W Chinach kontynentalnych zanotowano w czwartek 8 nowych potwierdzonych przypadków COVID-19, w porównaniu z 15 dzień wcześniej - poinformowała w piątek Narodowa Komisja Zdrowia. Łączna liczba potwierdzonych przypadków wzrosła tym samym do 80 813.
Fot. pixabay.com
W położonej w środkowej części Chin prowincji Hubei, gdzie rozpoczęła się pandemia, zmarło w czwartek 6 kolejnych osób w porównaniu z 8 dzień wcześniej. Wszystkie zgony stwierdzono w stolicy prowincji - Wuhan. Był to kolejny dzień z rzędu z jednocyfrowym wskaźnikiem liczby nowych zgonów w tej prowincji. Łączna liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 3.76.
Eksperci zauważają, że tendencja spadkowa nowych zachorowań i zgonów utrzymuje się, co zdaje się potwierdzać opinie, że szczyt epidemii mija. Jak informuje Reuter, obecnie uwaga władz skupia się przybyszach z zagranicy, którzy odwiedzali kraje z przypadkami zachorowań.
Kolejną informacją, która może świadczyć o poprawie sytuacji, jest wypowiedź chińskiego wiceministra przemysłu Xin Guobina, który powiedział w piątek, że - poza prowincją Hubei - wznowiło pracę 60 proc. małych i średnich firm i ponad 95 proc. dużych.
Epidemia COVID-19 i środki jej przeciwdziałania sprowadziły śmiertelne zagrożenie na tysiące zwierząt w Chinach. Psy i koty osób zabranych na kwarantannę zostały w domach bez jedzenia czy wody, a środki dezynfekcji truły dziki, łasice i ptaki.
Leśnicy w mieście Chongqing na zachodzie Chin znaleźli ciała 135 dzikich zwierząt należących do 17 różnych gatunków, zatrutych substancjami dezynfekującymi, których używano w nadmiarze – podała państwowa agencja prasowa Xinhua. Dziennik „China Daily” ocenił, że dzikie zwierzęta stały się „niespodziewaną ofiarą” epidemii.
Tymczasem w całym kraju osoby kierowane do ośrodków kwarantanny nie mogą zabierać ze sobą zwierząt. Wiele osób nie może wrócić do swoich domów z powodu surowych restrykcji transportowych. Wolontariusze nie nadążają z rosnącą liczbą zwierząt czekających na ratunek.
Najpoważniejsza jest sytuacja w objętym surową kwarantanną mieście Wuhan, epicentrum epidemii. Ochotnicy włamują się tam do mieszkań, by ratować – na prośbę właścicieli - pozostawione bez wody i jedzenia zwierzęta.
Jedna z grup wolontariuszy w Wuhanie uratowała już od śmierci głodowej ponad 1000 zwierząt domowych. Jeden z członków tej grupy ocenił jednak w rozmowie z BBC, że zwierząt w potrzebie jest więcej. Sytuację określił jako „bardzo niebezpieczną”.
„Tak wiele umarło z głodu, tylko (właściciele) niewielu z nich mogą skontaktować się ze mną. Nie mogę zbyt wiele zrobić, ale uratuję tyle, ile będę w stanie” - powiedział ten działacz, przedstawiając się jako Lao Mao (Stary Kot).
Światowa Organizacja Zdrowia zapewniała, że nie ma dowodów na to, aby zwierzęta mogły zakażać się koronawirusem. Mimo to w mediach społecznościowych pojawiały się doniesienia o zwierzętach porzucanych lub nawet zabijanych ze strachu przed wirusem.
W całym kraju pozostawionym zwierzętom pomagają też zwykli, wrażliwi na ich los ludzie. Na przykład mieszkańcy jednego z bloków w Kantonie na południu Chin z własnej inicjatywy wspinali się po drabinie, by karmić rudobrązowego kota Maomiego, zostawionego w osiedlowym sklepiku przez jego właściciela.
Sklep był zamknięty, ale wygłodniały Maomi wychylał się przez otwór wentylacyjny na wysokości pierwszego piętra. Ludzie codziennie wkładali mu tam karmę i wodę.
Mężczyzna prowadzący sklep pochodzi z sąsiedniej prowincji Fujian i w związku z ograniczeniami transportowymi opóźnił się jego powrót do Kantonu po obchodach Chińskiego Nowego Roku, którego nadejście świętowano pod koniec stycznia. Ostatecznie sklepikarz wrócił i podziękował mieszkańcom za pomoc.
Przypuszcza się, że koronawirus przeniósł się na ludzi z dzikich zwierząt. Jako możliwe źródło epidemii wskazywano wuhański targ, na którym sprzedawano wiele rodzajów takich zwierząt. Po wybuchu epidemii chińskie władze całkowicie zakazały handlu dzikimi zwierzętami i ich spożywania.