Na SOR Szpitala Bocheńskiego zgłosił się mężczyzna, który twierdził, że wrócił z Niemiec i podejrzewa u siebie infekcję koronawirusem. Pracownicy placówki zareagowali natychmiast. Oddział został zamknięty i poddany dekontaminacji, a karetki były kierowane do innego szpitala. Okazało się, że pacjent historię zmyślił, żeby w przyśpieszonym trybie trafić do lekarza. Będzie tłumaczył się przed sądem.
Fot. Łukasz Ogrodowczyk / Agencja Gazeta
Apele decydentów o zdrowy rozsądek i stosowanie się do zaleceń służb sanitarnych nie trafiają do wszystkich pacjentów. Dobitnie pokazuje to przypadek z Bochni. Na SOR tamtejszego szpitala zgłosił się 60-letni mężczyzna, twierdząc, że wrócił właśnie z Niemiec i podejrzewa, że może być zakażony koronawirusem. Pracownicy szpitala zareagowali natychmiast. Oddział został zamknięty i poddany dekontaminacji, a pacjent został umieszczony w izolatce.
Już na samym początku pojawiły się problemy z diagnostyką. Szpital chciał przesłać do laboratorium do Warszawy próbkę pobraną od potencjalnie zakażonego mężczyzny. Okazało się, że musi to zrobić na własny koszt.
– Chcieliśmy przesłać próbkę, ale Sanepid nam kategorycznie odmówił. Usłyszeliśmy, że może to zrobić tylko oddział zakaźny. Tymczasem mieliśmy na oddziale potencjalnie chorego mężczyznę bez diagnozy. Postanowiliśmy zatem przesłać próbkę na własny koszt. Firma kurierska zażądała za transport próbki 1500 zł. Nie mieliśmy innego wyjścia. Zapłaciliśmy – mówi Jarosław Gucwa, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Powiatowego im. bł. Marty Wieckiej w Bochni.
Wynik był ujemny. Okazało się, że pacjent zmyślił pobyt w Niemczech i zagrożenie zakażenia koronawirusem tylko po to, aby szybko bez kolejki dostać się do lekarza.
– W POZ, zgodnie z zaleceniami, pacjenta odesłano do domu. Przyszedł więc na oddział ratunkowy ze swoją zmyśloną historią o koronawirusie – relacjonuje dr Gucwa.
Fantazja pacjenta kosztowała szpital ok. 20 tys. zł. Zdezynfekowany został cały parter placówki i poradnia. SOR zamknięty był przez niemal trzy godziny.
O tym, że mężczyzna zmyśla, dowiedzieli się policjanci. Zgodnie z procedurami funkcjonariusze udali się wcześniej do jego mieszkania, żeby porozmawiać z domownikami i poinformować ich o ewentualnej kwarantannie domowej. Na miejscu dowiedzieli się, że 60-latek od kilku lat nie wyjeżdżał poza miejsce zamieszkania. Czuł się źle, więc rano poszedł do poradni POZ, a później ze spreparowaną historią zjawił się na SOR.
W momencie, kiedy pracownicy szpitala zamknęli SOR, konieczne było odsyłanie karetek do sąsiedniej placówki oddalonej o 10 km.
– Pacjenta wypisaliśmy do domu. Rozważamy wystąpienie na drodze postępowania cywilnego o obciążenie go kosztami całej operacji. Jednocześnie zgłosiłem na policję podejrzenie o popełnieniu przestępstwa, ponieważ kiedy SOR był zamknięty, zmuszeni byliśmy przekierować sześć karetek do sąsiedniego szpitala – poinformował dyrektor ds. lecznictwa.
Okazało się, że jedna z karetek wiozła ofiarę ciężkiego wypadku samochodowego. Roszczenia ze strony szpitala to nie wszystko. Postępowanie przeciwko mężczyźnie prowadzi Komenda Powiatowa Policji w Bochni.
– Policja prowadzi dwa postępowania – w sprawie o wykroczenie oraz w wydziale dochodzeniowo-śledczym w oparciu o art. 160 § 1 Kodeksu Karnego – narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Postępowanie to ma związek z wypadkiem, który miał miejsce w miejscowości Łapczyca. Poszkodowana w tym wypadku musiała zostać przetransportowana do szpitala w Brzesku, a nie w Bochni, ponieważ oddział ratunkowy był zamknięty. Mężczyzna naraził również na niebezpieczeństwo pacjentów już przebywających na oddziale. Grozi mu do trzech lat więzienia – poinformowała MP.PL mł. asp. Dominika Półtorak z Komendy Powiatowej Policji w Bochni.