×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Strach personelu

Ewa Stanek-Misiąg

Rozmowa z Lidią Stopyrą – pediatrą, specjalistką chorób zakaźnych, ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, przekształconego w celu leczenia dzieci chorych na COVID-19 i hospitalizacji podejrzanych o zakażenie.

 


lek. Lidia Stopyra

lek. Lidia Stopyra: To jest dla nas czas pełnej mobilizacji.

Ewa Stanek-Misiąg: I większego ryzyka.

Istotnie, pracujemy bezpośrednio z pacjentami zakażonymi i podejrzanymi o zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2. Nie są to jednak pacjenci o nieznanym statusie, którzy przyszli do nas przypadkowo. Oni nie przyszli z ulicy. Pacjent, który trafia do nas, jest wprowadzany od razu do sali, w której będzie izolowany. Nie przechodzi przez izbę przyjęć czy SOR. Jego sala oddzielona jest od reszty oddziału śluzą, czyli podwójnymi drzwiami. Do takiego pacjenta wchodzimy w odpowiednim stroju. Problemy ze środkami ochrony indywidualnej mają teraz wszyscy, ale na razie sobie radzimy i niczego nie brakuje.
Uważam, że jest u nas bezpiecznie.

Personel medyczny przechodzi testy na obecność koronawirusa (SARS-CoV-2)? Powszechnie uważa się, że testów wykonuje się u nas zbyt mało.

Powinniśmy dążyć do tego, żeby testów wykonywać jak najwięcej, ale ważniejsza od liczby testów jest ich jakość. One muszą mieć odpowiednią czułość i swoistość. Na podstawie wyniku testu podejmujemy decyzję, czy chory jako niezakaźny może prowadzić normalne – na ile to teraz możliwe – życie, czy jako zakażony wymaga co najmniej 14-dniowej izolacji. Test musi być wiarygodny. Nie możemy bazować na testach o 60–70% czułości. Oczywiście nie ma testów, które byłyby w 100% wiarygodne, ale staramy sobie z tym radzić. Rodzice często uważają, że wynik na papierze jest ważniejszy od opinii lekarza, który badał ich dziecko. Dziwią się, że mimo ujemnego wyniku nie zwalniamy dziecka z nałożonego reżimu. Tłumaczymy wtedy, że musimy brać pod uwagę nie tylko wynik testu, ale także stan pacjenta oceniony na podstawie badania przedmiotowego i wywiad epidemiologiczny.
Personel szpitala jest poddawany testom, jeśli zachodzi taka potrzeba. Musimy zachować rozsądek.

Dzieci są zawsze w rodzicami?

W szpitalu obowiązuje całkowity zakaz odwiedzin w związku z wprowadzeniem stanu epidemicznego z początkiem marca. Natomiast rodzic, który towarzyszy dziecku przyjmowanemu z powodu podejrzenia zakażenia koronawirusem, pozostaje z nim na sali na tych samych warunkach, co dziecko, czyli w pełnej izolacji. Nie wolno mu wychodzić.
Dzięki pomocy wielu dobrych ludzi zgromadziliśmy szczoteczki do zębów, pasty, mydła, piżamy, podkoszulki, żeby tym rodzicom pomóc. Nikt przecież nie idzie z dzieckiem do przychodni wyposażony w takie rzeczy i spakowany, a może się okazać, że lekarz uzna, iż dziecko wymaga hospitalizacji, i wezwie karetkę, która przywiezie do nas dziecko razem z rodzicem prosto z przychodni.
Nie zdarzyło się, żeby jakiś rodzic miał jakiekolwiek wątpliwości i nie chciał zostać z dzieckiem. Wszyscy starają się pomóc. To są wzruszające sytuacje, kiedy na przykład tata proponuje, że sam zmierzy ciśnienie dziecku, bo w ten sposób oszczędzimy kombinezon, a wiadomo, jakie są kłopoty ze środkami ochrony. Nie zawsze możemy się na to zgodzić, badania przeprowadza wykwalifikowany personel, ale ta chęć pomocy jest bardzo miła.

Z danych wynika, że u dzieci choroba przebiega łagodniej niż u dorosłych. Czy to się potwierdza na pani oddziale?

Mamy teraz piątkę dzieci. Nie mogę powiedzieć, że chorują całkiem łagodnie, ale w obecnej chwili nic im nie zagraża. Owszem, zgodnie z danymi martwić powinniśmy się przede wszystkim o osoby powyżej 70. roku życia, a najbardziej o te, które przekroczyły 80. rok życia. Jednak mamy doniesienia, że nawet u dzieci nieobciążonych żadnymi chorobami zakażenie może mieć ciężki przebieg i zdarzają się gwałtowne pogorszenia. Dlatego zachowujemy dużą czujność i nawet jeśli dziecko jest w stosunkowo dobrym stanie, to odczekujemy jakiś czas przed wypuszczeniem go do domu.

Ile chorych czy podejrzewanych o zakażenie dzieci może przyjąć pani oddział?

Będziemy się dostosowywać do potrzeb. Kiedy przyjmujemy dziecko z wirusowym zapaleniem płuc, musimy ustalić, który wirus wywołał chorobę. Do tego czasu dziecko trzeba izolować. Pacjentów z potwierdzonym zakażeniem moglibyśmy umieszczać razem. Problem w tym, że dysponujemy salami 1-osobowymi. Rozważamy różne scenariusze w zależności od rozwoju sytuacji.
Dużo się teraz mówi liczbie miejsc w szpitalach, o respiratorach, ale nie możemy zapominać o tym, że respirator to nie robot. Ktoś musi zaintubować pacjenta, podłączyć urządzenie i nadzorować terapię. Pacjent podłączony do respiratora wymaga wiele uwagi i potrzebna jest odpowiednia liczba personelu.

Czyli wracamy do środków ochrony osobistej i testów?

Na pierwszy plan wysuwa się nie tylko problem zakażeń wśród personelu. Teraz problem stanowi strach. Nigdy nie mieliśmy za dużo pielęgniarek, za dużo lekarzy, a teraz mamy znacznie większe potrzeby niż przed pandemią. Sądziłam, że ta nadzwyczajna sytuacja zmobilizuje stażystów, rezydentów, że zgłoszą się do nas lekarze z przychodni, z innych oddziałów. Teraz można wiele się nauczyć, nabrać bezcennego doświadczenia. Tak się nie stało.
Przykro mi też, że nasz zespół, nasze pielęgniarki wzbudzają lęk na innych oddziałach. Pielęgniarkom z innych oddziałów zabrania się u nas pracować, „żeby czegoś nie przyniosły”. A to przecież u nas, jak wspomniałam, obowiązuje najwyższy reżim, podczas gdy gdzie indziej pacjenci przyjmowani są bez takich zabezpieczeń ze strony personelu.
Byłam też wstrząśnięta informacją, że szpitale nie chcą przyjmować dzieci wymagających wysoko specjalistycznej opieki, jeśli są one podejrzane o zakażenie czy zakażone. Padł argument, że takie dziecko stanowi śmiertelne zagrożenie dla innych pacjentów. Na oddziale zakaźnym możemy dużo zrobić, ale nie przeprowadzimy na przykład operacji neurochirurgicznej. Na wynik testu trzeba czekać dobę. Nie może być tak, że jakieś dziecko umrze, ponieważ lekarz boi się nim zająć. Musimy tak wszystko zorganizować, żeby dla chorych na COVID-19 wymagających specjalistycznych interwencji były miejsca w szpitalach, a personel tych szpitali dysponował środkami ochrony indywidualnej. W przeciwnym razie może dojść do tragedii.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

03.04.2020
Zobacz także
  • Myślą, że umrą
  • Wiarygodność liczb
  • Europa na froncie walki z koronawirusem
  • Koronawirus (COVID-19) - najnowsze informacje
Wybrane treści dla Ciebie
  • Szczepienia przed wyjazdem na Karaiby (Wyspy Karaibskie)
  • Szczepienie przeciwko meningokokom
  • Szczepienia obowiązkowe dla podróżnych
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Szczepienia przed wyjazdem do Afryki Południowej
  • Szczepienie przeciwko odrze, śwince i różyczce
  • Szczepienie przeciwko gruźlicy
  • Szczepienie przeciwko środkowoeuropejskiemu odkleszczowemu zapaleniu mózgu
  • Szczepienia przed wyjazdem do Afryki Północnej
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta