Siedem grzechów głównych

Małgorzata Solecka
Kurier MP

680 nowych przypadków zakażenia, kolejny rekord. Epidemiolodzy mówią o niepokojącej tendencji, zaś z rządu dochodzą coraz to nowe sygnały o możliwym „dokręcaniu śruby” w sprawie dystansowania, masek ochronnych i innych obostrzeń. Które – co warto przypomnieć – przecież dopiero co zostały poluzowane, by nie powiedzieć – zniesione. Polska strategia radzenia sobie z wirusem SARS-CoV-2 coraz bardziej przypomina kręcenie się w kółko. Dlaczego?


Sopot, 19 lipca 2020 r. Fot. Michał Ryniak / Agencja Gazeta

Zostawiając całkowicie na boku politykę – czy też raczej politykierstwo – jaka w pierwszej połowie lipca towarzyszyła publicznemu przekazowi na temat bieżącego stanu epidemii, warto zacząć od tego, że nie zważając na ostrzeżenia ekspertów wyciągnięto błędne wnioski z danych przesłanek. Gdy epidemiolodzy przestrzegali, że liczba dziennych przypadków zakażenia oscylująca między 250 a 400 nie daje podstaw do stwierdzenia, że Polska dobrze radzi sobie z opanowywaniem epidemii, rząd zdecydował o niemal zupełnym wycofaniu obostrzeń. Symbolem tej decyzji było skrócenie obowiązkowego dystansu między obcymi osobami z 2 do 1,5 metra. Symbolem, bo – o czym może się przekonać każdy, kto wyjechał na wakacje w bardziej turystyczne miejsce kraju – Polacy nie przestrzegają dystansu ani 1,5 metra, ani nawet metra. W niektórych miejscach – plaże we Władysławowie, Kołobrzegu czy Krynicy Morskiej, sopocki Monciak, gdański Długi Targ i otaczające go uliczki, na których trwa właśnie Jarmark Dominikański, szlak na Rysy i trasy spacerowe w tatrzańskich dolinach – nawet pół metra odstępu jest problematyczne. Rządowe „tak” dla skrócenia dystansu duża część rodaków (o ile nie większość) odebrała jako sygnał, że już wolno prawie wszystko. Zwłaszcza, że tej decyzji towarzyszyły też inne – choćby o zdjęciu limitów wejść do części obiektów sportowych czy kulturalnych. Ten pośpiech to pierwszy (bo nie ostatni) z grzechów – za które w tej chwili będziemy wszyscy pokutować. Są jednak i inne, popełnione znacznie wcześniej.

Decyzje oparte na „wydawało nam się”. Wydawać by się mogło, by tak nieco złośliwie strawestować wypowiedź Głównego Inspektora Sanitarnego, że na szczeblu rządowym decyzje podejmuje się – zwłaszcza w tak poważnych kwestiach – w oparciu po pierwsze o fakty, po drugie – o ekspercką wiedzę. – Wydawało nam się, że wesela będą bezpieczne – mówi, szczerze, Jarosław Pinkas, szeroko otwierając drzwi do spekulacji, co jeszcze decydentom się „wydawało” w sprawach związanych z koronawirusem (przykładem może być decyzja o przeciwnym wektorze, czyli zamknięcie lasów). Bo o tym, że trudno sobie wyobrazić wesele, odbywające się od początku do końca z poszanowaniem zasad epidemicznego reżimu sanitarnego, eksperci mówili, gdy tylko rząd zasygnalizował możliwość odmrażania imprez weselnych. Trudno spodziewać się, by mieli satysfakcję z tego, że się nie mylili. Jeśli nawet, jest ona bardzo gorzka.

Brak konsekwencji. Gdy dziś minister zdrowia mówi, że jeszcze w tym miesiącu zostanie zmienione prawo w taki sposób, by zakupów nie mogły robić osoby nierespektujące nakazu zasłaniania nosa i ust, pozostaje zadumać się – gdzie był szef resortu zdrowia (a także inni członkowie rządu) przez ostatnich kilkanaście tygodni? Obowiązek „maskowania się” wszedł w życie w połowie kwietnia, potem został złagodzony do obiektów zamkniętych i sytuacji otwartych przestrzeni, gdy niemożliwe jest utrzymanie minimalnego dystansu fizycznego – i…? Nie działa. Za granicą działa, w Polsce – nie działa. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego, będą pewnie szukać przyszli magistrzy i doktorzy zdrowia publicznego, a może i socjologii oraz psychologii. Teraz pozostaje operować na faktach. Relacje z Grecji, Chorwacji, Hiszpanii czy Włoch mają wspólny mianownik: wszędzie tam zakrywanie nosa i ust jest obowiązkowe w tych samych miejscach, co w Polsce. „I to jest bardzo przestrzegane”, „bardzo tego pilnują”, „bez maski nie wejdziesz do sklepu”, „każą się wrócić i przyjść w masce”. W Polsce – hulaj dusza, piekła nie ma. Bo z ośrodków decyzyjnych płyną komunikaty nie tylko sprzeczne, ale niejednoznaczne i świadczące o dużej bezradności państwa, które nałożyło na obywateli obowiązki bez wystarczającej podstawy prawnej i ma problem z ich egzekwowaniem, a strategia „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” przestaje działać.

Brak edukacji. To znów obciąża rząd, ale do pewnego stopnia również samorządy lokalne i regionalne. Dlaczego w środkach transportu miejskiego nie ma tablic, komunikatów, przypominających – stale – o konieczności zasłaniania (prawidłowego!) nosa i ust? Gdzie kampania edukacyjna, skierowana do różnych grup wiekowych, na temat zasad obowiązujących w stanie epidemii? Kiedy ruszy przekaz, dotyczący szczepień przeciw grypie (to już kwestia trzech, czterech tygodni, gdy teoretycznie szczepionka powinna się pojawić w aptekach)? W jaki sposób resort zdrowia i podległe mu instytucje szkolą pracowników systemu ochrony zdrowia i systemu pomocy społecznej pod kątem nowych wyzwań epidemicznych?

Brak wyobraźni. W Pradze przedstawiono, po raz pierwszy, mapę obrazującą sytuację epidemiczną w poszczególnych powiatach. Czeskie Ministerstwo Zdrowia oznacza poziom ryzyka oraz liczbę osób zakażonych w poszczególnych powiatach czterema kolorami: białym, zielonym, żółtym i czerwonym, którym odpowiadają stopnie od 0 do III. W kraju nie ma miejsc, które oznaczone są innym kolorem niż biały lub zielony. Dla opracowania stopnia zagrożenia ocenianych jest 25 paramentów, na które składają się tygodniowe i dzienne wyniki monitorowania. Ostateczna decyzja o zastosowaniu określonego stopnia, jak stwierdziła odpowiedniczka GIS u naszych południowych sąsiadów, jest wynikiem specjalistycznej analizy epidemiologów i służb sanitarnych.

Nie jest to tylko „sztuka dla sztuki”. W zależności od stopnia zagrożenia stacje sanitarno-epidemiologiczne w regionach mogą zalecić stosowanie środków ochronnych, czy uruchomić dodatkowe miejsca pobierania testów na obecność koronawirusa. Możliwe jest także ograniczenie wizyt w szpitalach.

Eksperci od początku epidemii podkreślają, że ludzie wtedy będą się zachowywać racjonalnie (w każdym razie większość), gdy będą rozumieli, dlaczego muszą poddać się określonym nakazom czy respektować zakazy. Liczba zakażeń na poziomie województwa jest – dla większości osób – ciągle wartością abstrakcyjną. Gdy w dodatku informacji towarzyszy przekaz: „to tylko ogniska”, łatwo o błędny wniosek o braku zagrożenia.

Chaos. Zrozumieniu i respektowaniu decyzji rządu nie sprzyja też duży chaos, jaki zapanował – już jakiś czas temu – w komunikowaniu pomysłów czy decyzji. Przykład z ostatnich dni? Kwarantanna dla powracających zza granicy. Osoby, które już wypoczywają w Grecji czy we Włoszech, wrzucają zdjęcia niemal pustych plaż czy restauracji i zestawiają je ze zdjęciami plaż nad Bałtykiem czy oblężonych górskich szlaków. I zadają zasadne pytania – może raczej kwarantanną należałoby objąć tych, którzy wypoczywają we Władysławowie? Minister zdrowia – zaledwie po kilkudziesięciu godzinach od enuncjacji o możliwej kwarantannie dla powracających zza granicy – ma więc inny pomysł: testy. Ale przecież wiadomo, że koronawirus może dać o sobie znać nawet dwa tygodnie po kontakcie z osobą zakażoną. Jak – sensownie – przebadać tych, którzy wracają po dwóch tygodniach czy wręcz tygodniu zagranicznych wakacji?

Bezrefleksyjność. Nie jest tak, że grzechy popełniają tylko politycy. Duża część odpowiedzialności za obecny wzrost zakażeń spoczywa bezpośrednio na nas – jako społeczeństwie. Nie ma usprawiedliwienia dla sytuacji, w której goście hotelowi zakładają maski na nos i usta w recepcji hotelu, a jadąc windą (!) w towarzystwie obcych osób ostentacyjne je zdejmują. Dotyczy to również środków komunikacji publicznej czy galerii handlowych, gdzie maskę zakłada się przy wejściu (bo stoi ochrona), a potem „z ulgą” zdejmuje. Fakt, że nie jesteśmy ekspertami, nie zwalnia nas ani z myślenia, ani z odpowiedzialności za zdrowie swoje i innych. Zaś to, że politycy swoimi błędami i nieprzemyślanymi decyzjami nie stwarzają warunków optymalnych do odpowiedzialnych zachowań może do pewnego stopnia tłumaczyć brak społecznej dyscypliny (tak różny od tego, co obserwowaliśmy od marca do kwietnia), ale czy go usprawiedliwia?

04.08.2020
Zobacz także
  • Rząd zapowiada kontrofensywę
  • Dystansowanie społeczne daje efekty
  • Barometr epidemii (17)
  • Koronawirus w natarciu
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta