×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Zarządzanie strachem

Sylwia Szparkowska
Kurier MP

Rząd powinien zmienić strategię informowania o zmarłych i zakażonych koronawirusem. Komunikaty powinny być podawane raz dziennie, o stałej porze – mówi w rozmowie z MP.PL Zbigniew Kowalski z Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej.


Zbigniew Kowalski

Sylwia Szparkowska: Co kilka godzin, na moją komórkę przychodzą komunikaty o kolejnych zakażonych koronawirusem. O każdej śmierci z tego powodu dostaję informację. Czy to jest zaplanowana strategia informacyjna?

Zbigniew Kowalski: Trudno mi oceniać, czy rząd podjął decyzję o informowaniu w taki sposób intencjonalnie, ale takie stopniowanie napięcia to ryzykowna strategia. Z całą pewnością rządowi zależy na tym, aby ludzie czuli się poinformowani, bo obecnie wrażenie ukrywania informacji byłoby zabójcze dla poparcia społecznego. Zadaniem mediów natomiast jest zdobycie uwagi, co dzięki częstym komunikatom doskonale robią. Zresztą do takiego przyciągania uwagi jesteśmy na co dzień przyzwyczajeni. Teraz sytuacja jest jednak nadzwyczajna, mamy wystarczająco dużo napięć. Zadaniem państwa jest stworzenie strategii informacyjnej, a nie budowanie suspensu.

Czy społeczeństwo trzeba nastraszyć, by zastosowało się do zaleceń sanitarnych?

Strach modyfikuje nasze zachowanie, ale tylko w perspektywie krótkoterminowej. Na dłuższą metę nie jest skuteczny. Informując o każdych kilkunastu przypadkach zakażenia koronawirusem, możemy wpływać na zmianę zachowań, pytanie na jak długo ta strategia – o ile faktycznie mamy do czynienia ze strategią – wystarczy.

To jak to przekazywanie informacji powinno wyglądać?

Ja bym sugerował, by komunikat zarówno o liczbie nowych zakażeń, jak i śmierci z powodu COVID-19 pojawiał się raz dziennie, o określonej godzinie.

A jeśli nie? Co nam grozi?

Że to zagrożenie nam spowszednieje. Jeśli będziemy informowani, jako społeczeństwo, o każdym zmarłym, który odszedł z powodu koronawirusa, to jedna osoba uodoporni się na te wiadomości po tygodniu, inna po dwóch, trzecia po roku. Czas jest kwestią indywidualną, ale większość z nas w końcu do tych złych informacji przywyknie. Znieczulimy się na informacje, szczególnie w sytuacji, którą mamy teraz: liczba ofiar śmiertelnych jest wciąż niewysoka w stosunku do liczby zakażonych.

Do tego czasu będziemy czuli dyskomfort?

Stres. On jest z definicji szkodliwy dla człowieka. Oczywiście, na krótką metę pod wpływem stresu modyfikujemy swoje zachowania. Ale na dłuższą potrzebujemy równowagi, między tym, czego doświadczamy, a tym, co możemy z tym zrobić. Jeśli będziemy mieli poczucie bezradności i beznadziei, głównie dlatego, że mało możemy zrobić, będziemy też próbowali sobie wytłumaczyć, że ten bodziec, który stres wywołuje nie jest tak istotny, jak się na początku wydawało.

W przypadku tej epidemii musimy myśleć o natychmiastowej modyfikacji zachowania czy o dłuższej perspektywie?

Na zmianę nawyków jest potrzebny czas. Są tacy autorzy badań, którzy mówią, że to minimum 10 dni, a według innych 20 lub 28, a nawet więcej. Nie liczyłbym więc na zmianę nawyków, a po prostu na zmianę zachowania, nawet na jakiś czas. Musimy przekonać ludzi, by zmienili swoje postępowanie wbrew własnej wygodzie, ale dla wyższych celów. Najtrudniejsze jest jednak to, że w przypadku pandemii musimy być pewni, że ludzie, którzy na razie pozostają w domach, za tydzień z tego nie zrezygnują. To kwestia ogromnej dyscypliny i to w stosunkowo długim czasie.

Nie mówimy jednak o zmianie nawyków – liczymy, że ta sytuacja wróci do normalności i w końcu, gdy wszystko się skończy, będziemy znowu wychodzić na zewnątrz i spotykać się z sąsiadami.

W przestrzeni publicznej, szczególnie mediów społecznościowych, znajdziemy mnóstwo argumentów na to, że zalecane przez WHO i władze sanitarne ograniczenie kontaktu między ludźmi nie ma sensu: a to firmy farmaceutyczne wywołały panikę dla zarobku. A to inne kraje wcale takich rozwiązań nie wprowadzają…

W mediach pojawia się głównie informacja „zostań w domu”. Ona jest bardzo silna. Natomiast moim zdaniem, w ślad za instrukcją, czego nie wolno nam robić, powinna wyraźniej i głośniej iść instrukcja, co trzeba robić. Ludzie, także w sytuacji kryzysu, mają silną potrzebę działania, przygotowania się na najgorsze. Tymczasem informacji o poprawnym postępowaniu jest bardzo mało, albo – właściwiej rzecz ujmując – ona jest nieustrukturyzowana. Oczywiście w wypowiedziach ekspertów pojawiają się instrukcje i zalecenia, ale one giną w natłoku innych, mniej istotnych informacji. Instrukcje powinny być przygotowywane i rozpowszechniane w przejrzysty sposób, nawet w formie grafik. W kryzysie nasza zdolność wyłapywania ważnych dla nas informacji jest ograniczona.

Jakiej informacji brakuje?

Cały czas zastanawiam się, jak wiele osób wiedziałoby gdzie zadzwonić gdyby podejrzewały u siebie zakażenie koronawirusem. Jak się zachować? Jak nie zakazić najbliższych? Jak ochronić dzieci? Takich informacji „do działania” jest wciąż za mało. A, moim zdaniem, one są ważniejsze dla odbiorcy niż informacje o liczbie śmierci i zakażeń.

Czyli wszystkie te mobilizujące zachowania: szycie maseczek, kupowanie respiratorów dla lokalnego szpitala, drukowanie środków ochrony osobistej…

… one mają kolosalne znaczenie, bo pozwalają aktywnie włączyć się w walkę z epidemią. To nam pomaga, to nas wspiera. W sytuacji kryzysu jest to bardzo ważne.

Powstają sieci wsparcia w mediach społecznościowych, różne grupy wymiany, spotkania on-line. Zastanawiam się tylko, kto z nich korzysta. Bo przecież nie najstarsi, nie najbiedniejsi.

Na co dzień mówimy o zjawisku wykluczenia cyfrowego, które jest zjawiskiem negatywnym. Ale ono w świecie bez pandemii nie jest aż tak niebezpieczne, jak teraz – w czasie kryzysu, gdzie duża część usług publicznych, wsparcia, informacji przenosi się do internetu. W czasie kryzysu powstają zupełnie nowe grupy wykluczonych, osób które w normalnej sytuacji radziły sobie wystarczająco dobrze. Ryzyka wynikające z braku dostępu do internetu są tu dobrym przykładem.

Pojawiają się też wypowiedzi polityków, na przykład prezydenta USA, że koszty walki z koronawirusem będą wyższe niż koszty samej epidemii. Czy izolacja społeczna, zerwanie więzi, które wprowadza koronawirus może być niebezpieczna?

Tak, to jest groźne zjawisko, z tym że prezydent Trump moim zdaniem mówił bardziej o gospodarce niż o więziach społecznych. To może brzmieć niemoralnie, gdy decydujemy się na porównania, czy straty gospodarcze będą większe gdy zostaniemy w domu chroniąc najsłabszych, czy gdy pewna grupa pacjentów umrze. W Europie jednak walczymy o co innego: o to, by nie doprowadzić do zapaści naszego systemu zdrowia, nawet za cenę zapaści gospodarczej. To jest teraz – moim zdaniem – nasz prawdziwy cel.

Różne badania międzynarodowe pokazują, że więzi społeczne chronią najsłabsze osoby. Izolacja może być śmiertelnym zagrożeniem dla zdrowia i życia…

Tak, takie badania robiono po huraganie Catrina, gdzie porównywalne pod względem zamożności społeczności radziły sobie znacznie lepiej wtedy, gdy istniały w nich silne więzi społeczne. Susan Pinker zrobiła też badania wśród mieszkańców Sardynii próbując dociec, dlaczego ludzie żyją tam długo i są szczęśliwi – powód był ten sam. Zbierają się razem, wspierają się, razem spędzają czas… Paradoksalnie, te więzi bardzo wpłynęły na rozwój epidemii na południu Europy.

Co czują ludzie, którzy nie mogą spotkać się z rodziną, ze znajomymi?

Zależy jak długo to potrwa. Jeśli kilka tygodni czują się bezradni. Jeśli kilkanaście, to ta bezradność może przerodzić się w jakieś formy buntu.

Poważnie? Włącznie z rozruchami na ulicach?

Przecież widzieliśmy taką sytuację. We Francji zamknięto dla publiczności stadion w czasie meczu piłkarskiego, a publiczność zebrała się pod stadionem. Tworząc gigantyczne ryzyko.

Czy można przewidzieć, jak zachowa się polskie społeczeństwo?

U nas istotne są więzi rodzinne. Ludzie z reguły spotykają się w domach, a poza kilkoma dużymi miastami rzadko wychodzą na śniadanie lub obiad na mieście. Oczywiście można zakładać, że życie społeczne przejdzie silniej do przestrzeni prywatnej. Ale jak będzie naprawdę, nie wiemy. Nie mamy podobnych doświadczeń.

Rozmawiała Sylwia Szparkowska

27.03.2020
Zobacz także
  • Jak radzić sobie z lękiem przed koronawirusem?
  • Astronauta podpowiada, jak radzić sobie z izolacją
  • Jak radzić sobie ze stresem z powodu pandemii
  • Rzeczy, które możemy zrobić
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta