Po niemal czterech latach zmagań z nowotworem mózgu zmarł ks. Jan Kaczkowski, do końca zaangażowany w działalność stworzonego przez siebie hospicjum w Pucku.
Ks. Jan Kaczkowski prowadzi spotkanie z pracownikami hospicjów w ramach akcji "Umierac po ludzku", Kielce, 23 września 2008. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
„Prawdopodobnie chce mnie pani zapytać, czy przy każdych świętach myślę, że to będą moje ostatnie. Jasne, że się wszyscy boimy, ale nie będziemy codziennie mówić: - Boże, może to moje ostatnie święta. Tak nie dałoby się żyć” – mówił w jednym z ostatnich wywiadów radiowych.
Jan Kaczkowski urodził się z niedowładem lewej strony ciała i poważną wadą wzroku. Jako ksiądz wybrał służbę chorym ludziom – w tym kierunku się kształcił, w 2004 r. był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego. Między 2007 a 2009 rokiem koordynował budowę Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, był jego dyrektorem i prezesem zarządu.
Gdy w połowie 2012 roku zdiagnozowano u niego nowotwór mózgu, lekarze dawali mu pół roku życia.
Wielokrotnie publicznie opowiadał, jak radzi sobie z chorobą. Mówił o strachu i o wściekłości, i o tym że na negatywne uczucia, martwienie się o przyszłość, daje sobie godzinę dziennie. Żył, jak mówił, „na pełnej petardzie”. W ostatnich latach odwiedził Przystanek Woodstock, nagrał film popierający Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, pracował w hospicjum, otaczając wsparciem terminalnie chorych, zorganizował i prowadził warsztaty dla studentów medycyny i psychologii. Odbywający się co roku Areopag Etyczny to wykłady i ćwiczenia związane z opieką paliatywną oraz komunikacją między lekarzem a pacjentem.
Był autorem trzech bestsellerowych książek: „Nie ma szału, jest rak” (2013), „Życie na pełnej petardzie” (2015) oraz „Grunt pod nogami” (2016).
- Zamiast ciągle na coś czekać - zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje – zachęcał tych, którzy chcieli go słuchać. A słuchali go i cenili nie tylko katolicy. Wielu niewierzących podziwiało go za odwagę i otwartość. We wrześniu 2012 roku ks. Kaczkowski został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta. Był też m.in. laureatem medalu „Curate Infirmos” przyznanego przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, Medalu św. Jerzego „za walkę ze smokiem nieczułości” od redakcji „Tygodnika Powszechnego”, Honorowego Wyróżnienie za Zasługi dla Województwa Pomorskiego, Róży Gali za działalność charytatywną oraz konkursu Sukces Roku 2015 w Ochronie Zdrowia w kategorii osobowość roku.
Kilka tygodni temu rodzina poprosiła o wsparcie modlitewne dla księdza Jana. Ostatnie wyróżnienia, przyznane m.in. przez pomorski samorząd, odbierali jego bliscy. Wiadomo było, że ściga się z czasem. Kiedyś powiedział, że gdyby Opatrzność spojrzała na niego łaskawie i pozwoliła mu zobaczyć wiosnę 2016 roku, byłby „mega szczęśliwy”. Zmarł 28 marca, w wiosenny, słoneczny Poniedziałek Wielkanocny. Dzień później publicysta „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński stwierdził: „czytam od prawa do lewa wyrazy szacunku wobec ks. Kaczkowskiego. Mało kto potrafi dziś łączyć”.