×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Jak nie rtęcią, to końskim nawozem

dr n. hum. Wiktor Szymborski
dla mp.pl/ginekologia

Choroba ta niejedno ma imię. A skąd się wzięła i jak leczono dolegliwość znaną jako przymiot, świerzb, galik, niemoc, ospica, wrzód galijski czy złe krosty? Spór o pojawienie się kiły w Europie od wieków wzbudzał ożywione dyskusje historyków medycyny.

Kiła określana bywała także mianem francy, luesu, choroby neapolitańskiej, galijskiej, francuskiej, indyjskiej, cudzoziemskiej, dworskiej, sekretnej, brzydkiej czy nawet warszawskiej. W Rosji znana była jako choroba polska, w Turcji jako chrześcijańska, w Persji jako turecka, w Indiach portugalska. „Przypadłość” ta przez wieki budziła przerażenie, doprowadzając do śmierci tysiące osób. Odebrała palmę pierwszeństwa średniowiecznemu trądowi, gdyż nieleczona lub leczona metodami XVI-wiecznymi powodowała ogromne wyniszczenie organizmu. Dotknięci nią pacjenci wzbudzali niechęć nawet wśród trędowatych.

Pierwsze teorie wiążące pojawienie się kiły z przemieszczającymi się, niejako błądzącymi planetami zarzucono już w XVI wieku. Jak w takim razie ówcześni lekarze próbowali wytłumaczyć pojawienie się kiły? Jaką drogę przebyła ta przerażająca choroba zanim swe śmiertelne żniwo zaczęła zbierać w Europie?

Pieter Bruegel starszy, „Walka Karnawału z Postem” (fragm. obrazu). W centrum osoba chora na kiłę

Ku Europie z Kolumbem

Wśród historyków i historyków medycyny spór w kwestii pojawienia się kiły na starym kontynencie trwa nadal. Istnieją trzy główne hipotezy wyjaśniające, skąd „niemoc” trafiła do Europy.

Najczęściej przyjmuje się, że została zawleczona przez marynarzy uczestniczących w wyprawach Krzysztofa Kolumba do Nowego Świata. Teorię tę sformułowano już w XV wieku, a głosił ją Diaz de Isla. Jako jedną z pierwszych ofiar kiły wymienia się kapitana jednego z okrętów, wielkiego genueńczyka – Martina Alonzo Pinzona, którego los podzieliła niemal cała załoga okrętu Pinta.

Choroba na wyspy brytyjskie trafić miała już w 1493 roku. Jej błyskawiczny i niszczycielski pochód w Europie ludzkość zawdzięcza niekarnym oddziałom najemników króla Francji Karola VIII. Toczona przezeń kampania wojenna, pobyt oddziałów w Rzymie oraz ich zachowanie podczas oblężenia Neapolu sprawiły, że kiłą zaraziła się duża grupa najemników.

To właśnie z czasów tzw. wojen włoskich dysponujemy pierwszym opisem choroby. Relacja pochodzi z roku 1495 r. i jest dziełem lekarza wojsk weneckich. W jednym ze źródeł odnaleźć można następujący opis: „Nowa niemoc, a w każdym razie nieznana lekarzom, którzy nas poprzedzali, niemoc francuska (...) Tak odpychający jest wygląd całego ciała, tak wielkie są cierpienia, zwłaszcza podczas nocy, że ta niemoc przerasta swoją okropnością zazwyczaj nieuleczalny trąd”.

Hipoteza afrykańska

Inna grupa badaczy pojawienie się kiły w Europie wiąże z coraz bardziej ożywionymi kontaktami gospodarczymi pomiędzy Portugalczykami a ludami Afryki. Zdaniem między innymi Franka B. Livingstona, w tropikalnym klimacie Afryki rozwijały się zarazki kiły i stamtąd miały zostać przeniesione na stary kontynent. Wraz z intensyfikacją kontaktów handlowych oraz wypraw podejmowanych przez Portugalczyków, ryzyko kontaktu z kiłą wzrastało. Zakażenie chorobą miało następować nie tylko w drodze kontaktów seksualnych. Jej zarazki w sprzyjających okolicznościach mogły w drodze mutacji przystosować się do nowych warunków. Teoria ta sama w sobie nie wyklucza pierwszej, a stanowi jej uzupełnienie.

Dolegliwość biskupa poznańskiego

Inną próbą wyjaśnienia kwestii jest twierdzenie, że choroba miała istnieć w Europie na długo przed XVI wiekiem. Zagadnienie to było żywo dyskutowane w nauce polskiej. Od XIX wieku badacze zastanawiali się, kiedy po raz pierwszy przypadłość ta zagościła w naszym kraju.

Dowodem na to, że już w XIV wieku chorowano na nią w Polsce, miał być fragment kroniki Janka z Czarnkowa. Dziejopisarz odnotował chorobę, na jaką zapadł biskup poznański Maciej z Kórnika. Należy nadmienić, że autor tych słów był skonfliktowany z poznańskim ordynariuszem diecezji i wyrażał się o nim wyjątkowo mało pochlebnie, podkreślając jego niemoralne prowadzenie się. O zmianach chorobowych biskupa pisał: „Nie unikał bowiem grzechu wszetecznego, zwłaszcza gwałcenia dziewic – więc był dotknięty chorobą raka, był pochopny do mówienia rzeczy sprośnych – wiec cierpiał na rany na języku i gardle, a to tak, że przed śmiercią, jak powiadają, ledwo mógł mówić i połykać jakikolwiek napój (...) Długo się męczył przed śmiercią”. W innym miejscu podkreślił wątpliwą moralność biskupa, odnotowując karę, jaka go spotkała: „W ciągu więcej niż dwóch lat cierpiał on na chorobę raka w częściach płciowych”. Informacje te przeniósł następnie do swej kroniki wybitny XV–wieczny dziejopisarz Jan Długosz. Wskazana stronniczość, jak również średniowieczne postrzeganie chorób jako kar za grzechy, znacząco obniża wiarygodność tych zapisów.

„Niemoc” a ołtarz mariacki

Dysponujemy świadectwem mającym dowodzić istnienia kiły sprzed jej największej pandemii w XVI wieku. Prof. Franciszek Walter, dyrektor kliniki dermatologicznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, zwrócił uwagę na jedną z postaci wyrzeźbionych w XV wieku przez Wita Stwosza w słynnym ołtarzu mariackim. W scenie ukazującej „Pojmanie Chrystusa” jeden z żołnierzy został ukazany z zespołem cech świadczących o chorobie, jaka go dotknęła, podobnie postać obrazująca uczonego w scenie „Chrystus wśród uczonych”. Objawem był tzw. nos siodełkowaty, zwany także lornetkowym. Natomiast Kazimierz Lejman na podstawie innego zabytku (znajdującego się na zworniku w tzw. kamienicy hetmańskiej na rynku w Krakowie), tym razem z XIV wieku, ukazującego splecione trzy głowy, datuje rozwój kiły już na wiek XIV. W obu przypadkach zdaniem badaczy dostrzec można ślady kiły wrodzonej lub nabytej (ołtarz mariacki) oraz rozwoju tej choroby (deformacja nosa postaci na zworniku kamienicy hetmańskiej).

Choroba polskiego władcy


Ilustracja przypisywana Albrechtowi Dürerowi (1496) ukazująca osobę chorą na kiłę. Przedstawia pogląd o astrologicznych przyczynach choroby

Problem genezy kiły w Europie odżył wraz z dyskusją dotyczącą śmiertelnej choroby, która trapiła wybitnego XIV-wiecznego władcę Węgier – Ludwika Andegaweńskiego, który na mocy układów zawartych z królem Kazimierzem Wielkim został po jego śmierci władcą Polski. Część badaczy termin „lepra”, jakim określono chorobę monarchy, odniosła nie do trądu a właśnie do kiły. Z tych względów niektórzy historycy wygaśnięcie dynastii Andegawenów upatrują właśnie w tej chorobie.

Biorąc pod uwagę skąpe i lakoniczne przekazy źródłowe informujące o chorobie Ludwika Andegaweńskiego oraz fakt, że dyskusja na temat genezy kiły jest nierozwiązana, trudno jednoznacznie wyrokować o charakterze choroby króla Węgier. Niezależnie od argumentów przytaczanych przez badaczy należy zaznaczyć, że zmiany powodowane przez kiłę mogły, zdaniem Franka B. Livingstona, być błędnie odczytywane w epoce średniowiecza – właśnie jako pokłosie trądu.

Franca na ziemiach polskich

Niezależnie od tego, czy choroba ta była znana przed powrotem marynarzy Kolumba i wyprawy Karola VIII do Rzymu i Neapolu, na ziemie naszego kraju dotarła wyjątkowo szybko. Posiadamy na ten temat pewne, źródłowo udokumentowane informacje.

Do Krakowa nowy typ zarazy trafił już w 1495 roku. Choroba została przywleczona z Rzymu przez jedną z mieszczek krakowskich, żonę sługi burgrabiów zamku krakowskiego Wojciecha Białego. Niewiasta kłopotliwej pamiątki nabawiła się podczas pielgrzymki do Wiecznego Miasta. Informacje te odnotował Maciej z Miechowa w pierwszym wydaniu „Chronica Polonorum”. Rozprzestrzenienie się choroby wiązał ze złą koniunkcją Saturna i Jowisza, co miało spowodować, że pojawiła się w Hiszpanii, skąd następnie zawleczono ją do Włoch. Niebagatelną rolę w jej rozwoju odegrać mieli przybysze z Węgier.

Z problemami spowodowanymi przez kiłę borykali się liczni pacjenci z Rzeczypospolitej, a choroba nie omijała nawet członków rodzin panujących np. Jagiellonów. Spośród licznych rodzin magnackich cierpiących z powodu rozwoju kiły wspomnieć można dla przykładu ród Sobieskich, czy żyjących w XVI wieku przedstawicieli potężnego rodu Radziwiłłów (Mikołaj Radziwiłł o przydomku „czarny” był leczony przez nacieranie rtęcią, a jego syn Mikołaj Krzysztof „Sierotka” uskarżał się, że „go franc gryzie”).

W walce z chorobą

Chorzy szukali pomocy nie tylko wśród autorytetów medycznych w kraju, lecz także zwracali się do znanych włoskich medyków. Pomocą służył sam sławny Jan Baptysta Montanus (ordynator szpitala św. Franciszka w Padwie).

O tym, jak wielkie zniszczenia czyniła choroba galijska w stolicy Rzeczypospolitej, świadczy uchwała krakowskiej rady miejskiej z 1528 roku, w której zdecydowano o budowie specjalnego szpitala. Szczęśliwie, dzięki poparciu monarchy, udało się szybko otworzyć szpital pod wezwaniem św. Sebastiana i Rocha, który wówczas znajdował się poza murami miasta. Połowę jego pomieszczeń przeznaczono dla pacjentów z chorobami wenerycznymi.

Do pierwszych szpitali leczących przypadłość określaną mianem „morbus gallicus” należały także placówki w Poznaniu i Warszawie. Ten ostatni szpital, założony przez Piotra Skargę w 1591 roku, nosił wyjątkowo wdzięczną nazwę: „Szpital Gnoiników to iest w gnoiu porzuconych chorych”, a pieczę nad nim miało sprawować Bractwo Miłosierdzia. Nazwa placówki nawiązywała do jednej z terapii polegającej na umieszczaniu chorych w końskim nawozie.

Morbus gallicus”, znany także jako „mącz” czy „lues Venerea”, był przedmiotem licznych traktatów medycznych. Pierwsze prace poświęcone kile powstałe w Rzeczypospolitej pochodzą już z początków XVI wieku. Wówczas to Jan Solfa, lekarz króla Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta, ogłosił obecnie zaginione dzieło. Z kolei najsłynniejszym powstałym na ziemiach polskich traktatem przedstawiającym tę chorobę był „Przymiot albo dworska niemoc” Wojciecha Oczki (1581 r.), lekarza króla Stefana Batorego. Było to pierwsze spisane po polsku i wydane w kraju dzieło poświęcone kile – obszerne i bogate w liczne szczegóły, zwłaszcza w kwestii metod leczenia choroby.

Skórą i oddechem

Nowożytna medycyna miała poważny problem nie tylko w zdiagnozowaniu przyczyn i sposobów rozprzestrzeniania się choroby, ale przede wszystkim z opracowaniem skutecznej terapii. Pierwsze poglądy wiążące chorobę z niekorzystnym układem planet zostały szybko zarzucone, kiedy zauważono, że rozprzestrzenia się przez kontakty seksualne. XVI–wieczni medycy rozwój choroby wiązali z tzw. jadem przymiotowym, powstającym w organizmie człowieka, kontaktami seksualnymi, jak również z przenikaniem choroby przez skórę, co było groźne w momencie używania przedmiotów należących do zarażonego. Wierzono także, że zarazić się można poprzez wchłonięcie oddechu chorego. I tak, oddech mamki miał przenosić chorobę na dziecko, a ono na całą rodzinę.

Wraz z upowszechnieniem się przekonania o zarażeniu drogą płciową zrezygnowano z pierwszych prób leczenia, które polegały np. na płukaniu rano i wieczorem ust, częstym czesaniu i trefieniu włosów. Początkowo wierzono nawet w dobroczynny wpływ okadzania ciała jałowcem.

Walcząc z kiłą podejmowano szereg działań profilaktycznych, polegających z jednej strony na wyrzucaniu prostytutek z miast oraz na wymaganiu specjalnych zaświadczeń, swoistych listów zdrowia od np. służących w gospodach czy wędrownych praczek, które nader często oskarżano o niemoralne prowadzenie się. Doradzano ostrożność w dobieraniu partnerek i unikanie kontaktów z prostytutkami, a także toaletę po stosunku płciowym. Mężczyznom doradzano profilaktycznie owijać genitalia w płótno nasączone winem małmazyjskim.

Rtęć, sadło czy drzewo gwajakowe?

Jednymi z najstarszych leków stosowanych przeciwko kile były maść rtęciowa oraz wywar z drzewa gwajakowego. Zdarzały się przypadki, że wybrane grupy społeczne posiadały swoje, rzekomo pewne sposoby leczenia. Można tutaj wspomnieć o niżowcach (Kozakach), którzy – jak relacjonował Wojciech Oczko – w miejsce drzewa gwajakowego stosowali sadło dzikich kobył. W powszechnym użyciu był wywar z drzewa gwajakowego, o którego zbawiennych właściwościach pisał niemiecki humanista Ulryk von Hutten w 1515 roku. Stosowanie tego preparatu niestety nie ustrzegło go przed śmiercią spowodowaną właśnie przez chorobę francuską. W moc gwajaku wątpił sam Paracelsus, jednak druk pracy, w której obalał przekonanie o zbawiennym wpływie tego specyfiku, został zablokowany przez środowisko kupieckie Norymbergi z obawy przed spadkiem zysków z jego sprzedaży. Skuteczność gwajaku podważył Girolamo Fracastoro w ogłoszonym w 1530 roku dziele, od którego choroba ta zyskała nowe miano: „Syphilis, sive morbus gallicus”.

Rycina z XVI w. przedstawiająca Girolamo Fracastoro trzymającego swoje dzieło „Syphilis, sive morbus gallicus”. Pasterz Syphilus (postać wymyślona przez Fracastoro - po tym, jak obraził Apolla, Syphilus został dotknięty chorobą i był leczony wywarem z drzewa gwajakowego) i myśliwy Ilceus (leczony rtęcią) są przestrzegani przez Fracastoro, który wskazuje im posąg Wenus, przed niebezpieczeństwem zakażenia kiłą / aut. Christoph Schwarz, Jan Sadeler

Trudy terapii

Pierwsze metody leczenia choroby galijskiej podejmowane w szpitalu św. Sebastiana i Rocha w Krakowie wymagały od pacjentów prawdziwie „końskiego zdrowia”, należy jednak podkreślić, że nie odbiegały one od ówczesnych standardów europejskich. Osobnicy, którzy przeżyli nacieranie rtęcią oraz wygrzewanie w specjalnych piecach, mieli spore szanse na pokonanie choroby skoro przetrwali kurację. Współcześnie trudno sobie wyobrazić, aby pacjent sprostał 15–minutowej kuracji okadzania oparami rtęci.

Wykonując takie zabiegi dbano o komfort pacjentów. Jak pisze Wojciech Oczko, sam zapach preparatu bywał nieznośny, więc należało go połączyć z ziołami: „tak iż mdleją od niego, umierają, albo w dziwne przypadki wpadają, ktorym to tak subtelnym duchom, aby smród tak iadowity mniey szkodził, do cynobru rzeczy wonnych przysadzaią aby cynobru tak wiele iako tych to rzeczy było, coby zaraz przy gwałtownym a gorącym smrodzie, było to coby one członki przednieysze zaraz posilało. Do czego używamy albo prostych co sie v nas rodza, a ludzie uboższe contenować mogą, iako maiorana, ruta, basilik, szałwia, lawander, szpika, kopydnik, kwiecie rozmaite, kmin”.

Dawka leczniczej mikstury miała początkowo wynosić 15 gramów, maksymalnie można było stosować 45 gramów. Zabieg kurzenia trwał 15 minut, po czym chory podlegał zabiegom wygrzewania w specjalnych łożach, mógł też zjeść posiłek. Kuracja powtarzana była osiem razy w ciągu dnia. Jeśli pacjent źle tolerował rtęć, należało ją powtórzyć co dwa, trzy dni. Zdawano sobie sprawę z siły specyfiku, stąd polecano sprawdzać, czy pacjent nie stracił przytomności, zabawiać go rozmową. Wśród działań niepożądanych kuracji odnotowano osłabienie ciała, nagłą śmierć. „Kurzywszy, tenże prawie skutek, co po mazaniu obaczysz [terapia polegająca na wcieraniu maści rtęciowej w skórę] bo w oboygu, ciała sie barzo otwierając, a pocąc, tak roskisywaią, iż członki y stawy wszytki osłabiaja, a iakoby sie rozstepuią, w tym zeby obwątleją, phlegma do ust przyidzie, czasem stolec, czasem vomity, czasem kaszle nastepują”.

Omawiając dawne metody leczenia kiły nie można zapominać o terapii gnojowej, która sprowadzała się do zakopywania chorego w końskim nawozie, czym podnoszono temperaturę ciała. Praktyka ta już pod koniec XVI wieku budziła liczne głosy krytyki.

W leczeniu syfilisu niebagatelną rolę odgrywać miała także dieta – spożywanie potraw lekkostrawnych, unikanie tłustych dań, słodkich i nadmiernie kwaśnych, pikantnych przypraw. Zdaniem XVI-wiecznego autorytetu medycznego – Wojciecha Oczki – leczenie choroby należało rozpoczynać wiosną, tak by w momencie, kiedy przyroda odradzała się, odrodziło się także zdrowie, na co wpływ miało mieć np. odpowiednie wietrzenie mieszkań.

Choroba wszystkich chorób

Kiła zdaniem lekarzy mieściła w sobie wszystkie najgroźniejsze choroby. Wierzono, że nawet „plica polonica” (kołtun), który był wyjątkowo groźną przypadłością, uchodzącą za, jak próbowano udowadniać, chorobę zakaźną, mieścił się w chorobie francuskiej.

Przez wieki kiła była nieuleczalną chorobą, nie pomogła pomysłowość farmaceutów wymyślających coraz to nowsze specyfiki, nie pomogło poświęcenie lekarzy dokonujących licznych eksperymentów, w tym auto-eksperymentów polegających na wszczepianiu sobie choroby (o czym świadczy los Johna Huntera, angielskiego lekarza żyjącego pod koniec XVIII wieku). Dopiero opracowanie w 1910 roku leku na bazie salwarsanu oraz zastosowanie penicyliny wynalezionej w 1928 roku okazało się prawdziwym przełomem w walce z „przymiotem”.

Dr n. hum. Wiktor Szymborski – pracownik Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, zajmuje się dziejami średniowiecznej kultury religijnej.

Cytaty za:

Quétel C., Niemoc z Neapolu czyli historia syfilisu, przekład Z. Podgórska-Klawe, Wrocław 1991, s. 15.
Kronika Jana z Czarnkowa, tłumaczenie J. Żerbiłło, oprac. M. D. Kowalski, Kraków 2006, s. 98-99, 102.
Wojciech Oczko, Przymiot i Cieplice, opatrzone życiorysem i oceną stanowiska naukowego W. Oczki przez dr E. Klinka, Warszawa 1881, s. 55-56, 59.

Wybór literatury przedmiotu:

Brzozowska J., Wzmianki i opisy medyczne w kronice Janka z Czarnkowa, "Medycyna Nowożytna", 1998, t. 5, nr 1, s. 91-101.
Frith J., Syphilis – Its early history and Treatment until Penicillin and the Debate on its Origins, "Journal of Military and Veterans' Health", vol. 20, no 4 http://jmvh.org/article/syphilis-its-early-history-and-treatment-until-penicillin-and-the-debate-on-its-origins/ (dostęp dn. 18.06.2014 r.).
Gąsiorczyk P. K., Ochrona zdrowia ludzi morza w średniowieczu i u   początków czasów nowożytnych – zarys problematyki, [w:] Doświadczanie   choroby w perspektywie badań interdyscyplinarnych, pod red. B.   Płonki-Syroki i M. Skrzypka, Wrocław 2010.
Georges V., Historia zdrowia i choroby. Od średniowiecza do współczesności, przekład Małgorzata Szymańska, Warszawa 1997.
Historia medycyny, red. T. Brzeziński, Warszawa 1988.
Koleta Koronowska S., 430 lat wenerologii polskiej, "Nowiny Lekarskie", 2010, t. 79, nr 6, s. 487-494.
Livingstone F. B., On the Origin of Syphilis: An Alternative Hypothesis, "Current Anthropology", 1991, vol. 32, no 5, p. 587-590.
Maludzińska M., Choroby weneryczne na ziemiach polskich w XVI wieku w świetle „Przymiotu” Wojciecha Oczki, [w:] Wśród córek Eskulapa. Szkice z dziejów medycyny i higieny w Rzeczypospolitej, red. A. Karpiński, Warszawa 2009, s. 51-102.
Quétel C., Niemoc z Neapolu czyli historia syfilisu, przekład Z. Podgórska-Klawe, Wrocław 1991.
Sroka S. A., Jan Radlica jako lekarz, "Archiwum historii i filozofii medycyny", 1994, vol. 57, nr 4, s. 463-477.
Sroka S. A., Klęski elementarne w Krakowie w XV wieku, "Rocznik Krakowski", R. 57: 2001, s. 13-18.
Stapiński A., Kiła w Polsce w XV i XVI w., "Przegląd Dermatologiczny", 1985, t. 72, nr 5, s. 452-461.
Urban W., Znaczenie kiły w dziejach pierwszej Rzeczypospolitej, "Archiwum historii i filozofii medycyny", 1997, vol. 60, nr 1, s. 1-8.

31.07.2014
Zobacz także
  • Wrzącym olejem
  • Upuszczać, pić, przetaczać
  • „O mój bólu, o mój piękny”
  • Bóg uzdrawia, a lekarz bierze zapłatę
  • Uciekać wcześnie, daleko i na długo
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta