziców w tym samym mechanizmie. W tej chwili mamy na oddziale 6-miesięczne niemowlę. Jego mama mówi, że wylało na siebie gorącą herbatę. Sporą grupę naszych pacjentów stanowią dzieci ofiary prac kuchenno-domowych. Komuś zapaliła się sukienka od palnika gazowego, ktoś szedł z garnkiem z wrzącą zupą i dziecko weszło mu pod nogi. Wszyscy zrozpaczeni rodzice mówią to samo: „Pani doktor, ale ja tylko na moment spuściłam ją/jego z oczu”.

W sezonie grillowania oparzeń jest więcej?

Grill podnosi statystyki oparzeń, ale wydaje mi się, że bardziej podnosi je deszczowa pogoda. W ponure, deszczowe bądź zimne dni od rana przyjmujemy poparzone dzieci. Głównie kawą lub herbatą.

Kawa, herbata to może nie brzmi niebezpiecznie, ale jak się weźmie pod uwagę wiek dzieci...

W tym rzecz. Im młodsze dziecko, tym cieńsza jest jego skóra. Roczne dziecko ma skórkę jak pergamin. Gorącą zupą można naprawdę głęboko, czyli poważnie poparzyć takie dziecko, nie tylko jego skórę, ale i tkanki podskórne. Najczęściej u małych dzieci dochodzi do oparzenia głowy, klatki piersiowej oraz brzucha. To są rejony, które z reguły ulegają poparzeniu, kiedy się „ściąga” na siebie gorące płyny. Dla porównania, skóra na plecach jest 4 razy grubsza niż w tych rejonach. Mój śp. szef, prof. Jacek Puchała powtarzał: „Pamiętajcie, im mniejsze dziecko, tym większy problem”. Widzimy to dziś niemal codziennie. Poparzeni tą samą szklanką herbaty 2-latek i dziecko 6-miesięczne to zupełnie inni pacjenci. 2-latek w miarę się trzyma, niemowlak jest pacjentem ciężko chorym. Bo to nie jest tak, jak się ludziom wydaje, że oparzenie to uszkodzenie skóry i z czego wynika pierwsze pytanie, jakie słyszymy: „Czy nie będzie blizny?” A potem niedowierzanie, kiedy tłumaczymy, że oparzenie to bardzo ciężka choroba, która niejednokrotnie zagraża życiu. To choroba całego organizmu.

Pierwsza pomoc – kiedy dojdzie do oparzenia – to chłodzenie wodą. Jaka ma być temperatura tej wody? Jak długo trzeba chłodzić? Czy można wykorzystywać lód?

Oparzenie przede wszystkim bardzo boli. Jeśli to możliwe, to jedna osoba powinna zająć się znalezieniem i podaniem środka przeciwbólowego, a druga schładzaniem dziecka.

Najlepiej byłoby podać czopek?

Tak, ponieważ zadziała najszybciej, ale jeśli nie mamy czopka przeciwbólowego, to lek w formie syropu też będzie dobry. To może być ibuprofen, paracetamol. Ważne, żeby podany był jak najszybciej. Zanim taki lek zacznie działać, minie co najmniej kilkanaście minut. W tym samym czasie zaczynamy schładzać dziecko wodą. Powinna ona mieć temperaturę pokojową. Bywa, że rodzice wrzucają do wanny kostki lodu. Lód jest zabroniony. Zabroniony, podkreślam. Woda nie może być bardzo zimna. Mamy do czynienia z uszkodzoną skórą. Nie można jej traumatyzować niską temperaturą. W wyniku wychłodzenia można doprowadzić dziecko do wstrząsu. Najlepiej schładzać dziecko w wannie pod bieżącą wodą co najmniej przez kilkanaście minut.

Czy poparzone dziecko zawsze należy rozebrać?

Bezwzględnie wszystko trzeba jak najszybciej zdjąć z dziecka, zwłaszcza pampers. Wrzątek, kiedy dostanie się do pampersa zrobi z niego parzący kompres. Teraz wiele ubranek jest wykonanych z materiałów syntetycznych. Podczas oparzenia płomieniem, taki materiał, topiąc się wkleja się w ranę. Jeśliby doszło do takiej sytuacji, to absolutnie nie można zdzierać z dziecka wtopionej odzieży, bo to grozi uszkodzeniem naczyń i może spowodować obfite krwawienie z rany.

Jak przygotować dziecko do transportu do szpitala?

Idealnie byłoby, gdyby na czas transportu rana została zabezpieczona jałową gazą. Ale na ogół nie mamy takiego opatrunku w domach, wystarczy więc czyste, wyprasowane prześcieradło, czy ręcznik. Namaczamy go w wodzie, przykładamy do rany, a całe dziecko owijamy kocem. Uszkodzona skóra traci właściwości termoregulacyjne i dziecku jest po prostu zimno. Zdarza się, że do szpitala przywożone są dzieci z ranami niezabezpieczonymi, prawie nagie, drżące z zimna. To błąd.

Czy do zabezpieczenia rany można użyć folii spożywczej?

Odradzam. Chirurgia nie lubi szczelnego zamykania ran.

A takie domowe metody, jak np. smarowanie maślanką dopuszcza pani?

Są to metody stosowane przez nasze babcie, czy prababcie, które wiedziały, że zimne okłady łagodzą ból. Używano maślanki albo białka jaj. Białko miało powodować lepsze gojenie ran. Powiem tak: nie marnujmy żywności, do schładzania stosujmy wodę. Chyba, że bylibyśmy na pustyni bez kropli wody, a mieli maślankę.

Podczas grillowania możemy nie mieć wody, a mieć inne napoje.

Musimy mieć wodę. Oparzeń nie można polewać ani napojami wyskokowymi, bo zawarty w nich alkohol uszkodzi jeszcze bardziej skórę, ani gazowanymi.

Kiedy trzeba wzywać karetkę, a kiedy można z dzieckiem samemu jechać na SOR?

Trzeba zachować rozsądek. Jeśli jest to oparzenie gorącym napojem, w niewielkiej objętości (np. kubek herbaty), to można samemu zawieźć dziecko do szpitala. Jeśli na dziecko wylano garnek wrzącej zupy, to wzywałabym karetkę, bo w tej sytuacji trzeba zadziałać szybko i od początku profesjonalnie, to znaczy podać leki przeciwbólowe (te domowe będą za słabe) i zabezpieczyć ranę. Szczególnie niebezpieczne są oparzenia podczas grillowania. Ogień powoduje bardzo głębokie oparzenia skóry oraz tworzy aerozol, który – jeśli dostanie się do dróg oddechowych – grozi ich obrzękiem, co może doprowadzić do zatrzymania oddechu. Do pacjentów oparzonych ogniem bezdyskusyjnie wzywamy pogotowie, ponieważ poparzony – czy to będzie dziecko, czy dorosły – może wymagać szybkiego zabezpieczenia dróg oddechowych.

Każde dziecięce oparzenie należy pokazać lekarzowi?

Najlepiej każde, im szybciej, tym lepiej. Ciężkość oparzenia zależy od wielu czynników, powierzchni, głębokości, ale też miejsca oparzenia. Czasem oparzona może być mała powierzchnia, ale okrężnie i jeśli dotyczy to dłoni, to może doprowadzić do jej niedokrwienia. Są miejsca wstrząsorodne, których oparzenie jest bardzo niebezpieczne. To głowa, szyja, pachwiny, dłonie.
Zdarza się, że przywożone są do nas dzieci po dwóch, trzech dniach domowego leczenia. „Posmarowaliśmy, myśleliśmy, że przejdzie” – mówią rodzice, a dziecko ma zainfekowana ranę, czasem z martwicą, którą należy usunąć. Więc jechać trzeba zawsze, nie zawsze karetką.

Rodziców na pewno interesuje, jak długo będzie trwało leczenie dziecka. Czy to się da określić?

Do szpitala przyjmujemy dzieci z oparzeniem powyżej 10% powierzchni ciała. Hospitalizacji wymagają też dzieci, u których oparzenie jest mniejsze, ale dotyczy okolic wstrząsorodnych.
Ogólnie przyjęta zasada mówi, że na każdy procent oparzenia przypada jeden dzień leczenia. Jeśli przyjmuję dziecko z oparzeniem 10% mówię rodzicom: „Będziecie z nami ponad tydzień”, a przy 30% i to jeszcze płomieniem, że dziecko zostanie w szpitalu miesiąc. W tym czasie prowadzi się wielospecjalistyczne leczenie. Wyrównujemy zaburzenia ogólnoustrojowe, oczyszczamy ranę z martwych tkanek, doprowadzamy do zamknięcia ran. To początek leczenia. Po wyjściu ze szpitala rodziców czeka pielęgnacja blizn pooparzeniowych. Ewaluacja takich blizn trwa od roku do dwóch lat. Mówimy o bliznach powstałych na skutek głębokich oparzeń, po których zostaną trwałe ślady.

Oparzenie to jest też rana psychiczna. Jak dzieci sobie z nią radzą?

Oparzenie dotyka nie tylko dziecko, ale także jego rodzinę. Dzieci bardzo przeżywają wszystkie zabiegi oraz wszystkie czynności, którym są poddawane w szpitalu. Wykonujemy je w osłonie leków przeciwbólowych, minimalizujemy ból, ale lęku dzieci nie da się wyeliminować. Gdy dochodzimy do pierwszej kąpieli po wygojeniu ran, to krzyczą „Nie chcę! Nie chcę!” Przypomina się im schładzanie po oparzeniu. Na początku zwykle buntują się przeciwko noszeniu ubranek uciskowych. Najciężej pokrzywdzone dzieci są objęte opieką psychologiczną. Starsze dzieci bardzo się martwią o to jak będą wyglądać. Ale generalnie dzieci, kiedy już przejdą przez pierwszy etap leczenia, to szybko się „zbierają”, nie oglądają wstecz, nie chcą żadnych zabiegów, chcą, żeby dać im spokój. Chcą się bawić, chodzić do szkoły, żyć jak rówieśnicy.
Większy problem stanowią rodzice. Rodzice mają zazwyczaj olbrzymie wyrzuty sumienia i niestety one nie tylko nie ustępują, ale wręcz narastają wraz z upływem czasu. Rodzice, a zwłaszcza matki, są cały czas z dzieckiem, patrzą na jego cierpienie. To traumatyczne przeżycie. Z przykrością muszę powiedzieć, że wiele osób sobie z tym nie radzi.

To znaczy?

Za wszelką cenę chcą „naprawić” swoje dzieci, by były takie, jak przed wypadkiem, by nie cierpiały, co jest zrozumiałe. W naszym systemie opieki zdrowotnej rodzice nie mają wsparcia psychologicznego. Nie są ujęci w procesie leczenia. Zostawia się ich samym sobie. A oni, nie radząc sobie z własnym bólem, szukają cudownych metod leczenia, leków, maści, które sprawią, że blizny po oparzeniu znikną bez śladu i to natychmiast. Więc zaczyna się tour po lekarzach, kupowanie cudownych, coraz bardziej wymyślnych maści. Wszystkim rodzicom mówię to samo, nie do wszystkich to jednak trafia, że tylko systematyczność, wytrwałość i cierpliwość może przynieść dobre efekty. Tu nie ma drogi na skróty.

Tyle się słyszy o wielkich możliwościach współczesnej medycyny...

Mamy nowoczesne i przede wszystkim sprawdzone metody walki z bliznami. Coraz doskonalsze maści (np. silikonowe), plastry silikonowe, ubranka uciskowe. Stosuje się ekspandery tkankowe, które rozciągają zdrową skórę, by zastąpić nią tę z blizną. Stosuje się matrycę do regeneracji skóry właściwej, czyli tzw. sztuczną skórę. Jednak w przypadku blizn powstałych wskutek głębokich oparzeń ślady zostaną. Żadna z wymienionych metod nie jest doskonała, nie zastąpi prawdziwej skóry.
Teraz rodzice pokładają duże nadzieje w laseroterapii. Używamy lasera od ponad półtora roku i powiem tak: płytsze blizny jesteśmy w stanie wygładzić, wybielić, przywrócić im elastyczność, ale na pewno nie w takim zakresie, w jakim by sobie tego życzyli pacjenci oraz ich rodzice.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

02.07.2020
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta