Karetki w kolejce

Ewa Stanek-Misiąg

Powinno się testować wszystkich, którzy mieli kontakt z osobą zakażoną. Ratowników i ogólnie personel medyczny należałoby poddawać testom codziennie, bo mamy takie kontakty wielokrotnie. Nie, nie robi się nam testów – opowiada ratownik z 5-letnim stażem. Pracuje w mieście wojewódzkim. Żonaty, jedno dziecko. Chce pozostać anonimowy.


Fot. Krzysztof Cwik/ Agencja Gazeta

Od kiedy pracuję w Zespołach Ratownictwa Medycznego, kombinezon ochronny był zawsze częścią obowiązkowego wyposażenia karetki, ale nie przypominam sobie, żebym przez ostatnie 5 lat kiedykolwiek go zakładał. A teraz? Pierwsza rzecz, którą robię po przyjściu na dyżur, to sprawdzenie, czy go mam, bo na pewno będzie potrzebny. Zespół ratownictwa stanowią 2 lub 3 osoby, każda z nich musi mieć indywidualny pakiet ochrony biologicznej. Do pacjenta, u którego wywiad telefoniczny zebrany przez dyspozytora może wskazywać na zakażenie koronawirusem, wchodzimy w pełnym stroju ochronnym. Jeśli nie ma takiej informacji, zakładamy tylko maskę i gogle. Jeżeli po przyjeździe na miejsce widzimy, że stan pacjenta jednak wskazuje na zakażenie, to wracamy po kombinezony. Dostaliśmy maseczki wielorazowe, z filtrem N99, który ma wystarczyć na 50 godzin. Jeszcze nie przekroczyliśmy tego limitu. Mam nadzieję, że nowe filtry dostaniemy na czas.

Zgodnie z procedurą podczas transportu pacjenta z chorobą zakaźną zespół jest ubrany w kombinezony, a pacjent ma maseczkę. Trzeba skontaktować się z oddziałem zakaźnym, aby ustalić przyjęcie. Zajmuje mi to średnio pół godziny, tak trudno się dodzwonić. Byłoby super, gdyby telefon odbierano w krótszym czasie, ale rozumiem, że oni też są przeciążeni. Jeśli pacjent ma problem wymagający hospitalizacji innej niż na oddziale zakaźnym, karetka – zgodnie z obowiązującymi przepisami – ma jechać do najbliższego SOR-u.

Po przewiezieniu pacjenta zakaźnego musimy dekontaminować cały samochód, to znaczy umyć go z zewnątrz i zdezynfekować wewnątrz. Zajmuje to ponad godzinę. Początkowo mieliśmy tylko jedno stanowisko. Tworzyły się kolejki po 5–6 aut. Jak jesteś ostatni, to wiesz, że będziesz czekał 6 godzin w masce, goglach i kombinezonie – stroju ochronnego nie możesz zdjąć. Nie skorzystasz z toalety, nie zjesz. Kombinezon nie oddycha, jesteś cały mokry. Stanowiska do dekontaminacji ambulansów to najczęściej po prostu przystosowane myjnie. Ratownicy zdejmują kombinezony i ubrania na zewnątrz, w wydzielonej strefie. Dobrze, że robi się coraz cieplej. O prysznicu nie ma mowy. Może uda się umyć po powrocie do miejsca stacjonowania. Wyjazd do pacjenta z podejrzeniem choroby zakaźnej oznacza, że zespół będzie niedostępny przez następnych kilka godzin. Udzielanie pomocy, kontakt z oddziałem zakaźnym, przewóz i przekazanie pacjenta do szpitala, oczekiwanie i procedura dekontaminacji, uzupełnianie sprzętu – to wszystko trwa.

W czasach przed epidemią 80% zgłoszeń to były wezwania nieuzasadnione. Przykład? Złe samopoczucie, ból brzucha czy proste urazy. Jeśli pacjent może podjąć wysiłek i samodzielnie lub z pomocą rodziny udać się na oddział ratunkowy czy przyjąć doraźne leki, karetka nie powinna przyjeżdżać. Teraz – chyba ze strachu – ludzie dzwonią rzadziej, ale obsługa wezwań ze względu na środki ochrony trwa znacznie dłużej niż zwykle.

Podejmuje się działania, aby skuteczniej zabezpieczyć personel. Trwają ustalenia, jak przeorganizować nasz grafik. Być może wydłużymy lub skumulujemy dyżury, żeby rzadziej przychodzić do pracy, mniej się przemieszczać. Niektórzy dysponenci rozdzielają zespoły, żeby kilka karetek nie stacjonowało w jednym miejscu. Przy takim rozwiązaniu, jeśli jedna z załóg będzie poddana kwarantannie, inne nie zostaną wyłączone. Jedni z nas mają tymczasową bazę na plebanii, inni w szkolnym internacie.

Według obecnych zaleceń ekspertów powinno się testować wszystkich, którzy mieli kontakt z osobą zakażoną. Ratowników i ogólnie personel medyczny należałoby poddawać testom codziennie, bo mamy takie kontakty wielokrotnie. Nie, nie robi się nam testów. A zakażonych i chorych będzie coraz więcej. Tak mówią statystki i dołoży się do tego, moim zdaniem, nakaz noszenia rękawiczek w sklepie. Proszę mi wierzyć, że rękawiczki osłabią czujność. Ludzie będą przekonani, że jak mają rękawiczki, to są bezpieczni. Dotkną czegoś w sklepie, potem swojej twarzy, zdejmą rękawiczki w niewłaściwy sposób, zapomną o umyciu rąk.

Obecna sytuacja pokazuje, jak bardzo potrzebujemy w ochronie zdrowia cyfryzacji. Przecież jadąc do pacjenta, moglibyśmy po drodze sprawdzić historię jego chorób czy pobyty w szpitalu. Na razie nie mamy takiej możliwości, ale kilka dni temu pojawiła się aktualizacja w naszym systemie – przy zgłoszeniu widzimy, czy pacjent ma zaleconą kwarantannę.
Potrzebujemy też szkoleń. Podstawowa rzecz to zakładanie i zdejmowanie kombinezonu. Te czynności powinno się wykonywać automatycznie, czyli wymagają wielokrotnie powtarzanego treningu. U nas szkolenia zaczęły się dopiero wtedy, gdy pojawił się wirus, i były teoretyczne, polegały na oglądaniu, żeby „nie marnować środków”, których już wtedy było mało.
Uczymy się tego na bieżąco, bo jest kilka modeli kombinezonów i nigdy nie wiadomo, jaki dostaniemy.

Zawsze staram się zrozumieć ludzi, którzy wzywając karetkę, nie podają pełnych informacji o stanie zdrowia albo koloryzują. Oni robią wszystko, żeby uzyskać pomoc. Ale teraz sytuacja jest nadzwyczajna. Jeśli ktoś kaszle, ma gorączkę, musi to powiedzieć dyspozytorowi. Nie może tego nie zgłosić. Ratownicy przyjadą w kombinezonach. Mijanie się z prawdą może doprowadzić do tego, że zespół ratowniczy będzie musiał się poddać kwarantannie, czyli przez 14 dni będzie wyłączony z pracy. A nie mamy w Polsce za wiele personelu i karetek. Według Ministerstwa Zdrowia dysponujemy 1585 zespołami ratownictwa medycznego, czyli na około 25 tysięcy osób przypada jedna karetka.

Dziś z żoną podjęliśmy decyzję, że się rozdzielamy. Ja zostaję w domu, ona z dzieckiem przeprowadza się do swoich rodziców. Zakładam, że nie będziemy się widzieć przez miesiąc, może dłużej. Będę mógł pracować, nie martwiąc się o nich.
„Bezpieczeństwo ratownika jest najważniejsze” – to pierwsza rzecz, jakiej uczą ratowników na studiach. Myślę, że jeśli któregoś dnia przyjdę na dyżur i okaże się, że nie ma środków ochrony osobistej, to odmówię przejęcia dyżuru. Jestem pewien, że każdy z nas – ratowników – myśli o takim rozwoju wypadków.

wysłuchała Ewa Stanek-Misiąg

08.04.2020
Zobacz także
  • Strach personelu
  • Myślą, że umrą
  • Wiarygodność liczb
  • Nie dotykać części twarzowej
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta