×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Pamięć to dziurawe wiadro

Jerzy Dziekoński
Lekarz Rodzinny (5/2022)

Odtwarzanie śladu pamięciowego, czyli przypominanie, to proces kreatywny. Za każdym razem, kiedy chcemy sobie przypomnieć jakąś informację, umysł składa ją z kawałków. Kawałki, których mu brak albo których nie może sobie przypomnieć, uzupełnia czymś, co mu pasuje – mówi Miłosz Brzeziński, konsultant, coach biznesu, pisarz i publicysta.


Miłosz Brzeziński. Fot. arch. wł. M. Brzeziński

Jerzy Dziekoński: Czy wiedza, którą zdobywa się na studiach, ma termin ważności?

Krążyła kiedyś taka anegdota o Einsteinie. Złapał go podobno na korytarzu student i zagaił:
– Pan się chyba pomylił panie profesorze. Dał pan te same pytania studentom drugiego roku. A to były pytania z pierwszego roku.
– Owszem – miał odpowiedzieć Einstein.
– No, ale panie profesorze! Tym samym osobom? Te same pytania?
– Pytania te same, ale odpowiedzi się zmieniły.

Nauki humanistyczne starzeją się powoli. Im bliżej jednak nauk ścisłych, tym większy z tym problem. W przypadku biologii wiedza z początków liceum w pewnej mierze jest już nieaktualna pod koniec studiów. Świat idzie do przodu.

Kolejną kwestią jest to, że mózg nie jest „maszyną do trzymania precyzyjnych danych”, a raczej generalnych wniosków. Odtwarzanie śladu pamięciowego, czyli przypominanie, to proces kreatywny. Za każdym razem, kiedy chcemy sobie przypomnieć jakąś informację, umysł składa ją z kawałków. Kawałki, których mu brak albo których nie może sobie przypomnieć, uzupełnia czymś, co mu pasuje. Pamięć ulega więc zniekształceniu i zostaje w niej coraz mniej „oryginału”.

Co ciekawe, za każdym razem, kiedy sobie coś przypominamy, nie odtwarzamy wydarzenia z przeszłości, ale bardziej jego ostatnie wspomnienie, często nie pamiętając już, jak było naprawdę. Można powiedzieć, że bez regularnego przypominania sobie informacji, i to ze źródła, jesteśmy „coraz dalej od oryginału”. Istnieją badania, z których wynika, że już po miesiącu 1/3 osób nie pamięta, co robiła miesiąc wcześniej, nawet jeśli może skorzystać z testu jednokrotnego wyboru z czterema odpowiedziami dotyczącymi przeszłych wydarzeń. Dodatkowo – precyzja śladu pamięciowego nie ma nic wspólnego z pewnością, że się dobrze pamięta.

Weźmy bohatera serialu „Dr House”, który jest chodzącą encyklopedią medycyny. To jest niemożliwe. Musiałby codziennie przez pół dnia uczyć się, żeby to wszystko pamiętać. I to pamiętać poprawnie. Pamięć to dziurawe wiadro, które jest przekonane, że nic z niego nie ubywa. Wśród polskich pacjentów krąży powiedzenie, że jeśli szuka się specjalisty, to najwyżej na poziomie adiunkta, bo ci jeszcze coś pamiętają. Od profesorów należy czym prędzej uciekać.

Jeszcze jedna sprawa. Pamięć to ograniczona liczba skojarzeń. Nawet jeśli uważamy, że pamiętamy bardzo dużo, to badania wskazują, że raczej wciąż przychodzi nam na myśl to samo. Nawet gdybyśmy nie zapominali, kierowalibyśmy ludzi na kilka typów leczenia, które nieustannie przychodzą nam do głowy.

Odpowiadając na pytanie: wiedza ma termin ważności, bo nauka się rozwija. Ale niestety, o wiele krótszy termin ważności ma ślad pamięciowy w głowie.

W zawodzie lekarza bezcenne jest doświadczenie zawodowe i tzw. lekarski nos. Pytanie: czy lekarz z dużym doświadczeniem potrzebuje się czegoś jeszcze uczyć?

Doświadczenie to nie samo przeżycie czegoś, ale refleksja nad tym. Wydaje się to proste, jednak część osób, które wiele przeżyły, nie zdobywa doświadczenia i pozostaje w tym samym miejscu, w którym była na początku. Przykładowo: kiedy przepisujemy pacjentowi lek, a pacjent nie pojawia się po raz kolejny w gabinecie, nie wiemy, czy mu pomogliśmy, czy mu się pogorszyło i zgłosił się gdzie indziej. Nabywanie doświadczenia jest procesem niebywale trudnym i wymagającym nakładu pracy mentalnej, a nie tylko przeżycia wielu lat w branży.

Kolejną kwestią jest fakt, że uczenie się na swoich błędach to za mało. Jeśli ktoś chce się uczyć wyłącznie na swoich błędach, to braknie mu życia. Inna sprawa, że człowiek na swoich błędach uczy się kiepsko. O wiele lepiej uczymy się na błędach cudzych. Potwierdzają to badania. Dlaczego tak jest? Nie wiadomo. Być może, kiedy my popełniamy błąd, uruchamia się egotyzm atrybucyjny* i przypisujemy winę środowisku, a nie sobie. Medycyna jest środowiskiem hierarchicznym. Im wyżej jest się w hierarchii, tym trudniej przyznać się do błędów i na nich uczyć. Łatwiej wskazać, że pomyliła się osoba, która jest niżej w hierarchii.

Z kolei „nos”, intuicja, czyli nieświadoma kompetencja, jest dobrym suflerem tylko wtedy, kiedy otoczenie jest znane, w sytuacjach, w których bodziec i efekt naszego działania także są łatwe do oceny. Intuicja nie ma wbudowanych wątpliwości – dlatego tak ją lubimy. Nie ma jednak przez to także wiele wspólnego z myśleniem racjonalnym, gdyż człowiek mądry to ten, który nie jest pewien swojego zdania. Pewność to porażka wyobraźni albo braki w edukacji.

Jakie sposoby uczenia się są zatem najskuteczniejsze?

Przede wszystkim regularna edukacja. Drugi to podejście naukowe, czyli bez walki o swoje ego. Przyjmując taką postawę, traktujemy swoje pomysły jak hipotezy, które testujemy i sprawdzamy, jaka zmiana robi różnicę. Chętnie zmieniamy zdanie. Nie podpinamy porażek pod poczucie własnej wartości. Zarazem proste to i trudne. Raczej nie myślimy: „wiem, o co chodzi”, a „mam hipotezę, iż chodzi o to, i sprawdźmy...”.

Pomaga także reorganizowanie tego, czego się uczymy. Czyli nie tylko przeczytanie, ale ułożenie tego po swojemu. Zastanowienie się, kiedy to pomoże, kiedy o tym pamiętać, z czym to skojarzyć, dla jakiej grupy przypadków warto mieć to na uwadze, gdzie to sobie zanotować, żeby potem sprawdzić detale, jeśli się zapomni.

Z naszej dotychczasowej rozmowy wynika więc, że uczyć się i doskonalić zawodowo trzeba przez całe życie.

Wszystkiego trzeba się uczyć całe życie. Edukacja nie jest czymś, co da się zakończyć.

Wspomniał Pan, że uczenie się tylko na swoich błędach nie jest dobrym pomysłem – dlaczego?

Tak. Co ciekawe, badania pokazują, że człowiek uczy się lepiej na swoich sukcesach niż błędach. Ale wróćmy do pytania. Podam może taki przykład: wyobraźmy sobie, że przepisujemy pacjentowi jakiś środek farmaceutyczny i okazuje się, że pacjent reaguje na niego bardzo źle. Wszystko jedno, o jaki typ reakcji chodzi. Mamy z tego powodu wielkie przykrości – pacjent „robi sceny” w przychodni, jego oburzona rodzina też nachodzi lekarza. Okazuje się, że tak silne doświadczenie emocjonalne może nas powstrzymać przed przepisaniem tego konkretnego lekarstwa komukolwiek do końca naszej kariery. Nieważne, że dosłownie promil pacjentów na świecie reaguje w ten sposób na składnik tego leku. Nasze własne doświadczenie jest jedynym, co mamy, i jest tak trudne, że bez rozmów z innymi o ich obserwacjach na dany temat praktycznie nie mamy szans na odrzucenie takiej awersji. Dlatego każdy sposób na wzbogacanie, precyzowanie swoich statystyk w głowie jest dobry, gdyż nauka nie opiera się na pojedynczych przypadkach, ale na badaniach obejmujących liczne populacje, metaanalizach itd.

Wiemy więc, że dla zdobycia i utrzymania dobrej jakości naszej wiedzy i umiejętności trzeba uczyć się stale.

Jak to zrobić skutecznie?

Sumiennym jest łatwiej. Najlepiej jest mieć nawyk np. słuchania podcastów ze swojej dziedziny w drodze do pracy. Albo pierwszy kwadrans po przyjściu do pracy przeznaczać na przegląd najnowszych badań, a potem na refleksję nad tym, co się przeczytało. Jest takie powiedzenie: najważniejsze w czytaniu jest zamknięcie tego, co się czytało, zapalenie fajki i zastanowienie się nad tym, co się właśnie przeczytało.

Jak nie polec po kilku dniach?

Psychologia zna wiele technik, które mogą spowodować, że się za coś zabierzemy. Wciąż jednak nie znamy skutecznych sposobów, by to zachowanie podtrzymać. Daje się to także odczuć w sytuacji, kiedy chcemy, żeby pacjent wytrwał w terapii, zmianie stylu żywienia itp. Dlatego z pracą nad własną wytrwałością prędzej czy później zostaniemy sami.

Żeby nie polec po kilku dniach, wypada zaczynać powoli, małymi krokami, wystarczy 5 minut przy porannej kawie. Zamiast lektury wiadomości politycznych, z których niewiele wynika – jeden wynik badania z obserwowanego serwisu swojej specjalizacji. Jeśli polegliśmy na 5 minutach, spróbujmy czytać przez 3 minuty. Można też znaleźć sobie partnera do edukacji. Albo grupę, która uczy się razem. Inni ludzie mogą nam pomóc, kiedy mamy dołek motywacyjny. Grupa dobrze wpływa na systematyczność.

A właśnie, tak popularna teraz motywacja – to mit czy jednak użyteczne narzędzie?

Na motywacji nie da się zbudować niczego trwałego. Motywacja przychodzi i odchodzi, zanim coś większego powstanie. Przechodzi także w trakcie działania. Potrzebujemy wielu narzędzi do budowania wytrwałości – poczucia sensu, wdzięczności, względnie dobrej kondycji organizmu, żeby osiągnąć cel długofalowy. Łatwiej jest także osobom, które są sumienne. Ich przykład z kolei pokazuje, że to raczej poczucie obowiązku wywoła w nas większą „motywację”.

Elementem, o którym warto powiedzieć w kontekście motywacji, jest socjalizacja. Najsilniejszym czynnikiem angażującym do działania bywa norma grupowa, czyli fakt, że widzimy innych, którzy robią to, co trzeba, i specjalnie się nad tym nie zastanawiają. Trzymając się tematyki naszej rozmowy, powiedziałbym, że najlepiej by było wejść do grupy „lekarzy uczących się i dyskutujących”, by socjalizacja wywarła na nas presję regularnej edukacji. Wtedy sami mniej się męczymy z zachęcaniem się.

Jak mawiał Montaigne: „Nic tak nie rozwija mózgu, jak pocieranie go o inne mózgi”.

Czy jeszcze coś może nam pomóc w codziennym zmaganiu, aby podtrzymać dobry nawyk uczenia się?

Możemy się zachęcać, przypominając sobie regularnie o sensie takiego czytania. Tzn. zbierając informacje o tym, czemu ma to służyć. Wiele tego typu praktyk życiowych jest trudnych do systematycznej realizacji, ponieważ nie niesie ze sobą doraźnego efektu. Dobrą metaforą jest mycie zębów. Jeśli nie umyjemy zębów raz, pewnie nic się nie stanie. Dwa razy – podobnie. Pytanie brzmi: kiedy zaczyna to być problem? Podobnie z codzienną praktyką samoedukacji. Jednorazowe czytanie niewiele zmieni. Podobnie dwukrotne. Nie poczujemy się specjalnie mądrzejsi ani nie przyjdzie nam do głowy więcej rozwiązań. Ale już po jakimś czasie zaobserwujemy różnicę. Dlatego trudno się motywować czymś, co przynosi mrówcze efekty, a wymaga mrówczej sumienności. To raczej systematyczność buduje w tym wypadku sukces, a nie konkretna czynność danego dnia. Stąd nasz układ nagrody słabo odczytuje tę zależność. Lepsi jesteśmy w odczytywaniu prostej korelacji nagradzającej: działanie–przyjemność. Tu zaś prym wiodą: seks, narkotyki i hazard. Nawyk budowania poczucia sensu codziennego doczytywania, zapisanie sobie kilku stron internetowych, gdzie pojawiają się artykuły omawiające interesujące nas wyniki badań, i zaglądanie tam o stałej porze dnia to dobry pomysł.

Ale jest i drugi. Nieintuicyjny, a skuteczny. Można także wyobrażać sobie wszystko, co najgorsze może się stać, jeśli nie będziemy pracowali nad swoją edukacją. Tu wyniki badań są dość spójne: im lepszą mamy wyobraźnię i dramatyczniejsze wizje, tym lepiej. Może to niezbyt przyjemny sposób, ale okazuje się, że tego typu praktyka mentalna działa lepiej niż wyobrażanie sobie spektakularnych sukcesów.

Co innego może pomóc?

Po tym, kiedy się pouczymy, po dziennej dawce edukacji, można poświęcić kilka chwil na zapamiętanie, jak jesteśmy z siebie zadowoleni, że daliśmy radę. To kolejny sposób.

Jak radzić sobie z brakiem motywacji wewnętrznej do nauki?

Oczywiście część osób powie, że im się po prostu nie chce. A warto pamiętać, że bez motywacji wewnętrznej zewnętrzna nie zadziała. Zewnętrzna działa na tych, co chcą, ale nie mogą się zmobilizować.

W jednym z badań przeprowadzonych na Białorusi sprawdzono, ile trzeba zarabiać, żeby ludzie oszczędzali część pieniędzy. Okazuje się, że wynik nie zależał od poziomu zarobków. Jeśli ktoś uważał oszczędzanie za ważne, oszczędzał, zarabiając nawet niewiele, twierdząc, że jeśli przeżyje za najniższą krajową, to za 90% tej wartości też powinien dać radę, jak pokombinuje. Chodzi zatem o sam proces i nastawienie do niego, a nie o jego spektakularność. O wiele ciężej będzie osobom, które nie mają wewnętrznej motywacji i przekonania.

Deficyt motywacji wewnętrznej może być też oczywiście efektem wyczerpania, złego odżywiania się lub niedoboru snu.

Mimo że medyczne profesje słyną z tego, iż bez skrupułów drenują z sił, warto pamiętać, że jeśli ktoś chce się pouczyć, to wystarczy nawet 5 minut dziennie. Więcej osiągnie pracowita mróweczka niż spazmatyczny Herkules. Kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu.

Jak tworzyć otoczenie motywujące do rozwoju?

To bardzo dobre, ale też niezwykle trudne pytanie. Pojawia się także w biznesie. Założenie jest takie, że kultura miejsca ma wspierać założenia strategiczne tego miejsca. Czyli kultura powinna być wtórna do założeń „biznesowych”. Najczęściej więc pracuje się nad tym, by:

  1. w kulturę wpisana była elastyczność (musimy cały czas aktualizować wiedzę i zasady, by realizować cel w zmieniającym się świecie)
  2. zadawać sobie pytanie, kogo promujemy, awansujemy i kogo zwalniamy, czyli, czy podejście – w tym przypadku – edukacyjne jest w kulturze rzeczywiście kultywowane
  3. czy osoby najwyżej postawione reprezentują tę kulturę swoim zachowaniem, czy uważają, że „inni powinni się uczyć, a ja mam za mało czasu, bo rządzę”
  4. umieć reagować na krytyków, ustalić, jaki sposób krytyki jest dopuszczalny i jak nagradzamy odpowiednio wyrażoną krytykę
  5. opowiadać historie o zastosowaniu naszej kultury, tzn. czy zwierzchnicy są kustoszami opowieści o tym, jak zastosowano naszą kulturę i jak to pomogło (np. ktoś się regularnie uczył i nowa wiedza zadziałała spektakularnie, a potem został za to nagrodzony – otoczenie karmi się historiami swoich bohaterów).

Jak widać, jest sporo do opanowania.

Czy są rzeczy, których nie warto się uczyć? Czy warto uczyć się w czasach, gdy wszystko można znaleźć w internecie?

Po pierwsze, w internecie jest tylko wiedza deklaratywna. Taka, którą da się opisać. Opis pomaga w zadaniach, gdzie instrukcja jest podstawą sukcesu. Na przykład: „narysuj za pomocą linijki odcinek o długości 3 cm”. Niestety, badania pokazują, że tam, gdzie wymaga się wprawy poznawczej lub manualnej, potrzeba praktyki. Żadne wytłumaczenie: „w internecie jest wszystko” nie pomoże. W internecie są też informacje o jeżdżeniu na rowerze, a jednak od samego czytania nikt nie pojedzie.

Podobnie w pracy lekarza: zgłosi się pacjent, opowie o objawach i co mamy z tym zrobić? Wpisywać objawy do wyszukiwarki? Algorytmy Google promują przypadki niepokojące i dramatyczne historie. Google to nie encyklopedia. Jeśli ktoś uważa, że nie musi się uczyć, bo wszystko jest w internecie, to oznacza, że nie wie, jak działa internet.

Był kiedyś taki dowcip – student zapytał profesorkę: „Po co mam się uczyć, skoro mogę w sekundę wiedzieć to, co pani, bo wszystko jest w sieci?”. Odpowiedziała: „Bo różnica między nami będzie taka, że jak gdzieś nie będzie zasięgu, to tylko ja nadal będę profesorem”.

Uczyć się trzeba także po to, by zadać odpowiednie pytanie wyszukiwarce, wiedzieć, które odpowiedzi wydają się fałszywe, agregować dziesiątki danych jednocześnie. Jeśli wpiszę: „Czy witamina D pomaga na depresję?”, to z internetu dowiem się, że pomaga i trzeba ją brać! Żeby dotrzeć do badań z niuansami: komu pomaga, kiedy, w jakich dawkach, to trudna sprawa.

Kolejna kwestia to interakcje leków. Organizm jest systemem złożonym, a internet jest pełen prostych, zero-jedynkowych odpowiedzi. Boli mnie, to wezmę ten lek. Ale trzeba pamiętać o interakcjach z innymi lekami, chorobach przewlekłych i wpływie leków na nasze narządy wewnętrzne. Lekarz, który ma w głowie całe matryce problemów, zna interakcje i mówi: „proszę stosować to, ale najpierw proszę jeść więcej tego”. Internet nie daje jeszcze takich odpowiedzi.

Obecnie mówi się wiele o dezinformacji związanej z powszechnym dostępem do internetu i ogromie różnych popularnych, kontrowersyjnych wpisów lub wypowiedzi celebrytów, „ekspertów” itd., w wyniku czego z dużą łatwością rozprzestrzeniają się przekonania bądź zalecenia, które są niezgodne z wiedzą naukową. W jaki sposób uodpornić się na te zjawiska?

Wyszukiwanie informacji w sieci należy zacząć od przypomnienia sobie, że dane muszą być wiarygodne. To bardzo pomaga. Takie proste przypomnienie: czy są przynajmniej dwa źródła? Kto zrobił badanie? Jaki miał w tym interes? Na jakiej próbie je przeprowadzono? Na pewno nie szukajmy informacji na niespecjalistycznych portalach. Każdy ekspert widzi, jak wypaczana jest jego wiedza w takich miejscach w sieci. Warto pomyśleć, że podobnie jest z wiedzą z dziedzin, na których się nie znamy, ale nie potrafimy tego ocenić. Pomaga to czytać mniej informacji, a za to lepszej jakości.

Na koniec dodajmy, że ludzi nie przekonują statystyki, ale emocje. Możemy poczytać o statystykach, ale kiedy pojawia się pacjent, lekarz powinien przekazywać wiedzę z przekonaniem: „Uważam, że dla pani to jest najlepsza terapia”. Nie wiemy, czy jest najlepsza, ale wiemy, że to uważamy – nie ma w tym kłamstwa. Problem z internetem jest taki, że sieje bezsensowne wątpliwości wśród laików. To zaś – są na ten temat badania – powoduje, że ludzie nie podejmują leczenia bądź je przerywają. Nawet jeśli jako lekarze znamy statystyki (np. 70% skuteczności), efektywniej jest wobec pacjenta stosować przekaz jednoznaczny: „Terapia ma 70% skuteczności i ta jest dla pana najlepsza”. W psychologicznych poradnikach dla pacjentów możemy przeczytać, że jeśli chodzi o opinie lekarskie, lepiej jest przyjmować zalecenia bezkrytycznie – statystycznie lepiej na tym wyjdziemy, niż kwestionując, wątpiąc i doczytując na forach, że „moja ciocia brała sześć tabletek i było lepiej”. Ambiwalentny komunikat lekarza zmniejsza szansę na wdrożenie terapii i wytrwanie w niej. Zmniejsza też efekt placebo.

Rozmawiał Jerzy Dziekoński

* Tendencja do wyjaśniania konsekwencji własnych działań w sposób, który zwiększy ich pozytywne, a zmniejszy negatywne znaczenie dla samooceny (Strelau Jan [red.]: Psychologia. Podręcznik akademicki. Jednostka w społeczeństwie i elementy psychologii stosowanej. PWN, Warszawa 2007).

Miłosz Brzeziński – doradca w zakresie efektywności i społecznego rozumienia zjawisk psychologicznych współpracujący z organizacjami na całym świecie. Honorowy członek założyciel Trend House Warsaw przy Cambridge Innovation Center. Mentor AIP Business Link, członek Rady Ekspertów ośrodka analitycznego THINKTANK, certyfikowany coach International Coaching Community, wykładowca akademicki, m.in. w programach Executive DBA i Executive MBA w Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Opublikował dziesiątki artykułów dotyczących rozumienia i praktycznego zastosowania psychologii akademickiej. Jest autorem książek dotyczących wdrażania zmian w środowisku pracy i środowisku domowym, m.in: „Zaufarium”, „Biznes, czyli sztuka budowania relacji”, „Życiologia”, „Głaskologia” oraz „Wy Wszyscy Moi Ja”.

30.11.2022
Zobacz także
  • Wysokie koszty utrzymania mózgu
  • Zaburzenia pamięci u osób starszych
  • Uważaj, co do siebie mówisz – mózg słucha
  • Zaburzenia pamięci
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta