Barometr epidemii (51)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Wiosenna fala jest wyższa niż jesienna. Tylko od naszej odpowiedzialności zależy długość jej trwania i to, czy działający na oparach oparów system ochrony zdrowia całkowicie się nie załamie. Symptomy tego załamania są już w niektórych regionach faktem, mimo to u decydentów polityka po raz kolejny wygrywa ze zdrowym rozsądkiem. Najwyraźniej perspektywa zbliżających się świąt jest dodatkowym czynnikiem zaburzającym zdolność podejmowania decyzji.


Fot. Dawid Żuchowicz/ Agencja Gazeta

Największa porażka. Co by się stało, jaka by się wylała fala krytyki i hejtu, gdyby w grudniu testowano wracających z Wielkiej Brytanii i zatrzymano chorych. I gdzie miałoby się to odbywać – czy tutaj na miejscu, czy te osoby byłyby odsyłane do Wielkiej Brytanii, czy w Wielkiej Brytanii miałyby być zatrzymane? – zastanawiał się w piątek Stanisław Karczewski, prominentny polityk PiS, wielokrotnie wymieniany jako kandydat na stanowisko ministra zdrowia. Wcześniej o spodziewanym hejcie, jako przyczynie podjęcia decyzji o nietestowaniu (i niekierowaniu na kwarantannę) osób przyjeżdżających z Wielkiej Brytanii na święta Bożego Narodzenia mówił również prof. Andrzej Horban, szef medycznych doradców premiera.

Dziś nie ma wątpliwości, że grudniowe decyzje były skrajnie błędne – pisaliśmy o tym w tekście „O wyższości świąt Bożego Narodzenia nad pandemią”, zwracając uwagę nie tylko na brak testowania (choćby na lotniskach), ale też na szokująco absurdalne rozwiązanie, jakim było nałożenie obowiązkowej kwarantanny na osoby przyjeżdżające do Polski zza granicy... od 28 grudnia. Tak, by przez przypadek nikomu nie uniemożliwić spotkań w gronie rodzinnym.

Rządzenie to sztuka podejmowania trudnych decyzji. Pandemia COVID-19 to największy od czasu II wojny światowej kryzys, na pewno stawiający przed rządzącymi potężne wyzwania, ale zwłaszcza w takim czasie koniunkturalizm i politykierstwo przynoszą opłakane skutki, których cenę płacimy my wszyscy. Nie premier i prezydent, nie minister zdrowia, ale ci, którzy są codziennie narażeni na zakażenie (tak, często z powodu nieodpowiedzialności współrodaków) i ci, którzy walczą ze skutkami pandemii. Błądzić jest rzeczą ludzką. Podejmować złe decyzje z powodu kalkulacji politycznej – to już coś więcej niż błąd. Powtarzać te złe decyzje – to już recydywa, za którą wyroki zapadają surowsze i bez zawieszenia.

Największy błąd. Półśrodki zamiast lockdownu. System ochrony zdrowia na krawędzi, lub nawet – jak na Mazowszu – już poza nią. Łóżka covidowe dostępne tylko w tabelkach decydentów, albo, jeśli dostępne, to rzeczywiście same łóżka, bez dostępu do instalacji tlenowej. Takie dla chorych pod obserwacją, których do szpitali teraz w zasadzie się nie przyjmuje. Jednak rząd, na tydzień przed świętami, ignorując choćby informacje publicznie dostępne (zapewne decydenci mają własne analizy, trudno sobie wyobrazić, żeby nie mieli), płynące z sondaży opinii publicznej, że co najmniej jedna trzecia Polaków nie zamierza przestrzegać żadnych ograniczeń pandemicznych przy spędzaniu świąt, wprowadza obostrzenia, które nie rozwiązują podstawowego problemu, a tak naprawdę dwóch. Nadal będzie możliwe przemieszczanie się z dala od swojego miejsca zamieszkania, nadal będą możliwe spotkania w rodzinnym gronie, nadal będą możliwe liczne zgromadzenia wiernych w kościołach.

Eksperci wskazują, że święta Bożego Narodzenia zaowocowały większą liczbą zakażeń w okresie poświątecznym, choć jeszcze wtedy mieliśmy do czynienia z mniej ekspansywnym wariantem SARS-CoV-2, a i pułap potwierdzonych zakażeń przed Bożym Narodzeniem był znacząco niższy niż w tej chwili. – Dlaczego teraz miałoby być inaczej? – pytają. Zwłaszcza, że w tej chwili dominuje odmiana o wiele bardziej zakaźna, jak podkreśla minister zdrowia, o wiele bardziej zjadliwa, zakażeń mamy trzy razy tyle, co w grudniu, a stanu klęski żywiołowej i nakazu pozostania w domach nie ma. Tylko stan nadzwyczajny pozwala rządowi wprowadzić najostrzejsze rygory – i to jest ten moment, kiedy słowo powinno stać się ciałem. Tymczasem i szef doradców medycznych („dziś nie zamkniemy kraju, może jutro tak”) i minister zdrowia („możemy wprowadzić godzinę policyjną, jeśli w przyszłym tygodniu albo w okresie okołoświątecznym nie zaobserwujemy przesilenia”) nie wykluczają sięgnięcia po to rozwiązanie, ale – najlepiej po świętach. Żeby nie drażnić społeczeństwa? Żeby nie drażnić hierarchów? Czym, pytają się niektórzy lekarze, różni się dwu, trzygodzinne nabożeństwo w zamkniętym kościele, nawet przy założeniu przestrzegania bardziej rygorystycznych limitów wiernych, od każdego innego zgromadzenia? Z punktu widzenia medycznego, naukowego, epidemiologicznego – niczym.

Jeśli rząd rzeczywiście dopuszcza sięgnięcie po ostateczny środek, jakim jest stan nadzwyczajny (powinien być wprowadzony rok temu), to aby sens miała jego wysoka – również w wymiarze ograniczenia swobód obywatelskich – cena, powinien być wprowadzony jako środek zapobiegający najgorszemu scenariuszowi, a nie reakcja na pogorszenie się sytuacji. Wbrew pełnym samozadowolenia wypowiedziom polityków obozu rządzącego Polska nie jest bowiem wcale „kilka kroków przed wirusem” (Konstanty Radziwiłł). Przeciwnie – działania w walce z pandemią są czysto reaktywne, a karty rozdaje koronawirus.

Największy znak zapytania. Szczepienia. Podczas czwartkowej konferencji prasowej poświęconej obostrzeniom (a oprócz tego, atakowi na prywatną ochronę zdrowia i opozycję) premier Mateusz Morawiecki, wśród sukcesów rządu wymienił fakt zaszczepienia ponad 5 mln osób. Przekaz podchwycili natychmiast inni politycy PiS. – Najwięcej zaszczepionych wśród dużych państw UE – twittował m.in. Marcin Horała, pełnomocnik rządu ds. budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Jedno i drugie stwierdzenie to fałsz.

Polska nie zaszczepiła „ponad pięciu milionów osób”. Do 25 marca wykonano ok. 5,2 mln szczepień, z czego ok. 3,6 mln osób otrzymało przynajmniej jedną dawkę szczepionki.

Czy Polska ma „najwięcej zaszczepionych wśród dużych państw UE”? Nie. Ani w liczbach bezwzględnych, ani w odsetku populacji – niestety. Ani biorąc pod uwagę zaszczepionych tylko jedną dawką (tu mamy wręcz piąte, ostatnie miejsce wśród największych krajów unijnych), ani pod względem liczby w pełni zaszczepionych – długo byliśmy liderem w tej kategorii, ale w tej chwili wyprzedza nas Hiszpania.

Jest faktem, że szczepienia przez dwa miesiące szły w Polsce bardzo sprawnie. Jednak uprawianie propagandy sukcesu, i to tak topornymi metodami, zwyczajnie kłóci się i z powagą sytuacji, i z delikatnością materii, i przede wszystkim z ogromem wyzwań, jakie już zaczynają się piętrzyć. Bo wyhamowanie tempa szczepień na przestrzeni ostatnich kilkunastu dni jest faktem. Podobnie jak bałagan, który zaczyna dotykać punkty szczepień, co skutkuje koniecznością odwoływania i przekładania szczepień (bo na przykład docierają szczepionki AstraZeneca, brakuje natomiast szczepionek mRNA dla seniorów).

Rząd planuje ucieczkę do przodu, co oznacza w praktyce rezygnację z Narodowego Programu Szczepień w jego obecnej formule – jednak trudno sobie wyobrazić, by scentralizowany system dystrybucji szczepionek zadziałał, jeśli będzie ich do podziału co tydzień kilka razy więcej niż w tej chwili, dodatkowo zaś wzrośnie liczba punktów szczepień (jedno i drugie ma się stać faktem). W zakresie szczepień wszystko jeszcze przed nami. Również – prawdziwy test systemu.

Największe wyzwanie. Przetrwać i dać przetrwać innym. Niepewność i brak konsekwencji ze strony rządzących powoduje, że lwia część odpowiedzialności za przebieg pandemii zostaje przerzucona na obywateli. To od indywidualnych wyborów każdego z nas – bardziej niż od decyzji zapadających na szczeblu rządowym – zależy w tej chwili to, czy uda się przerwać transmisję wirusa. Każdy zbędny pobyt w miejscach, gdzie spotyka się – zwłaszcza w przestrzeni zamkniętej – wiele osób, nieostrożność podczas zakładania i zdejmowania maski, zlekceważenie zasady dystansowania społecznego, a także spotkania świąteczne z tymi, za którymi tęsknimy – to wyraz braku solidarności z tymi, którzy walczą o swoje życie i tymi, którzy codziennie walczą o życie innych.

28.03.2021
Zobacz także
  • Barometr epidemii (50)
  • Barometr epidemii (49)
  • Barometr epidemii (48)
  • Barometr epidemii (47)
  • Barometr epidemii (46)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta