Zdarza się, że osoby poza terapią pary uczestniczą w terapii indywidualnej – kiedy to pomaga, a kiedy przeszkadza?
Kiedyś doświadczyłem takiej sytuacji: prowadziłem
terapię pary, która przyszła do mnie, aby
ratować związek, będący w głębokim kryzysie.
Jednocześnie pacjentka uczestniczyła w terapii indywidualnej, a jej terapeutka – jak wywnioskowałem z relacji pacjentki – nasycona była skrajnym
feminizmem. Mnie się podoba wiele postulatów
feministycznych, ale radykalizm jakiegokolwiek
światopoglądu zazwyczaj nie działa korzystnie.
Owa terapeutka kładła nacisk przede wszystkim
na niezależność i realizację własnych potrzeb bez
względu na potrzeby partnera.
W efekcie w gabinecie terapeuty pary praca
szła w kierunku naprawy związku, a w gabinecie
indywidualnym pacjentka budowała strategie
przeciwko mężowi. W ten sposób cele tych dwóch
terapii tak dalece się mijały, że podczas jednej z naszych sesji, ku memu zaskoczeniu, pacjentka
oświadczyła: „Kończę dziś wspólną terapię, ponieważ z moją terapeutką doszłyśmy do wniosku,
że powinnam się rozwieść”. Morał z tej historii jest
taki, że terapia indywidualna i terapia pary może
być realizowana równolegle – czasem wręcz jest to
wskazane – ale pod warunkiem, że nie służą one
celom sprzecznym.
Jak w takim razie to pogodzić? Terapeuta pary nie może prowadzić terapii indywidualnej osób z tej pary, a jeśli jest nim inny terapeuta, nie wiadomo do końca, do czego zmierza terapia indywidualna, na ile współgra lub wyklucza cele określone w terapii związku.
Esther Perel, amerykańska terapeutka, co jakiś
czas podczas terapii pary robi konsultacje indywidualne
osobom z pary. Taki system ma swoje
zalety, gdyż pozwala terapeucie głębiej wniknąć w sytuację każdego z partnerów, ale ma swoje
wady, gdyż może wiązać terapeutę tajemnicą powierzoną
mu przez jednego z partnerów.
Myślę, że w przypadku łączenia przez jednego
terapeutę spotkań indywidualnych i wspólnych
najważniejsze jest wstępne ustalenie obowiązującej
reguły i uzgodnienie, czy to, co zostaje
powiedziane podczas spotkań indywidualnych,
może czy nie może zostać przez terapeutę włączone
do terapii wspólnej. Zasada powinna być
przejrzysta i jednoznaczna. W każdym razie
na pytanie, czy jeden terapeuta może łączyć terapię
pary z równolegle prowadzonymi terapiami
indywidualnymi tych osób, terapeuci nie mają
jednego poglądu.
Jak pan postępuje w podobnych okolicznościach?
Osobiście nie jestem zwolennikiem przeplatania terapii pary z terapią indywidualną, jednak bywają wyjątkowe sytuacje, kiedy się na to decyduję. Wówczas to, co zostanie powiedziane podczas sesji indywidualnej, może być włączone do wspólnych spotkań tylko przez pacjenta.
A jeśli dowiaduje się pan podczas indywidualnego spotkania, że dana osoba pozostaje w drugim związku?
To komplikuje i obciąża prowadzoną terapię, a mnie stawia w bardzo trudnej sytuacji. Nie nakłaniałbym do powiedzenia o tym partnerowi, bo nie chciałbym się przyczynić do zwiększenia cierpienia. Zastanawiałbym się raczej, czy ta osoba jest gotowa zakończyć tę „drugą relację”. I o tym bym rozmawiał, wskazując na pozorność terapii w ukrywanym trójkącie.
„Prawda nas wyzwoli”. O zdradzie lepiej powiedzieć partnerowi czy zachować ją w tajemnicy?
Uważam, że lepiej nie mówić. Osoba, która
zdradziła, chce powiedzieć o zdradzie wtedy, gdy
nie wytrzymuje ciężaru poczucia winy. Skoro ktoś
zdradził, a następnie poczuł ciężar moralny swojego
postępku, powinien go sam dźwigać, a nie
szukać ulgi, raniąc osobę, którą zdradził. Jeśli
jest wierzący, może pójść do spowiedzi, jeśli nie –
znajdzie wsparcie u przyjaciela bądź terapeuty, ale
szukanie pomocy u osoby, wobec której dopuścił
się zdrady, byłoby ślepą uliczką.
Miałem kiedyś w terapii małżeństwo, w którym
mąż miał kochankę, a po pewnym czasie zerwał z nią, ponieważ przeżywał te zachowania jako niemoralne i raniące partnerkę. Jednak po pewnym
czasie tak zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia
związane z tamtym związkiem, że zdecydował się
powiedzieć o tym żonie. W efekcie doszło do głębokiego
kryzysu w małżeństwie, które wcale nie
było złe i mogło się dobrze rozwijać. Dlatego może
lepiej żyć samemu z tą blizną we własnej psychice i angażować się w budowanie swojego małżeństwa,
niż opowiadać o przeszłym wiarołomstwie, doprowadzając
związek do rozpadu.
Więc co po zdradzie?
Katastrofa lub happy end – w zależności od dojrzałości osób tworzących związek. Dojrzała osoba poradzi sobie zarówno z rolą zdradzającego, jak i zdradzanego. Pomimo tego, że towarzyszyć jej będą trudne przeżycia, będzie w stanie to zasymilować ku swojemu pożytkowi.
Czemu ktoś zdradza? Czy jakieś doświadczenia życiowe bądź cechy osobowości do tego predysponują?
Oczywiście, na zdradę składa się wiele czynników, zaczynając od tych sytuacyjnych (w rodzaju alkohol, impreza integracyjna), poprzez bardziej lub mniej przewlekłe frustracje potrzeb (uczuciowych, emocjonalnych, erotycznych) aż po kryzysy osobiste i traumy. Z pewnością ewentualność zaistnienia zdrady będzie zależała też od systemu wartości danej osoby. Jeśli partner czuje się odrzucony i nieważny, a w jego otoczeniu pojawi się kobieta, która okaże mu zainteresowanie, pochwali jego działania czy doceni wygląd, niewątpliwie wzrośnie ryzyko zdrady. Scenariuszy jest tyle, ile osób będących w takiej sytuacji.
A z nudów? Załóżmy, że ktoś ma całkiem poukładane życie, ale jego dni dość rutynowo mijają. W obecnych czasach, nie wychodząc z domu może uprawiać cyberseks na czacie – czy to też będzie zdrada?
Nuda jest wielkim niebezpieczeństwem w każdej sferze życia. Zanim jednak ktoś poczuje się znudzony, zapewne dozna w jakimś obszarze życia frustracji i coś się w nim wypali. Rzeczywiście, rewolucja technologiczna i obyczajowa ułatwia realizację potrzeb seksualnych w sposób, w którym Internet odgrywa rolę pośrednika. Często kryzys małżeński ujawnia się w momencie, gdy partnerka „przyłapuje” męża na oglądaniu pornografii w Internecie i przeżywa to jak bolesną zdradę. I tak oto wracamy do początku naszej rozmowy – wielości rodzajów zdrady.
Prof. dr hab. n. med. Bogdan de Barbaro – lekarz psychiatra, absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie (1973), kierownik Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum. Posiada certyfikat psychoterapeuty i superwizora Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Interesuje się terapią rodzin w schizofrenii i postpsychiatrią. Opublikował m.in. książkę „Wprowadzenie do systemowego rozumienia rodziny”.