12 godzin przed komputerem

Z Lechem Cierpiołem, specjalistą psychoterapii uzależnień, rozmawia Maciej Müller

Lech Cierpioł, specjalista psychoterapii uzależnień: Prowadziłem kiedyś terapię dorosłego syna alkoholika, który wyliczył, że w ciągu trzech lat grał w fabularną grę sieciową 5 tys. godzin. Bo w tamtej wirtualnej rzeczywistości mógł siebie modelować: to, czego nie otrzymał w dzieciństwie od ojca alkoholika, odnajdywał i tworzył w systemie tej gry.


Lech Cierpioł

Maciej Müller: Czy zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że uzależnienia są plagą współczesności, rodzajem choroby cywilizacyjnej?

Lech Cierpioł: Jak najbardziej. W ostatnich latach do dobrze nam znanych uzależnień chemicznych, takich jak alkoholizm czy narkomania, doszły nowe, behawioralne, wynikające z rozwoju cywilizacji. Takie jak fonoholizm (uzależnienie od telefonu komórkowego) czy szeroko pojęty infoholizm, związany z komputerem i internetem. Dwadzieścia lat temu nikt nie grał na Commodore 64 przez 12 godzin bez przerwy. To, że dzisiejsze gry sieciowe wciągają i uzależniają, jest bezpośrednim wynikiem rozwoju sprzętu i cywilizacji.

Podobnie jest z zachowaniami seksoholicznymi: możliwości ich realizacji nieprawdopodobnie wzrosły dzięki internetowi i obecnej w nim darmowej pornografii. Pracoholizmu dawniej też u nas nie było, bo rozlegała się syrena i robotnicy wychodzili z fabryk. Dzisiaj ludzie mają w głowie kryzys, więc pracują ponad miarę, bo boją się, że kiedy dojdzie do zwolnień, to wylecą.

Pojawił się też zakupoholizm. Ostatnio ktoś wymyślił, że wizytówką Katowic ma być Silesia City Center. Przewiduję więc w naszym Zakładzie Terapii Uzależnień kolejki nałogowych amatorów zakupów. Tyle z tego wynika, że Allegro wspaniale prosperuje, bo zakupoholicy po powrocie do domu stwierdzają, że to, co kupili, jest im niepotrzebne i wystawiają towar na licytację.

Słowem: rozwój cywilizacji sprawia, że my, terapeuci uzależnień, nigdy nie będziemy bezrobotni.

Uzależnienia behawioralne, nie licząc hazardu, są też niewątpliwie tańsze niż „tradycyjne”.

Zgadza się: żeby posiedzieć w sieci czy mieć abonament komórkowy, wystarczy kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Nie występuje więc tutaj taki czynnik stymulujący pacjentów do leczenia, jak problemy finansowe związane z ruletką, alkoholem czy narkotykami.

Seksoholika internetowego, jeśli tylko nie interesuje się młodocianymi, i nie ściąga wszystkiego, co znajdzie, na swój komputer, nikt nie namierzy. Może bezpiecznie oglądać co chce i ile chce, płacąc za to 1,2 zł dziennie.

Z kolei operatorzy komórkowi budują mechanizm napędzający uzależnienia, mnożąc darmowe usługi. Skoro coś jest za darmo, trzeba to wykorzystać. Prowadziłem terapię infoholiczki, która wysyłała 1000 SMS-ów miesięcznie. W swojej naiwności zaproponowałem, żeby wyliczyła, ile znaków wysyła. Odparła, że to proste, bo ona zawsze wykorzystuje pełną pulę, która jej przysługuje, czyli 220 znaków. Ile czasu trzeba spędzić, żeby tyle wypisać?

Czy w uzależnienia behawioralne ludzie popadają po prostu z nudy?

Popadają w nie z mnóstwa powodów. Przede wszystkim wchodzą tu w grę czynniki osobowościowe: bo jeśli ktoś ma skrystalizowaną osobowość i solidny system wartości, to nie stanie się niewolnikiem telefonu czy komputera. Będzie umiał nacisnąć „off” i zastosować alternatywne sposoby rozładowywania emocji. Podlać kwiatki, pokopać w ogródku, pojeździć na rowerze, posiedzieć w wannie z książką, pograć w tenisa.

Ale jeżeli ktoś nie radzi sobie z napięciem, a równocześnie ma problemy osobowościowe, to sięgnie np. po seks poprzez masturbację połączoną z oglądaniem pornografii. To seks bezpieczny, bo nie grozi zakażeniem HIV ani tym, że ktoś zobaczy, że wchodzimy do podejrzanego lokalu. Wykasować „historię” z przeglądarki i wyczyścić dysk można bez problemu.

No i nie wymaga to żadnego wysiłku ani wydatków. Ogólnie rzecz biorąc nie potrafimy dobrze zarządzać czasem, więc poszukujemy często drogi na skróty. Większość ludzi woli zażyć proszek przeciwbólowy, niż pójść do stomatologa. Bo to daje szybciej uczucie ulgi.

Czy uzależnienie behawioralne wykrywa się trudniej niż chemiczne?

Łatwiej jest wykryć uzależnienia chemiczne, bo to widać, słychać i czuć. A np. hazardziści potrafią swój problem ukrywać przez wiele lat. Miałem pacjenta, który rano wybiegał z domu w dresie, niby uprawiać jogging, ale biegł do auta, w którego bagażniku chował garnitur, przebierał się i jechał do kasyna. Po półtorej godziny wracał, przebierał się i biegał chwilę po schodach, żeby się zadyszeć.

Takie przypadki trudno odkryć. Z reguły dzieje się to, kiedy dochodzi do finansowej katastrofy.

A w przypadku infoholizmu?

Jeżeli ktoś siedzi w sieci i gra, to dochodzi to momentu, kiedy zaczyna to zaburzać tryb życia rodzinnego. Jeśli rodzina słyszy codziennie: „zaraz, zaraz, dzisiaj nie idę, muszę jeszcze posiedzieć”, oznacza to, że sprawy zaszły za daleko. Po drugie, w takich przypadkach dochodzi do tego że sam pacjent widzi, że ma np. kłopoty w pracy ze względu na niewyspanie, bo do 5 rano siedzi przez monitorem. Oczywiście u pacjentów rzadko się zdarza refleksja: za dużo gram, za długo siedzę w internecie. Raczej: za bardzo mi urosło zadłużenie.

Co powinien zrobić lekarz Podstawowej Opieki Zdrowotnej, kiedy zgłosi się do niego pacjent z uzależnieniem?

Natychmiast wysłać do fachowców. I broń Boże nie przepisywać silnych leków uspokajających, np. relanium. Bo pacjent raczej nie mówi: panie doktorze, jestem uzależniony, za dużo gram. Powie: źle spałem, czuję się stale zmęczony. Lekarz czuje powinność, żeby pacjentowi pomóc, więc przepisuje mu leki, dzięki którym nasz bohater może jeszcze dłużej i sprawniej zdobywać kolejne poziomy w swojej grze.

Czy uzależnień behawioralnych jest dzisiaj więcej niż chemicznych?

Nie – choć brakuje dokładnych statystyk. Ale rzeczywiście rośnie liczba leczących się na te uzależnienia, m.in. ze względu na rozszerzenie jego finansowania z NFZ i informacje w mediach.

Czy słyszał Pan o grze „World of Warcraft”?

Nie wnikam nigdy w szczegóły gier, w które gra pacjent. To równie mało istotne jak to, czy hazardzista woli blackjacka czy ruletkę. Z grami sieciowymi wiąże się ten wspólny problem, że uzależniony stymuluje w nich swoją osobowość, zaczyna siebie kompensować. Kształtuje w grze swój świat, środowisko, grupę towarzyską itp. Zaczyna żyć sztucznym światem, zamiast świadomie funkcjonować i wpływać na ten prawdziwy.

Kilka lat temu Piotr Czerski opublikował reportaż o dziewczynie uzależnionej od wspomnianej sieciowej gry fabularnej: najpierw zawaliła studia, potem straciła znajomych, zaczęła żywić się byle czym, w końcu przestała się myć. Już po terapii wyznała: „Budziłam się rano i wiedziałam, co będę robić: najpierw zdobywanie punktów, potem jakieś misje, wieczorem rajd. Żadnych problemów, czas mijał bezboleśnie. Trochę mi tego brakuje. Jak drugiego dzieciństwa”.

Te słowa dokładnie odpowiadają przedstawionemu przed chwilą opisowi problemu. Prowadziłem kiedyś terapię dorosłego syna alkoholika, który wyliczył, że w ciągu trzech lat grał w tego typu grę 5000 godzin... Bo w tamtej wirtualnej rzeczywistości mógł siebie modelować: to, czego nie otrzymał w dzieciństwie od ojca alkoholika, odnajdywał i tworzył w systemie tej gry. Jeśli ktoś dorastał w prawidłowych warunkach, będzie mniej podatny na potrzebę życia iluzją.

W jaki sposób rodzice mogą się zorientować, że ich dziecko przekracza granicę bezpieczeństwa w korzystaniu gier sieciowych?

Rodzic tak czy owak powinien mieć zawsze wgląd w to, co robi i czym interesuje się dziecko. Warto znać gry, przy których spędza czas, kontrolować, jak długo siedzi przed komputerem i proponować alternatywne sposoby na rozrywkę. Niedawno rozmawiałem z przyjaciółmi, których 11-letni syn od pół roku ćwiczy w klubie piłki nożnej. Byli zachwyceni, mówili: znaleźliśmy coś, co go oderwało od komputera. To bardzo ważne. Bo kiedy dziecko już przyrośnie do klawiatury, to może dojść do takiego dramatu, jak w przypadku naszego 15-letniego pacjenta, który pobił matkę, bo mu zabrała komputer.

Niestety w dzisiejszym świecie dorośli często pracują więcej i dłużej niż trzeba, więc jeśli dziecko siedzi w domu, są z tego zadowoleni – bo uważają, że nie grożą mu wtedy takie niebezpieczeństwa jak narkotyki. Tylko że w domu czyha z kolei infoholizm... Rodzice są niestety słabo przygotowani do zagrożeń, jakie niesie postęp technologiczny.

Czy w przypadku uzależnień związanych z Internetem zachodzi zjawisko współuzależnienia?

Każde uzależnienie wikła otoczenie. Bliscy często nie rozumieją, że kiedy dochodzi do zaburzeń, potrzebne jest coś, co nazywamy „twardą miłością”. Zwykła perswazja i negocjowanie z młodym człowiekiem czasem nie wystarczają. Bywa, że trzeba powiedzieć: ja wiem lepiej. Wielu rodziców narkomanów uczyłem postawy: „z miłości do ciebie zgłoszę cię na policję”. To dla nich dramat, ale nie można postąpić inaczej. Nie możemy biernie się przyglądać, jak dziecko bierze narkotyki albo siedzi po 16 godzin przed grą i nie chodzi do szkoły.

Więc potrzebny jest w pierwszej kolejności nadzór, a jeśli sytuacja się pogarsza – mocniejsze działanie i skorzystanie z pomocy fachowców. Bo rodzice w dobrej wierze często są niekonsekwentni: np. już po 2-3 dniach poprawy zaczynają odnosić się do dziecka tak, jakby nic się nie stało. A ono może tylko pozorować zmiany.

Czy osoba uzależniona może po terapii bezpiecznie z korzystać z komputera?

Oczywiście. Uzależnienia chemiczne są dożywotnie, ale od tych związanych z komputerem można się skutecznie uwolnić. Pacjent musi tylko stosować określone zasady poruszania się po internecie, i być w stanie w każdej chwili się wylogować. Nie może używać go w sposób, który mu zagraża – np. korzystając z gier sieciowych czy materiałów erotycznych.

Zasady ostrożności są podobne w przypadku innych uzależnień: jeśli ktoś nałogowo się obżerał, to nie powinien sam wchodzić do supermarketu, bo zaraz pójdzie między półki z czekoladą. Musi być „z obstawą”, czyli z osobą świadomą problemu. To samo dotyczy zakupoholików: nie chodzi o to, żeby do końca życia nie robili zakupów, ale powinni mieć przy sobie listę rzeczy do kupienia i bliską osobę – w pewnym sensie nadzorcę.

Ale wyobraźmy sobie, że osoba, która była uzależniona od seksu internetowego, chce wejść na Onet aby po prostu dowiedzieć się, co słychać w polityce. A tam na głównej stronie 11 informacji dotyczy seksu, niektóre są ilustrowane. Większości portali informacyjnych i rozrywkowych jest najeżona takimi pułapkami.

Kiedy alkoholik kończy terapię, dostaje od nas zalecenia. One mówią m.in. o nieuczestniczeniu w sytuacjach zagrażających. Ktoś taki może wejść do supermarketu, w którym znajduje się stoisko alkoholowe, ale nie powinien do niego podchodzić i sprawdzać, co tam jest i po ile. Podobnie jest z portalami typu Onet. Osoba niegdyś uzależniona nie powinna buszować po informacjach, które stanowią dla niej zagrożenie, tak jak alkoholik nie może krążyć wokół półek z piwem. Kiedy widzi takie linki, powinien je ominąć, nie klikać w nie. A jeśli zaczyna słyszeć myśli napędzające ją do tego – to musi natychmiast wyłączyć komputer, ponieważ to sygnał, że za chwilę przekroczy granicę.

Lech Cierpioł jest psychologiem i specjalistą psychoterapii uzależnień, dyrektorem Samodzielnego Publicznego Zakładu Terapii Uzależnień i Współuzależnienia w Siemianowicach Śląskich.

11.06.2012
Zobacz także
  • Praca leczy psychozę
  • Serce to mniej odporne miejsce
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta