– Należy dbać o utrzymywanie stanu zaciekawienia. Czasem dobrze jest... nie wiedzieć. Przeciwnikiem stanu zaciekawienia jest rutyna, która może prowadzić do stanu wypalenia – mówi prof. Bogdan de Barbaro, kierownik Zakładu Terapii Rodzin Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.
Prof. Bogdan de Barbaro. Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Katarzyna Sajboth-Data: Powiedział Pan kiedyś, że wypalenie zawodowe to rozlana tłumiona wściekłość. Jeśli się wściekamy, to dlatego, że nam na czymś zależy. Czy na wypalenie narażeni są szczególnie najbardziej zmotywowani i zaangażowani lekarze?
Prof. Bogdan de Barbaro: Lekarze mają silną motywację do bycia użytecznymi i efektywnymi, chcą pomóc chorym. Myślę, że ci, którzy do swojego zawodu podchodzą z nieograniczonym entuzjazmem, mogą mieć trudniej – tym bardziej, im większa jest różnica między tym, czego chcą, a tym, co jest możliwe. Razem z owym rozdźwiękiem rośnie u lekarzy frustracja, która może prowadzić do zespołu wypalenia.
Czy częściej doświadczają go młodzi idealistyczni lekarze, czy wieloletni pracownicy ochrony zdrowia, znający jej realia?
Z pewnością ktoś, kto pracuje dłużej, jest bardziej narażony. Jednak ważniejsza od stażu pracy jest znajomość metod przeciwdziałania wypaleniu. Każdy „pomagacz” jest narażony na niebezpieczeństwo wypalenia zawodowego, ale większą szansę na obronę przed nim ma ten, kto posiada środki zaradcze.
Jakie to środki?
Punktem wyjścia może być to, czy osoba zagrożona
zespołem wypalenia jest w odpowiednim
stopniu zaciekawiona sobą. W różnym stopniu
jesteśmy sobą zaciekawieni. Na jednym biegunie
będą ci, którzy nie interesują się swoją psychiką i stanami emocjonalnymi. Na drugim znajdą
się zakochani w sobie, dla których reszta świata
jest nudna. Gdzieś pośrodku będą osoby, które
doceniają rozumienie siebie, ale nie robią z tego
jedynego przedmiotu zainteresowania.
Psychoterapeuci, aby otrzymać certyfikat, muszą
nabyć umiejętność rozumienia tzw. przeciwpodleprzeniesienia,
czyli rozeznania, jakimi emocjami
reagują na pacjenta. Ta zdolność jest bezcenna
także dla lekarza, ponieważ jeśli rozumie on siebie i emocje, jakimi reaguje na pacjenta, będzie mu
łatwiej współdziałać z innymi.
Wypalenie jest bardziej znużeniem czy cierpieniem? Pacjenci nieraz skarżą się na zimne, obcesowe zachowanie lekarza – czy może być ono wyrazem jego niemocy i rozżalenia?
Wydaje mi się, że istnieje silny związek między znużeniem a cierpieniem. Spotkałem się też z tezą, że poważnym cierpieniem jest znudzenie. Należy więc dbać o utrzymywanie stanu zaciekawienia.
Jak to zrobić?
Może to zabrzmi paradoksalnie, ale dobrze
jest… nie wiedzieć. Zaciekawiony jest ten, kto potrafi
utrzymać stan napięcia poznawczego. Jeśli
czegoś nie wiem, to pozostaję zaciekawiony, a jeśli
wiem, to przestaję poszukiwać. Nie chcę przez to
powiedzieć, że zachęcałbym lekarzy do pozostawania w stanie permanentnego zaciekawienia danym
pacjentem, bo w medycynie w pewnym momencie
należy wiedzieć – postawić diagnozę i leczyć. Jednak
przeciwnikiem stanu zaciekawienia będzie
rutyna, która może prowadzić do stanu wypalenia.
Dobrze, jeśli razem z przyjściem kolejnego
pacjenta, pojawia się w lekarzu instynkt badacza,
poszukiwacza. To chroni przed wypaleniem.
Ponadto – pamiętajmy – poza medycyną dzieje
się mnóstwo ciekawych rzeczy, warto je także dostrzegać.
Stan zaciekawienia powinien dotyczyć
różnych obszarów życia.
Jakie cechy indywidualne mogą sprzyjać zainicjowaniu procesu wypalenia zawodowego?
Wypalenie może się pojawić wtedy, gdy nie potrafię
odróżnić tego co „zmienialne” od „niezmienialnego”.
Osoby, które pracują z pacjentami przewlekle
chorymi, są szczególnie narażone na zespół wypalenia.
Dlatego w trakcie leczenia tak ważne jest
określenie choćby kilku zadań, które mają szanse
zakończyć się sukcesem.
Wyobraźmy sobie, że leczę osobę z chorobą
przewlekłą. Ważne jest, bym wśród wielu objawów i problemów znalazł te, wobec których mogę
być skuteczny. To nie oznacza nihilizmu terapeutycznego,
ale powinienem zadbać, by swoimi marzeniami o omnipotencji nie doprowadzić siebie
do frustracji i zgorzknienia, a pacjenta nie wpędzić w poczucie beznadziejności. Jeśli pojawią się
choćby cząstkowe sukcesy, a ja będę je doceniał,
to będę miał satysfakcję ze swojej pracy i energię
do podejmowania kolejnych wyzwań. Ale gdybym
ustawicznie miał nierealistyczne cele, to nawet
gdy dojdzie do wyraźnej poprawy, ja jej nie docenię i będę rozgoryczony. Jednak pamiętajmy:
realistyczne spojrzenie nie ma oznaczać postawy
rezygnacyjnej ani zablokowania nadziei.
Jak takie odróżnianie „zmienialnego” od „niezmienialnego” wpłynie na poczucie skuteczności i zaangażowanie w pracę?
Niezwykle ważne jest poczucie sprawczości.
Dwie pułapki to z jednej strony złudzenie wszechmocy, a z drugiej – nadmiarowa i przygniatająca
świadomość ograniczeń. Dlatego muszę znaleźć i zdefiniować ten obszar, na który realnie mam
wpływ. Jeśli uważam, że wszystko zależy ode
mnie, a stan pacjenta nie zmienia się, choć zrobiłem
wszystko, co mogłem, zgodnie z posiadaną
wiedzą i możliwościami – mogę łatwiej popaść w zespół wypalenia. Frustracja, która się wówczas
pojawia, przekłada się na poczucie braku wpływu i niedostatku skuteczności, powoduje przewlekłe
zmęczenie, a także reakcje psychosomatyczne.
Irytacja może się ujawniać w postaci agresji lub w lekceważącym zachowaniu wobec pacjenta.
Czasem do mojego gabinetu przychodzą osoby,
które relacjonują, jak źle zostały potraktowane
przez lekarzy. Słucham tego z głęboką przykrością,
bo – z racji zajęć ze studentami w ramach
kursu z psychiatrii – czuję się współodpowiedzialny
za przygotowanie lekarzy do właściwej relacji z pacjentem.